Artykuły

Antybajka

"Ony" Marty Guśniowskiej w reż. Daniela Adamczyka w Centrum Kultury w Lublinie - Czytelni Dramatu, pisze Piotr Morawski, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Bajki opowiada się, by oswoić otaczający świat. By nieuporządkowanej rzeczywistości nadać znany kształt, w którym pojawią się - jak w schemacie Władimira Proppa - przeciwnicy, z którymi przyjdzie walczyć, przeszkody, które trzeba będzie pokonać i sojusznicy, którzy, nieraz nieoczekiwanie, przyjdą z pomocą. Za tym schematem łatwo ukryć chaos świata, a językiem bajki zasłonić brzydką rzeczywistość. Dlatego pewnie tak lubimy oglądać hollywoodzkie bajki dla dorosłych, które - oparte na tym samym schemacie - pozwalają nam zachować wiarę w to, że świat może być lepszy niż ten, który widzimy za oknem, a przynajmniej bardziej estetyczny. I tak estetyka przykrywa liszaje codzienności, od których uciekamy pogrążając się w innych, lepszych światach telewizyjnych i filmowych bohaterów.

"Ony" Marty Guśniowskiej jest właściwie antybajką. Bo choć jest tu i bohater, który wyrusza w drogę, by odnaleźć ojca, i przeszkody, które musi pokonać, niespodziewany pomocnik, a wreszcie nagroda, to jednak bajka Guśniowskiej sama się już na wstępie demaskuje. Mamy taką sobie zwyczajną rodzinę. Ojciec odszedł z tą- mówi matka, a syn kończy - papugą. A jak z papugą - ciągnie dziecko, to na pewno jest piratem, ma statek, załogę i życie pełne przygód. Chłopak ma też stryja, który z całą pewnością jest czarnoksiężnikiem, bo w swoim tajnym pokoju, w którym spotyka się z innymi czarnoksiężnikami, ma mnóstwo butelek. A w domu czuć zapach drożdży, choć nadzieje na ciepłe bułeczki pryskają szybko.

Konwencja mająca maskować niewygodną rzeczywistość już na wstępie zostaje odsłonięta i zdekonstruowana. Już wiemy, że te bajania o piratach, czarnoksiężnikach, wiedźmach to zwykła maska za którą jest samotnie wychowująca syna matka, która pewnego dnia znika w szpitalu i już z niego nie wyjdzie; ojciec, który poszedł w siną dal, krewni alkoholicy i egoiści, interweniująca dyrektorka szkoły Z każdej szczeliny bajki Guśniowskiej zieje najbardziej brutalna rzeczywistość dorastającego chłopaka.

Daniel Adamczyk w spektaklu lubelskiego Teatru Czytelni Dramatu pozostał wierny konwencji antybajki, wyraźnie akcentując wszystkie szczeliny bajkowej opowieści. Stworzony przez Magdalenę Franczak na scenie świat też nie maskuje zgrzebnej rzeczywistości, a raczej wchodzi z nią w żywą interakcję. Jak w dziecięcej zabawie, w której byle kij może być szablą, scenografka z codziennych przedmiotów i sprzętów buduje wieże, chatki z piernika, statki czy głębie oceanu. Aktorzy też wchodzą w ten świat. I bawią się jak dzieci.

Tak, ten spektakl to zabawa! I nie chodzi mi tu nawet o to, że się wszyscy na nim świetnie bawią, lecz, że - by opowiedzieć tę antybajkę - wykorzystuje się konwencję dziecięcej zabawy. I to nie zabawy lalką barbie czy klockami lego albo wypasionymi resorakami; te - znów jak bajkowy schemat - maskowały tylko szczeliny rzeczywistości, łudziły kolorami i doskonałymi kształtami, o jakie trudno w prawdziwym świecie.

W Czarnej Sali lubelskiego Centrum Kultury odbywa się raczej podwórkowa zabawa z dawnych czasów, gdy ze zwykłego trzepaka dawało się stworzyć czołg albo i statek kosmiczny. Zabawa jest na całego - bawimy się słowami: kuter "Noga" stoi przy przystani, a kuternoga wywijając kulą biega po pomostach; ojciec na dnie oceanu uprawia rolę, ale ta rola, jak się okazuje, to rola jaką ojciec odgrywa przed synem. Bawimy się rzeczami: zabawa polega przecież na używaniu rzeczy niezgodnie z ich przeznaczeniem, więc ze szkolnych ławek buduje się mury albo statki, a z kuli jednego beznogiego pirata - wskazówkę coraz szybciej tykającego zegara.

Bo czas biegnie nieubłaganie. Dzieci szybko rosną. Właściwie wszystkie bajki są o dorastaniu - bohater koniec końców wraca do punktu wyjścia, ale jest już kimś innym. Dojrzałym. Chłopiec staje się mężczyzną, dziewczyna - kobietą. Tym samym bajka realizuje zamówienie społeczne, tworząc schemat inicjacji. Społeczeństwo potrzebuje młodych mężczyzn i młode kobiety. Guśniowska - a w ślad za nią twórcy lubelskiego przedstawienia - te konwencję także wywraca na nice: antybajka odsłania to, co maskuje tradycyjna bajkowa narracja, w której wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Bohater Guśniowskiej przegapił ów bajkowy moment. Zestarzał się zanim jeszcze zakończył misję. "Ony" wywleka na wierzch ukrywane przez bajki lęki - przed starością i przed śmiercią. Bo kim będziemy jak nasze dzieci dorosną? A kim będziemy, gdy dorosną ich dzieci? A dzieci ich dzieci? I czy kto widział kiedyś prapradziadka albo praprababcię? No właśnie. I co będzie, jak nas nie będzie? I co to znaczy, że nas nie będzie?

Antybajka rozsadza schemat bajki. Zabawa - jak chcieli teoretycy zabawy - staje się profanacją. Rozbija świat iluzji wyznaczany marzeniami o wiecznej młodości, hollywoodzkich księżniczkach jak lalki barbie i happy endach - sacrum świata w dobie kapitalizmu. Może więc dobrze, że spektakl przeznaczony jest dla widzów, którzy skończyli już osiem lat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji