Zobaczcie to koniecznie!
W sali im. Haliny Mikołajskiej Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, którego dyrekcję artystyczną objął niedawno Piotr Cieślak, przedstawienie dwóch jednoaktówek pt. "Wesele, Wesele". Obie miniatury teatralne mają prawie identyczną treść, zgodną z tytułem. Akcja w obydwu rozgrywa się przy weselnym stole i związana jest z tradycyjną biesiadą, tym razem w środowiskach drobnych mieszczan. Pierwszą z miniatur napisał Antoni Czechow, tłumaczył Jerzy Wyszomirski; drugą - Bertolt Brecht, przełożył zaś Roman Szydłowski. Dla widza bardzo ważne jest w tym wypadku nazwisko reżysera - Piotra Cieślaka.
Jeśli uczeń podstawówki nie rozumie, na czym polega praca reżysera, powinien obejrzeć to przedstawienie. Jeśli student ma wątpliwości, co to jest wierność autorowi w teatrze, też koniecznie musi zobaczyć ten spektakl. Reżyseria jest bardzo konsekwentna, jednorodna. Pełna rozmachu, bogatej wyobraźni i wrażliwości, a także humoru. Na scenie trochę szaleństwa, odrobina zgrywy, ale przede wszystkim dobre aktorstwo i odważna, przemyślana inscenizacja. Piotr Cieślak subtelnie różnicuje psychikę obydwu autorów i ich epokę. Obydwa wesela posiadają przy tym wspólny mocny wyraz, do czego przyczyniła się i scenografia (bardzo ciekawa!) Ireny Biegańskiej.
Naturalnie odbiór sztuki teatru, sztuki aktorskiej jest zindywidualizowany. Ale "Wesele, Wesele" to spektakl czytelny i rozbawiający osoby o bardzo różnych rodzajach wrażliwości. Przedstawienie ma w sobie coś intrygującego, mimo iż widz ogląda je odprężony, roześmiany.
Spektakl należy do nielicznych, które warto, może nawet powinno się obejrzeć dwukrotnie, żeby w pełni smakować i docenić wartości różnych jego elementów.
Oczywiście trzeba wspomnieć i aktorów, choćby tylko Janinę Traczykównę (Anastazja i Matka Pana Młodego), Małgorzatę Rudzką (Daszeńka i Panna Młoda), Stanisława Brudnego (Teodor Rewunow - Karakułow), Omara Sangarego (Charlampiusz Dymba). Nie można też pominąć dyskretnej obecności muzyki Jerzego Satanowskiego i choreografii Emila Wesołowskiego.
Na "Metro", które jednocześnie grane jest ma dużej sali, autokary dowożą rozentuzjazmowanych nastolatków. Gdyby równie efektownie rozreklamować "Wesele, Wesele", autokary także dowoziłyby rozentuzjazmowaną publiczność. Miejmy nadzieję, że poloniści i historycy przywiodą swoich wychowanków, że "Wesele, Wesele" samo powędruje za granicę, no, chociażby do polonijnych ośrodków.