Artykuły

W sidłach zależności

"Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu" Joanny Szczepkowskiej w reżyserii autorki w Teatrze Łaźnia Nowa. Pisze Mateusz Borkowski w Gazecie Wyborczej - Kraków.

"Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu" w Łaźni Nowej bawi, ale i pozostawia gorzki posmak. Nowa sztuka Joanny Szczepkowskiej nie tylko świetnie pokazuje dwa skrajnie odmienne pokolenia, ale i skłania do refleksji nad sławą i... brakiem perspektyw na życie.

Na samym początku spektaklu, kiedy Joanna Szczepkowska rewelacyjnie naśladuje wirtuozowską grę na fortepianie, wiemy, że grana przez nią bohaterka to postać wybitna. Jednak po zapaleniu świateł okazuje się, że fortepian zastąpił stół, a mieszkanie, w którym się znajduje, czasy świetności ma dawno za sobą. Ona to Marta Morska, 60-letnia pianistka, którą poznajemy zaraz po tym, jak komornik nasłany przez spadkobiercę kamienicy wyniósł jej fortepian. Z początku wydaje się, że kobieta mówi do siebie, po chwili okazuje się jednak, że rozmawia ze starszą współlokatorką z pokoju obok.

Morska to cudowne dziecko PRL-u, "mała Martusia", pieszczoszka ustroju, o której swego czasu mówiła cała Polska. W środku imponującej kariery znika z życia publicznego. Rozwodzi się z mężem, znanym dyrygentem, który nie zostawia jej ani grosza i zamieszkuje ze swoją opiekunką z dzieciństwa - Pelcią, która w czasie wojny ukrywała w piwnicy żydowskiego chłopca i której udało się wyjść żywej z przesłuchania przez gestapo. Czy Pelcia jest wytworem wyobraźni Morskiej, a może postacią z krwi i kości, która leży nieruchomo w pokoju za drzwiami? To w gruncie rzeczy mało istotne i zależy wyłącznie od nas. Prawdziwa czy urojona, Pelcia jest źródłem lęków Morskiej, powodem, dla którego pianistka izoluje się od świata. To właśnie przez jej tłumaczenia (a może dzięki nim) Morska po śmierci rodziców wierzy, że tatuś zamienił się w mieszkającego przy oknie pajączka, a mamusia w muszkę. To przez Pelcię boi się też wejść do zamkniętej na klucz kuchni, w której - jak twierdzi - powiesił się Anioł Stróż. Ale Pelcia jest jednocześnie jej najbliższą osobą. Nie przeszkadza to jednak Morskiej narzekać na staruszkę, obwiniać ją o to, że nie może wyjść z domu, powtarzając niczym refren słowa: "małpa solona, wywaliła skarpety i leży". Dwie kobiety są niewątpliwie zżyte ze sobą, ale łącząca je więź należy do toksycznych.

Morska ma coś z "Pianistki" z powieści Elfriede Jelinek i filmu Michaela Hanekego. Podobnie jak Erika od matki, Morska jest od Pelci zależna. Nasuwa mi się jeszcze jedna analogia - z dokumentem braci Alberta i Davida Maysles "Szare ogrody", w którym oglądaliśmy dwie kobiety, krewne Jackie Kennedy. Noszące to samo imię i nazwisko matka z córką (Edith Bouvier Beale - mała i duża Edie) mimo arystokratycznego pochodzenia mieszkały przez kilkadziesiąt lat w zrujnowanej posiadłości bez prądu, bieżącej wody, w stertach śmieci. Mimo to kobiety utrzymywały pozory dawnego życia, umilając sobie czas śpiewaniem, tańcem, wspomnieniami o czasach, kiedy były bogate, oraz marzeniami o karierze w show-biznesie. Morska jednak nie marzy o karierze ani nie tęskni za sławą, którą odrzuciła.

Kiedy na jej drodze niespodziewanie staje grający we własnym zespole 25-letni Piotrek, pianistka ukrywa swoje nazwisko i daje się wciągnąć nadpobudliwemu chłopakowi w rozmowę, która zamienia się w popisowy koncert na dwa pokolenia. Szczepkowska to genialna obserwatorka, wyłapuje zarówno autentyczny język i maniery młodych, jak i przyzwyczajenia i powiedzonka starszego pokolenia. W roli Piotrka występuje debiutujący absolwent PWST w Krakowie Jan Jurkowski, który świetnie stworzył postać szukającego pracy chłopaka, zakłamującego swoją sytuację w nadziei na sukces. Piotrek nie umie słuchać, tkwi nosem w komórce i myśli tylko, jak przekuć w sukces spotkanie ze zdziwaczałą i nieco wyniosłą Morską. Mimo to pianistka wciąga jego i siebie w gorącą, pełną burzliwych zwrotów akcji rozmowę, której finału nie zdradzę. Na "Pelcię" warto iść dla żywych dialogów i świetnego duetu Szczepkowska-Jurkowski. A także dla takich smaczków jak Szczepkowska grożąca, że się powiesi, słuchająca muzyki na słuchawkach, mówiąca "gówno psie" czy wołająca błagalnym tonem o jedzenie.

*Teatr Łaźnia Nowa - "Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu". Autor i reżyseria: Joanna Szczepkowska, scenografia: Agnieszka Krupieńczyk, występują: Joanna Szczepkowska i Jan Jurkowski. Kolejne spektakle 27-29 marca oraz 7-9 kwietnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji