Artykuły

Teatralna gra na strunach perwersji

- Próbowaliśmy pochylić się nad tym, jakiej twarzy dochowaliśmy się za domową firanką, a jaką nosimy codziennie na ulicy, wobec innych - mówi reżyser Piotr Kruszczyński przed premierą "Prezydentek" Wernera Schwaba w Teatrze Nowym w Poznaniu.

Reżyser Piotr Kruszczyński [na zdjęciu] opowiada o tym, jaki świat - choć brutalny - potrafi być piękny. Premiera "Prezydentek" na podstawie dramatu Wernera Schwaba - 7 marca w Teatrze Nowym.

Monika Nawrocka-Leśnik: Nie trzeba czytać tego dramatu, żeby zorientować się, co nas czeka. Werner Schwab nazywany jest "nowym brutalistą", a "Prezydentki" - "dramatem fekalnym". Co pana urzekło w tym zanurzaniu się w brudy rzeczywistości?

Piotr Kruszczyński: Zapach. Taki słodkawy, trochę kwaśnawy, czasami lekko gnijący. Zapach perwersyjny. Czasem lubimy wkładać nos tam, gdzie coś śmierdzi. I myślę, że Werner Schwab doskonale o tym wie i bardzo subtelnie gra na naszych najcieńszych strunach perwersji.

Czym intrygują w takim razie bohaterki, trzy tytułowe "Prezydentki"? Kim właściwie są?

- Przede wszystkim są trzema znakomitymi aktorkami (Bożena Borowska-Kropielnicka, Małgorzata Łodej-Stachowiak i Daniela Popławska - przyp. red.), które będą miały okazję pokazać nam świat najintymniejszych kobiecych marzeń i fantazji. A kiedy trzy znakomite aktorki są jednocześnie na scenie, to powstaje między nimi fascynująca, artystyczna rywalizacja. Kobiety lubią rywalizować bardziej niż mężczyźni...

Czyli będzie to taki psychologiczny portret kobiet? I właśnie tę drogę pan wybrał, realizując ten dramat, a nie skupił się na eksperymencie językowym bądź też rozprawie z mieszczańską mentalnością, która go również cechuje?

- Na pewno w pracy na scenie inspirowało nas bardzo to, co dzieje się za oknami i za firankami, które je tak pięknie zdobią. W realnym życiu coraz rzadziej jesteśmy ciekawi, jak żyją inni... A potem dziwimy się, a nawet ekscytujemy, doniesieniami gazet i medialnym zgiełkiem wywołanym rodzinną zbrodnią czy seksualną aferą. W "Prezydentkach" mamy na scenie wycinek jednego z mieszkań. Czy mieszczańskiego? Nie mnie to oceniać. Wiadomo w jakich warunkach wychowywał się sam Werner Schwab. Jako chłopcu było mu bardzo trudno przeciwstawić się silnej naturze swojej matki, która go samotnie, dość restrykcyjnie, wychowywała. Ale naszym celem nie było analizowanie psychologicznych portretów drapieżnych matek ukrytych w mieszczańskich kamienicach. Próbowaliśmy raczej pochylić się nad tym, jakiej twarzy dochowaliśmy się za domową firanką, a jaką nosimy codziennie na ulicy, wobec innych.

Ale ta ulica Schwaba i jego świat jest brzydki.

- Będę się upierał, że ma on perwersyjny i piękny zapach. I że może nam się spodobać.

Czym jest dla pana w takim razie ten piękny słodko-kwaśny smak?

- Zapach, nie smak! Aż tak daleko nie brnijmy... Nie będziemy próbować tego, o czym pisze Schwab, lecz jedynie wąchać. Ten zapach będzie się unosił nad sceną...

Naprawdę?

- Tak...

A czym jest brzydota? Myślałam, że o niej dziś porozmawiamy. To z nią kojarzone są teksty Schwaba. Dramaturga, którego język dla wielu bywa zbyt prymitywny i realny.

- Będzie pięknie! Nasza scenografka - Justyna Łagowska - proponuje widzom różowy świat, taki od serca. Kobiecy i ciepły.

Czyli "Prezydentki" będą bardziej Piotra Kruszczyńskiego niż Wernera Schwaba?

- Podjęliśmy m.in. decyzję o nadaniu bohaterkom polskich imion. Panie dzięki temu staną się bardziej swojskie.

A jak będą miały na imię?

- Renia, Irka i Maryjka.

Czy zmienił pan coś oprócz tego?

- W oryginalnym tekście jest kilka motywów ściśle związanych z austriackimi realiami końca XX wieku. My przekładamy je na polską rzeczywistość.

Poznańską?

- Firanki będą na pewno bardzo poznańskie... I trykające się koziołki.

Przyczepiłam się do tej mieszczańskości, bo w zapowiedzi spektaklu możemy przeczytać, że bohaterki są przedstawicielkami tej grupy. I myślałam, że może tym samym "Prezydentki" wpiszą się poniekąd bądź też będą w jakimś stopniu kontynuacją projektu Tomasza Platy "My, mieszczanie".

- Nie wpisujemy się w żaden istniejący projekt.

Ale pamiętam też, że w rozmowie z Ewą Obrębowską-Piasecką przy okazji objęcia stanowiska dyrektora Teatru Nowego, powiedział pan, że w jakiś sposób lubi tę etykietę "mieszczańskości", jaką ma Teatr Nowy i z racji tego będzie dostosowywał sztukę do miejsca, w którym ją tworzy. Czy możemy rozmawiać o "Prezydentkach" w tym kontekście? "Sophie" - ostatni spektakl Teatru Nowego - jest raczej tego zaprzeczeniem. To nowa droga.

- Każdy spektakl, który tworzę, obarczony jest w dużym stopniu atmosferą miejsca, w którym powstaje. Możemy łatwo sobie wyobrazić, że reżyser - obojętnie czy mieszkający na miejscu czy przyjeżdżający do teatru, chłonie atmosferę miasta: idzie gdzieś na obiad, poznaje w barze mieszkańców, słucha reakcji widzów podczas spektakli. To wpływa na jego postrzeganie rzeczywistości. A w związku z tym także na sposób myślenia o sztuce, którą właśnie robi dla tych ludzi - tu i teraz. Osobiście nie potrafię lokować spektaklu na scenie abstrakcyjnie; podczas prób staram się patrzeć na niego z widowni oczami tubylca. W Poznaniu nie mam z tym problemu, bo w końcu "stąd mój ród". I patrząc na nasze "Prezydentki" pod tym kątem, rzeczywiście będą one poznańskie.

"Prezydentki" są dla...?

- ...dorosłych widzów. Nie da się ukryć, że Werner Schwab, poza tym o czym już pani mówiła, używa dość dosadnego słownictwa i nie boi się wnikać w najbardziej intymne sfery naszego życia. I być może dla zbyt młodych widzów byłoby to zbyt silne przeżycie.

***

"Prezydentki" Wernera Schwaba

reżyseria: Piotr Kruszczyński

Teatr Nowy, Scena Nowa

premiera: 7.03, g. 19.30

kolejne spektakle: 8, 10-12 i 27-29.03, g. 19.30

bilety: 50/30 zł (wt-czw), 55/35 zł (pt-nd)

spektakl dla widzów dorosłych

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji