Za żelazną kurtyną. Spółka: Eurypides i Dygat
ZNAKOMITY pisarz Stanisław Dygat zajmuje się ostatnio tragediami klasycznymi. Oglądaliśmy już "Króla Edypa" Sofoklesa w jego przekładzie, a teraz weszła na sceną "Medea" Eurypidesa.
- Czy to dopiero początek? - zapytaliśmy Stanisława Dygata. I czy zamierza Pan zajmować się w dalszym ciągu klasyczną twórczością dramatyczną?
- Tak. Chciałbym kontynuować rozpoczęty cykl. Zacząłem zresztą tłumaczenia całkiem przypadkowo. Po prostu Teatr Dramatyczny w Warszawie zamówił u mnie "Króla Edypa". Przetłumaczyłem go dość wiernie z filologicznego przekładu francuskiego. Potem Teatr Dramatyczny chciał wystawić "Medee" Eurypidesa. Tutaj poszedłem inną drogą. Nie jest to przekład dosłowny. Dość daleko odchodzi od tłumaczenia. Wprowadziłem nawet nową postać, której nie ma u Eurypidesa. Jest nią Niespokojna Dziewczyna - rola zarówno wymyślona jak i napisana przeze mnie.
Przy następnych próbach adaptacji tragedii klasycznych na język polski chciałbym traktować je coraz swobodniej. Chociaż zajęcie ale tymi utworami było dziełem przypadku, to jednak bardzo się do nich przywiązałem.
- Czy oglądał Pan już "Medeą" na scenie?
- Dwukrotnie. Moje wrażenia są jak najlepsze. Reżyserię Markuszewskiego uważam za znakomitą, niesłychanie konsekwentną, inteligentną, wnikliwą. Świetna jest również gra aktorów. Myślą, że "Medea" wywoła dużo sprzeciwów i dużo zachwytu. Ja jestem ogromnym entuzjastą tego przedstawienia.
- A czy właśnie tak je sobie Pan wyobrażał, gdy pisał Pan "Medeę",
- Nigdy sobie dokładnie nie wyobrażam kształtu scenicznego sztuki i myślą, ta słusznie robią, bo wyobrażenie autora musi zawsze odbiegać od rzeczywistości teatralnej.
- Korzystam z okazji, aby zapytać jeszcza nad jakim utworem obecnie Pan pracuje.
Chciałbym w najbliższym czasie dokończyć moją powieść pod tytułem "Disneyland". Jest to powieść współczesna, akcja je] rozgrywa slą w dużej części w Ameryce.