Obłuda popłaca, czyli niewesoły Kot w butach
Bajki to niemal bez wyjątku dzieła z tezą. Uczą tego, że dobro zostaje nagrodzone a zło ukarane, że na tym najbardziej niesprawiedliwym ze światów można wygrać chytrością, że nawet głupi i biedni, za pomocą cudowności, potrafią wyjść na swoje, jeśli trafią na poczciwego Konika Garbuska, albo przebiegłego Kota w Butach.
Bajka Brzechwy opowiada o tym, jak biedny chłopak, wyrzucony z domu przez chciwą rodzinę na tułaczkę, z pomocą czarodziejskiego Kota zostaje mężem pięknej królewny zyskując wszelkie zaszczyty. Inaczej ujęła ją w teatrze Guliwer debiutująca reżyserka Ewa Grzywaczewska (a interpretacja ta powstała niewątpliwie za sprawą Piotra Tomaszuka, pełniącego opiekę artystyczną). Skromny tekst Brzechwy stał się jeszcze skromniejszy i krótszy, ponieważ odjęto całe "optymistyczne" zakończenie. Kota przepędzono na cztery wiatry, a biedny Janek przekonał się, że w życiu nie popłaca szczerość, tylko obłuda. Między szczerością a głupotą postawiono znak równości, co zresztą chyba nie jest zbyt czytelne dla dzieci.
Grzywaczewska wyreżyserowała "Kota" z pomysłem, który miał zorganizować teatralnie wątłą tekstowo sztuczkę. Jest to pomysł na quasi XVIII wieczną stylizację z dodatkiem jarmarcznego kiczu. Rampa wygląda jak rama strzelnicy - w różach z piórek. Pojawiające się w przedstawieniu zwierzątka-rekwizyty przypominają gliniane trofea z tej samej strzelnicy.
Tiulowa kurtyna podnosi się na klaśnięcie dłoni lokaja któregoś z francuskich Ludwików - inscenizatora całej bajki. To on (kobieta) wraz z pokojówką (mężczyzna), przesuwają skrzydełka malowanych pejzaży, wnoszą ruchome papierowe fale, ogłaszają, że "jedzie król, jedzie król, władca lasów łąk i pól". Król i Królewna noszą groteskowo przerysowane kostiumy a' la jakiś Ludwik Ogólny, Janek łachmany, natomiast Kot to demoniczny Batman. Wszystkie postaci spektaklu odgrywane są przez aktorów.
Akcja sceniczna mająca zastąpić improwizacją a' la dell' arte nieistniejący tekst wynudziła mnie setnie. Janek jęczał jak wierzba płacząca i o mało się nie rozpuścił w kałuży własnych łez. Zielona Królewna nie wiadomo dlaczego udawała demona seksu. Demonizm Kota nie zyskał uznania widowni (okrzyki:"A ja tego kota nie lubię!").
Malutka Kamilka koło której siedziałam żałowała, że to nie lalki. Jej tatuś i ja również żałowaliśmy. Żywy plan to ryzykowna zabawa na scenie Guliwera.