Stare bawi, nowe -?
Ostatnio chodzimy w Warszawie do teatru na "Ożenek", "Pigmaliona","Tak jest,jak się państwu zdaje","Murzynów". Stop! Czy rzeczywiście chodzimy? Czy to,że wymienione sztuki ukazały się w listopadzie i w grudniu w repertuarze warszawskich teatrów jest równoznaczne z faktem: "chodzimy"?
Są w literaturze dramatycznej pozycje stare,wypróbowane,tzw. "pewniaki",które dzięki swym istotnym walorom artystycznym wytrzymują próbę czasu. Do nich możemy zaliczyć właśnie "Ożenek" Gogola i "Pigmaliona" Shawa. Pirandellowska komedia "Tak jest,jak się państwu zdaje" przechodzi właśnie swoją wielką próbę; walka z czasem trwa. A "Murzyni" Geneta muszą sobie dopiero zdobyć oporną publiczność. Szokują nowością.
To,że Teatr Dramatyczny tak konsekwentnie bazujący na tym,co w teatrze nowe,sięgnął po stuletnią staruszkę,pozornie zaskakuje. Pozornie,bo po obejrzeniu "Ożenku" godzimy się z tym łatwo. Rzecz "siedzi" w stylu teatru. Wydobyto to,co bawi,śmieszy,drażni współczesną widownię. Tekstu nie trzeba uaktualniać. Dialog okazał się doskonale cięty,komiczny, wartki. O wymowie przedstawienia zadecydowało spojrzenie reżysera. Mniej ważne wydały mu się dziś elementy obyczajowe. Istotne zaś: porcja prawdziwego komizmu ukryta w farsowo zarysowanych sytuacjach,w marionetkowo skonstruowanych postaciach. Rozpoczyna się na scenie gra: krańcowego lenistwa Podkolesina zawieszonego między chcieć i nie chcieć(doskonały Dzwonkowski),niezrównoważonego zmysłu intrygi Koczkariewa,bezdennej głupoty i naiwności podstarzałego podlotka Agafii Tichonowny(dobra H.Dąbrowska),i całej gamy cech,reprezentowanych przez kolekcję konkurentów: ciasnoty umysłu,snobizmu,skąpstwa,próżności itp. A to wszystko znamy i dziś,bardzo dobrze znamy. Kierunek reżyserii: marionetka,wydaje się bardzo trafny. Dopomaga mu w tym makietowa,szopkowa dekoracja(E.Starowieyska). Reżyser, J.Świderski,jako aktor wystąpił tym razem w maleńkiej rólce Anuczkina. Ale skonstruował postać tak zabawną i konsekwentną,że może być przykładem pomysłowości i dokładnego przemyślenia roli przez aktora.
"Pigmalion" jest jedną ze sztuk Shawa chyba najbardziej w Polsce znaną. Sam Teatr Polski wystawiał ją już kilkakrotnie. Tekst,który bez względu na odcienie i niuanse inscenizacyjne konkretnych przedstawień,będzie się podobał,bo jest literacko bardzo dobry,posiada szereg błyskotliwych sformułowań. Autor często dostaje brawa. Spektakl w Teatrze Polskim należy nie tyle do wybitnych,co raczej poprawnych. Podoba się,ale nie zostawia dłuższego wrażenia,żadna rola w wykonaniu poszczególnych aktorów nie potrafiła zawładnąć naszą wyobraźnią całkowicie. Metoda naukowa profesora już wyblakła,satyryczne wycieczki w kierunku salonów też nie są tu sprawą najważniejszą. Istotą wydaje się sprawa: dojrzeć człowieka. Poprzez wszystkie zapory: świat nauki,przesądy społeczne,skrzywienia myślowe i własny egoizm. Prof.Higgins(A.Szczepkowski)nie był uroczym,roztargnionym naukowcem,stworzył sylwetkę człowieka niesympatycznego,który nie dostrzega innych. Koncepcja roli odbiegająca od tradycji,być może słuszna. Ciekawie wypadła również postać ojca w wykonaniu H.Bąka. Lata dwudzieste upłynęły pod hasłem awangardy Pirandella. Obecnie awangardowość straciła swoje żywe barwy. Szczególnie pouczające może tu być właśnie zestawienie z "Murzynami". Udziwnianie,krzyżowanie różnych płaszczyzn rzeczywistości, teatralizacja konstrukcji sztuk już nie szokuje współczesnego widza. Mimo to oglądamy "Tak jest,jak się państwu zdaje" w Teatrze Kameralnym z przyjemnością. Programowy sceptycyzm autora,podważenie obiektywności poznania,wydaje się obecnie dość naiwne i przeprowadzone bez silniejszych racji dowodowych. Nie potrafi zburzyć myślowego ładu. Ale pod zręczną łamigłówką formalną i elementami sensacji sztuka przemyca szereg prawd o życiu. O cierpieniu ludzkim,i o brutalnym egoizmie,bezmyślnej ciekawości osób postronnych,głupocie środowiska,które łamie poszczególne jednostki. To życie wyszło bardzo intensywnie dzięki doskonałej grze pary bohaterów: B.Pawlik,jako pan Ponza i Z. Małynicz - pani Frola. Szczególnie Zofia Małynicz swoją grą wniosła tyle prawdy,tyle istotnego cierpienia,że rzecz z pozornie komediowej igraszki,stała się prawdziwie ludzką. Rola ta,to wielki sukces aktorki. Całość przedstawienia wydaje się reżysersko konsekwentna. Kostiumy dopomagały w interpretacji tekstu.
Z "Ożenku" publiczność wychodzi rozbawiona,z "Pigmaliona" uraczona dobrym tekstem,z "Tak jest..." zaciekawiona i poruszona. A po "Murzynach" zdezorientowana,często z grymansem niezadowolenia,wzruszeniem ramion. Genet jeszcze "nie chwycił". Nic dziwnego,Teatr Ateneum sięgnął po rzecz trudną,wieloznaczną,świadomie prowokującą tradycję teatralną. Pierwsza trudność w percepcji - to wyolbrzymiona sztuczność sztuki. Teatr do trzeciej potęgi. Aktorzy kreują Murzynów,którzy grają Murzynów przed sobą i przed Białymi. Gra komediantów przeplata się marginesowo z akcją realną z ich życia. Teatr pierwotny połączony z elementami rytualnych obrzędów. Konstrukcja piętrzenia teatralności wprowadzona po to,aby ukazać nie tyle realnych Murzynów i Białych,ile pojęcia obiegowe,slogany myślowe,które narosły na przestrzeni wieków w konflikcie: Biały i Czarny. W układzie tym jeden partner jest zawsze na górze,drugi na dole. Sztuka wprowadza jakby technikę luster. Oglądamy nie rzeczywistego człowieka,ale jego odbicie załamane w tysiącach luster,mniej lub więcej zniekształcone. Ale ten zniekształcony obraz głosi jedną prawdę: mamy fałszywe wyobrażenie o rzeczywistości. W kontekście sztuki rzeczywistością tą są Murzyni. Uogólniając jeszcze szerzej: istota problemu rasizmu, zafałszowana naszą cywilizacją. Sztuka trudna do odbioru i do grania. Ale jeżeli uchwycimy właściwy klucz,wciąga. Na pewno jest przypadkiem jednym z ciekawszych we współczesnej dramaturgii. Każda ze sztuk tego francuskiego pięćdziesięcioletniego dramaturga wystawiona w teatrach zachodnich budziła liczne niepokoje,kontrowersje,dyskusje ("Pokojówki","Balkon","Parawany").Genet ma obecnie swoich zaciętych przeciwników i gorących zwolenników. Czym będzie dla nas? W przyszłości zobaczymy. W tej chwili widownia przyjmuje go jeszcze chłodno i nieufnie. Chociaż Teatr Ateneum dołożył wiele starań,aby tekst zinterpretować jasno (o ile to jest możliwe)i nadać mu efektowny wyraz sceniczny. Stroje i dekoracje bardzo dobre,jak i szereg rozwiązań reżysera. Z zespołu aktorskiego wyróżniła się H.Skarżanka jako Felicja.
Wracając do pytania postawionego na początku: na Gogola,Shawa,Pirandella jeszcze chodzi się w Warszawie,na Geneta - jeszcze nie.