Artykuły

"Okno na parlament", czyli dwie godziny śmiechu

"Okno na parlament" Raya Cooneya w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej Trójmiasto.

Blisko dwie godziny oczyszczającego śmiechu funduje widzom najnowsza propozycja Teatru Muzycznego, brytyjska farsa "Okno na parlament".

Ostatni raz tak dobrze bawiłam się na "Avenue Q", również w Muzycznym. Ale trudno zestawiać ze sobą te dwa tytuły. "Avenue Q" to przezabawny musical z prostym, ale jednak przesłaniem. W brytyjskiej farsie mistrza tego gatunku Raya Cooneya, jak to w farsie, w zasadzie o nic nie chodzi, poza dobrą rozrywką. Świetna zabawa jest tu celem nadrzędnym, toteż gdyńska inscenizacja "Okna na parlament", która swoją premierę miała w ostatni piątek, ani na jotę nie odchodzi od tej zasady.

Nic tak nie ożywia farsy, jak trup

Głównym bohaterem jest minister Richard Willey (Rafał Ostrowski), który na koszt państwa wynajmuje apartament w eleganckim londyńskim hotelu, bo umówił się w nim na schadzkę z piękną Jane - sekretarką szefa opozycji (Anna Maria Urbanowska), choć w tym czasie powinien uczestniczyć w nocnym posiedzeniu parlamentu. Ale plan ministra zakłóca... trup przytrzaśnięty przez okno w tymże apartamencie nr 648. Co zrobić z trupem? Najlepiej, by zajął się nim nierozgarnięty asystent ministra George Pigden (najlepsza w spektaklu rola Marka Sadowskiego). To - jak łatwo się domyślić - wywoła całą lawinę zabawnych zdarzeń z udziałem dystyngowanej, ale głęboko skrywającej swe prawdziwe tęsknoty żony ministra (Dorota Kowalewska), porywczego narzeczonego Jane (Sebastian Wisłocki), podkochującej się w Pigdenie pielęgniarki (Katarzyna Kurdej) oraz nadgorliwego szefa hotelu (Tomasz Fogiel), niegardzącego łatwym zarobkiem kelnera (Marek Richter) i pokojówki (Marta Smuk). Jest jeszcze postać kluczowa - ożywające raz po raz ciało rzekomego włamywacza (Aleksy Perski).

Wedle prawideł gatunku

W "Oknie na parlament" jest wszystko, czego wymaga się od porządnej farsy: trup w szafie, kochanka w sypialni, zamiany ról, niezapowiedziane wizyty i cała paleta gagów spod znaku komizmu sytuacyjnego. A przede wszystkim precyzyjnie skonstruowana intryga i brawurowe tempo akcji, które ani na chwilę nie daje widzowi odetchnąć. To wszystko zawarto w spektaklu Teatru Muzycznego, skrojonym przez reżysera Marcina Sławińskiego według najlepszych prawideł tego gatunku.

Nic więc dziwnego, że gdyńska inscenizacja "Okna na parlament" funduje widzom blisko dwie godziny oczyszczającego śmiechu. Zwłaszcza w drugim akcie, gdzie akcja nabiera jeszcze większego tempa.

I nie ma znaczenia, że oglądamy papierowe postaci sprowadzone do zespołu kilku cech, że nie wszyscy aktorzy mają szansę pokazać pełnię swoich możliwości, a podobnych fars w repertuarach tego i innych teatrów są setki. Publiczność je kocha - i to jest najważniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji