I ZNÓW SPOTKANIE Z MROŻKIEM
W pół roku(z małym hakiem)po pierwszym spotkaniu,po gdańskiej inscenizacji "Indyka" w Teatrze Wybrzeże. Pół roku - to pojęcie względne,jak w ogóle czas który dla każdego i w każdej sytuacji inaczej płynie. Przeciwnicy powiedzą: znowu? - z akcentem niechęci,entuzjaści ucieszą się: znowu! Mrożek zyskał i jednych i drugich wśród publiczności na Wybrzeżu, trzeba przyznać,że tych drugich w większości. Gdańskie przedstawienie "Indyka" zdobyło również jak wiadomo Toruń - otrzymując na Festiwalu Teatrów Polski Północnej zaszczytną nagrodę Klubu Krytyki Teatralnej dla swego reżysera i scenografa,za najwybitniejsze osiągnięcie artystyczne festiwalu. Potem "nasz" Zbyszek Bogdański(bo tak już go zwą wybrzeżowi felietoniści)reżyserował "Indyka" w Warszawie na zaproszenie Teatru Dramatycznego,z dużym sukcesem. Jak donoszą warszawiacy - sztuka idzie tam kompletami.Ostatnie zdanie, to bynajmniej nie próba rzucenia kamyczka do ogródka naszej lokalnej publiczności. Widz warszawski ma z pewnością więcej okazji do zasmakowania w teatrze groteski,teatrze skrótu myślowego,teatrze metafory - tej jakże współczesnej,a wciąż nowej dla bardziej i konserwatywnych gustów formie wypowiedzi scenicznej. Stąd jeszcze niekiedy trudności w przyjmowaniu się tej formy,zwane brzydko "niekomunikatywnością". Zresztą,z okazji pewnego listu do redakcji na temat "Indyka" pięknie pisał o tym wszystkim w "Głosie",redaktor Tadeusz Rafałowski. Więc tylko maleńka anegdota:
W czasie ubiegłorocznej zimowej wizyty naszego teatru w czeskim Brnie kilka naszych artystek nosiło wspaniałe, futrzane czapy. Na ulicy oglądano się za nimi ze śmiechem(i to kobiety!). Jedna z czeskich pań podobno przewróciła się nawet z uciechy w brneńskim Pedecie,czego już,uczciwie przyznam,nie widziałam. Za każdą z czap ciągnęły chodnikiem rozweselone kompanie uczniaków,niedwuznacznie pukających się palcami w czoło. Młodzi też protestowali przeciw nowemu.
Dziś czeska moda z powodzeniem lansuje futrzane czapy. Bo nowości mody przypominają nowości sztuki: różnie się przyjmują na różnej glebie i przestają być nowe,gdy się przyjmą ogólnie. To wszystko stare(co powyżej)zostało przypomniane cierpliwym czytelnikom po to,by ich poinformować,że i na entuzjastów i na przeciwników(zwłaszcza,zwłaszcza!)Sławomira Mrożka czeka w sopockim teatrze spektakl jego nowej sztuki - "Strip-tease i inne". Są to właściwie trzy jednoaktówki związane w jedno problemem i klimatem,jakby trzy wariacje na jeden temat. Danie specjalnie noworoczne,bo świeżutkie - prapremiera. Teatr "Wybrzeże" zrealizował ją z pewnością nie tylko dla uroku zabawy teatralnej,więcej,przygody teatralnej,jaką jest praca nad tekstem Mrożka. Nie tylko dla tego że - podobnie jak w "Indyku" - i tu przewijają się gdzieniegdzie kraśną nitką frapujące nas "sprawy Polaków". Dlatego przede wszystkim,że "Strip-tease" właśnie mówi więcej,że wykracza poza tak bardzo właściwy Mrożkowi polski klimat,staje się ogólnoludzki,sięga głębiej niż nasze rozrachunki z przeszłością. Drwiąc,drwiąc zabawnie i okrutnie,ostrzega każdego współczesnego człowieka o grożących mu niebezpieczeństwach, których może być współtwórcą. "Nie człowiek działa,ale człowiekiem działa "Ono" - komiczne i straszne jednocześnie" - pisał Błoński o Mrożkowej "Policji". W "Strip-teasie" zobaczyć możemy,skąd bierze się jak rodzi się owe "Ono",jak poczyna się właśnie w człowieku,którym potem rządzi.
To obnażenie aktu narodzin - to dla myślenia. A dla zabawy - prawdziwy,rzeczywisty strip-tease na scenie. Przysięgam.