Artykuły

Czego mi życzyć? Ja wszystko mam. Jestem w zasadzie szczęściarą!

Znakomita aktorka Emilia Krakowska, znana z ról w "Chłopach", "Brzezinie" czy z serialu "Na dobre i na złe", kończy w tym roku 75 lat. Rozmowa Emilii Krakowskiej z Robertem Migdałem w Dzienniku Bałtyckim.

75 lat - to bardzo piękny wiek...

Ja też tak uważam. Niektóre kobiety, które kończą 50 lat, odejmują sobie lat, mówią, że mają 40 i parę wiosen, że 30 i VAT. A ja nie, dlatego że zapomniałam, ile mam lat, kiedy skończyłam 18. Teraz jestem w tym wieku, że się bardzo cieszę, i Bogu, i przyrodzie, i wszystkim dziękuję, że mam takie wspaniałe życie, cudowne. Nie muszę buczeć, że mi ciężko jest, że trzeba długo pracować. Teraz podobno wszyscy narzekają, że muszą do 65, 67 lat w pracy spędzać. I dodają, że to jest straszne, niemożliwe, żeby w takim wieku jeszcze z łóżka się podnosić, że są wykończeni.

Pani nie narzeka i nadal pracuje... Choć nie grywam w tej chwili głównych ról, to nie znaczy, że nie jestem potrzebna. Uważam, że jeżeli ktoś, tak jak ja, spędził bardzo intensywnie czas w swojej pracy, to może służyć swoją pomocą, doświadczeniem i uwagami przyjaznymi tym, którzy jeszcze trochę mniej ode mnie wiedzą. Zakład Ubezpieczeń Społecznych chyba Pani nie lubi. "Ta Krakowska powinna w wieku 75 lat siedzieć w ciepłych kapciach w fotelu, na drutach robić a nie po scenie ganiać..." - pewnie tak myślą. Na drutach robić nie umiem (śmiech), choć bardzo często wymyślałam sobie, że na drutach dziergam - kiedy na przykład miałam jakąś rolę babci. Podobał mi się ten rytm w robieniu na drutach, który dawał spokój. Zawsze z przyjemnością obserwowałam moje nianie, które na drutach robiły. Ale to nie jest zajęcie dla mnie - takie to trochę bezczynne siedzenie. Pani musi być ciągle w ruchu. Taka z Pani niespokojna dusza. Świat jest zbyt piękny, żeby go marnować na siedzeniu w domu. Ja - odpukać - czuję się zdrowo, co jest bardzo ważne w moim wieku. Mam cudowne dwie córki, które dbają o mnie i pilnują mnie. Mówią mi, kiedy mam odpocząć, kiedy gimnastykować się, dbać o swoją tężyznę.

Pani cór ki to takie dobre Anioły Stróże.

Oj tak. Ale wcale nie jestem przez nie głaskana. One domagają się, żądają. Moja starsza córka jest rehabilitantką i potrafi mi dokuczyć. I to bardzo. Mówi na przykład: "Wiesz, odwiedzam taką panią, która ma 80 parę lat, i ona pytała się, czy ty też się tak gimnastykujesz jak ona?". I co ja mam na to powiedzieć? Są starsze od Pani aktorki nadal "czynne zawodowo". Danuta Szaflarska skończyła 100 lat. To jest cudeńko absolutne, taki brylant, który mamy. To jest człowiek sztuki, nauki, życia. Wielka artystka. I ona, i Pani pokazujecie, że życie zawodowe, ale też zwyczajne, takie codzienne, nie musi się kończyć, kiedy nadchodzi wiek emerytalny.

Każdy człowiek powinien pracować, działać, jak mu na to zdrowie pozwala. Wiele pań, które przeszły na emeryturę, powinno pójść chociażby z dzieckiem do piaskownicy. Niech się poopiekują młodszymi. Po co siedzieć samemu i się smucić? Można się swoją radością podzielić z dzieckiem, można wyręczyć rodziców. Nie odejmuję sobie lat, bo zapomniałam, ile ich mam, kiedy skończyłam osiemnaście, którzy są zabiegani, którzy nie są jeszcze spełnieni.

Pani ma wnuki?

Nie, mam na razie tylko "mianowanego wnuka".

Mianowanego?

To chłopczyk, syn moich przyjaciół, który nie miał swojej prawdziwej babci i pewnego dnia przyszedł do mnie, bo u niego w przedszkolu był organizowany dzień babci i dziadka. Dzieci robiły laurki z tej okazji i on był smutny, bo zrobił laurkę, a nie miał babci, której by ją dał. I zapytał mnie: "Czy zgodzisz się, żebyś była moją babcią?". I ja przyjęłam te zobowiązania, nie tylko tę laurkę. Sprawił mi wielką radość. A na swoje córki nie naciskam, że one muszą dać mi wnuki. Obie bardzo kochają dzieci i kiedy dostąpią szczęścia macierzyństwa, to będę się razem z nimi cieszyła, ale nie uważam, że powinny rodzić dla mnie, bo ja chcę mieć wnuki, zajmować się nimi i żeby mi dzieciątka te małe wypełniały sobą resztę życia. Jakie jeszcze widzi Pani plusy. Jesieni życia'? Mam kilka koleżanek działających w klubie seniora... I jak? Pewnie szał, energia wielka.

Potężna: robią pokazy mody, dyskoteki, otwarcie mówią o przyjemności seksu po 60. Mają rację, proszę pana, bo cała ta energia i to, co nazywamy seksem, a ja nazywam zmysłowością, jest wszędzie.

Kiedy patrzę na Panią, to widzę, że Pani cieszy się życiem. Bardzo, proszę pana, bardzo. Tę radość życia wyniosła Pani z domu?

Od mamy, która była miłośniczką sztuki. Zawsze znajdowała czas, choć była bardzo zapracowana, żeby podzielić się ze mną swoją pasją. A muszę powiedzieć, że była nieraz z tego powodu narażona na karcące uwagi ze strony swoich sióstr, a moich ciotek.

Dlaczego?

Bardzo wcześnie mama zabierała mnie do filharmonii - miała tam swoje krzesło przez 45 lat. A ciotki mówiły: "Przecież ci to dziecko na koncercie zasypia". A moja matka im odpowiadała: "Nie szkodzi, że śpi, przynajmniej w dobrym towarzystwie". Na moim przykładzie widać, że jeżeli człowiek przesiąknie taką wiedzą, taką atmosferą, to potem ma potrzebę korzystania z tego już w dorosłym życiu. Kiedy jest mi ciut gorzej, czy też bardzo źle, to ja szukam tej muzyki, która mnie uspokaja. Czy 75 wiosen w dowodzie powoduje, że robi Pani rachunek to mi wyszło, tamto mi nie wyszło? Nie, ja tylko Bogu i światu dziękuję, bo uważam, że to wszystko, co mnie w życiu spotkało, było wspaniałe. Nie trzeba narzekać. Zawsze uważałam, że trzeba mierzyć siły na zamiary i zamiar według sił. Cieszę się, że mam bardzo piękny zawód. Optymizm w Pani aż kipi. Szkoda mi energii, żeby myśleć źle o innych. Bo po co? Mój rodzinny dom nauczył mnie, szkoła aktorska też, że trzeba pilnować swojego życia psychicznego, pilnować zmarszczek na twarzy - to jest nasza mapa przeżyć. I nie można udawać - ani w życiu, ani w teatrze. Widz to od razu wychwyci, od razu wyczuje fałsz. I trzeba się otaczać pięknem. Przed laty pracowałam w Teatrze Powszechnym na Pradze. I ta Praga nie była wcale piękna. Kiedy więc jechałam do pracy, to się "brzydko jechało". I dlatego do teatru wolałam jechać dookoła, godzinę dłużej, ale żeby za oknami było ładnie - bo ten ładny widok dobrze mnie nastrajał. Nie wolno iść przez życie na skróty, byle jak. Trzeba siebie szanować i swój film, który kręci się z życia.

Aktorstwo to dla Pani nie tylko zawód, to pasja. Prawda?

Jest w moim życiu bardzo ważne. Gdy gram w teatrze spektakl o godzinie 19, to już o 16 myślami jestem gdzie indziej. Dla tak zwanych "cywilów" to może się wydawać dziwne - przecież wychodzi na scenę, jest na niej raptem parę minut i o co jej chodzi? A ja muszę tę siłę, to skupienie kumulować, żeby potem wyjść. Bo ta sekunda na scenie jest bardzo ważna. Muszę być bardzo skupiona i wiedzieć, co przekazać. I to nie jest tak, jak mi kiedyś powiedział jakiś robotnik: "Pani to ma dobrze, wyjdzie sobie na scenę, ot, tak, pyknie, i weźmie kasę". Uważam, że trzeba szanować to, co się robi, ale przede wszystkim trzeba szanować widza, który zapłacił, ubrał się elegancko, przyszedł. Tak już mam.

Myśli Pani o śmierci, o pogrzebie?

Wiem, że nie chciałabym cierpieć, chciałabym odejść z tego świata z marszu. Tak by było najlepiej. Na szczęście nie musiałam kupować grobowca, bo... już mam. Moje dziecko odziedziczyło rodzinny grobowiec po swoich dziadach. Mamy taki pokoik - już do niego sprowadziłam prochy mojej mamy z jej mężem. Opłaty robię, bo to grobowiec na prywatnym cmentarzu. Mam wszystko w papierach uporządkowane. Moja mama też taka była - miała wszystkie dokumenty przygotowane, zaświadczenie od spowiedzi...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji