Artykuły

Ślubu nie będzie

"Ożenek" w reż. Macieja Sobocińskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Pusta sceniczna przestrzeń z metalową ścianą, którą można skojarzyć z wielkomiejskimi zabudowaniami. Świecący jaskrawo neon i knajpa, do której trafia się gdzieś nad ranem. Wszystko spowite duszną atmosferą, w której może za chwilę rozniesie się zapach jointa, a już teraz kuszą szklanki pełne alkoholu.

Tak wygląda sceneria "Ożenku" Gogola, wyreżyserowanego przez Macieja Sobocińskiego. Może się wydawać, że twórcy po raz kolejny postanowili uwspółcześnić wielokrotnie powtarzany na scenie tekst, stosując banalne chwyty, polegające na przebraniu aktorów w dzisiejsze kostiumy, stworzeniu na scenie przestrzeni, którą można spotkać tu i teraz, przycięciu tekstu tak, żeby nie raził dosłownością. Jednak szybko można się zorientować, że Maciej Sobociński za pomocą Gogola ma do załatwienia kilka ważnych spraw, których nie przekazałby nam, zostając przy tradycyjnym wystawieniu komedii.

Przede wszystkim opowiada o nas samych, o tym że w dusznych barach czy na industrialnych podwórkach ludzie nie potrafią rozmawiać o miłości, a przez to obdarzyć się uczuciem. Podkolesin (Marcin Kuźmiński) to zwykły facet, którego możemy spotkać za rogiem, zmierzającego do jednego z pubów na Kazimierzu. Mimo postępującej łysiny, wciąż nie dorósł do podjęcia życiowej decyzji. Ma jednak kumpla, który pokieruje całą sprawą i pomoże mu w miłosnych zalotach, choćby dlatego, że leży to w jego diabelskim interesie. Bo

Radosław Krzyżowski w roli Koczkariewa to ucieleśnienie współczesnego demona, który krąży wokół bohaterów z reklamówką w czerwone kwiaty w ręce. Biesa, który tkwi w twarzy Krzyżowskiego, można się przestraszyć. Jest niebezpieczny jak szklanka wódki, stojąca na barze i kusząca złudnym szczęściem. Można się go przestraszyć, bo nie ma litości dla konkurentów Podkolesina, którzy przyszli walczyć o rękę Agafii (Marta Konarska) - ani dla Jajecznicy (Krzysztof Jędrysek), ani dla Żewakina (Tomasz Międzik), ani dla Anucz-kina (Grzegorz Mielczarek), nie wspominając już o zdziecinniałym Starikowie (Sławomir Rokita). Ci ludzie nie są śmieszni, widzom może być tylko ich żal. Żal robi się także głównych bohaterów, kiedy nie potrafią tak naprawdę wyrazić swoich uczuć. Żadnego ślubu tu nie będzie, choć panna młoda wygląda pięknie w białej sukni, oddalając się, gdy pan młody | do niej podąża.

Można się zgadzać albo nie z interpretacją Macieja Sobocińskiego, można czepiać się, że np. nie wiadomo po co umieścił na scenie basen z wodą. Ale na pewno nie można temu przedstawieniu odmówić logicznej konsekwencji i połączonej z nią teatralnej czystości, która sprawia, że spektakl długo pozostaje w pamięci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji