Artykuły

Zepsuty kran z pomysłami

Redakcja uprzejmie prosi o kierowanie listów po­chwalnych, sekundantów,kwiatów,wybrakowanych rękawiczek,laurek,pogróżek, kart wizytowych oraz różnych propozycji - bezpośrednio i wyłącznie pod adresem autora niniejszej rubryki.

Szerzy się u nas kult tak zwanego "warszta­tu". Biorąc do ręki jakiekolwiek pismo,poświę­cone krytyce artystycznej, człowiek ma wraże­nie,jakby czytał "Młodego Technika": na każdej stronie dowiadujemy się o "warsztacie" tego lub owego,o jego "technice" lub o stosowanych przez niego "narzędziach"(że nie wspomnę już wszystkich "dźwigni", "mechanik" i "transmi­sji",o których czytamy w artykułach politycz­nych. Recenzenci teatralni i filmowi donoszą,że wprawdzie omawiany film lub sztuka są do niczego,ale "warsztat" reżysera lub aktorów jest w porządku,krytycy literaccy objeżdżają powieści za ich zawartość,ale widzą w nich "eksperyment warsztatowy . "Warsztat" oznacza kult solidności wykona­nia,chociaż ja osobiście nie widzę nic bardziej niedorzecznego od takiego właśnie kultu. Jeśli autor lub realizator filmowy wykonuje coś,o czym wie,że nie ma większego sensu lub war­tości,w sposób niechlujny i byle jaki,nie potra­fię mieć do nich pretensji; być może po prostu nie mieli czasu,albo bolała ich głowa,albo mają kłopoty rodzinne,a coś przecież robić trzeba,pomimo wszystko. Podejrzani natomiast wydają mi się właśnie ci z "warsztatem": biorą oni do obróbki byle co,ale cackają się z tym,jakby to był czysty diament,nawet bez popiołu. Ich "warsztat" staje się po prostu synonimem braku elementarnej orientacji,jaka jest naprawdę róż­nica pomiędzy "Milczącymi śladami" a "Milcze­nie jest złotem" i "Drogą na Zachód" a "Na Za­chodzie bez zmian".

"Warsztat" panuje również w teatrze. Może­my oglądać ostatnio kilka tak solidnie odrobio­nych sztuk,że nie pozostaje z nich nic poza "warsztatem",jak na przykład w "Nosorożcu" Ionesco w Teatrze Dramatycznym. Ionesco na­pisał swego czasu dość dowcipną komedię o lu­dziach,zamieniających się w nosorożca,w czym chodzi najprawdopodobniej o przejrzystą alu­zję polityczną do faszyzmu,ale z pewnością nie chodzi o zwierzęta,mimo że w starym "Słow­niku Surrealistycznym" pod hasłem "nosorożec" znajdujemy objaśnienie,że "nosorożce są zaraź­liwe". W sztuce była wzmianka,że nosorożce ryczą na ulicach,że ktoś na scenie nosorogacieje,a bohater w finale sztuki próbuje ryku. I rzeczywiście,wszystko to możemy obejrzeć. Do ryków służy kolosalna aparatura techniczna, jakieś megafony,taśmy,magnetofony i megatony oraz w trzecim akcie główny bohater sztu­ki,do przemiany zaś człowieka w nosorożca cała pracownia charakteryzatorska,która z ogromnym nakładem środków dostarcza nam niezapomnianego widoku. Wiesław Gołas staje się najpierw siny,potem zielonkawy, potem wy­rasta mu na głowie jakaś mycka,a z tej mycki wyrasta łeb prawdziwego nosorożca z Wehr­machtu. Żeby zaś niczego nie przeoczyć,cała dekoracja rusza się i na miejsce domów poja­wiają się ruiny. Jest to wielki wyczyn "warsz­tatu",ale ten "Warsztat" jest warsztatem ka­mieniarskim.

Dociekając źródeł niepojętego kultu "warsz­tatu" dochodzę do wniosku,że bierze się on po prostu z lęku przed rzemieślnikami. Nie jest dla nikogo tajemnicą,że cała poważna grupa społeczna,zwana inteligencją,znajduje się już od dawna pod terrorem rzemieślników. Rze­mieślnicy wmówili nam,że nie potrafimy sami zreperować kranu,że nie obejdziemy się bez nich przy wymianie korków od elektryczności,że nie otworzymy bez nich zamka. Sugestia ta jest tak potężna,że zwykły śmiertelnik,prze­chodząc koło sklepu z narzędziami nie pomyśli nawet,że to wszystko,czym terroryzuje nas rzemieślnik,a więc zazwyczaj zwykły młotek,klucz francuski czy tak zwana żabka oraz bormaszynka jest do nabycia w każdym sklepie za jedne kilkadziesiąt złotych,a rzemieślnik to po prostu taki facet,który raz wszedł do sklepu i zaopatrzył się w to wszystko. Od tej pory jednak stał się on naszym panem i władcą. Pozwalamy mu na wszystko. Może zagnieździć się w naszym miesz­kaniu na długie godziny, domagać się wykwint­nej kolacji,prowadzić wyszukany tryb życia na nasz koszt,ponieważ on jeden jest w mocy wywiercić dziurę,gdzie trzeba albo co najwyżej o kilka centymetrów obok. Nic dziwnego,że to robi wrażenie i każdy z nas stara się być rzemieślnikiem we własnym "warsztacie" - operować francuskim kluczem w doborze repertuaru,borować dziury w brzu­chu widowni i z żabki zrobić nosorożca. Tylko kranu ze złymi pomysłami nie udaje się nam,niestety,zatkać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji