Między strofami ballady
"Ballada o Kasi i drzewie" ANDRZEJA MALESZKI to wzruszająca poetycka historyjka o miłości. Można ją nazwać przypowieścią, można współczesną bajką. Drzewa mówią, dobro - a więc miłość i wierność - zwycięża a zło jak - nieposłuszeństwo czy zachłanność - zostaje ukarane.
Rzecz dzieje się między strofami ballady na początku i na końcu sztuki śpiewanej przez barda, jakby ilustruje ją. Dawno nie widziałam na scenie Teatru Polskiego w Bydgoszczy tak pięknie, nastrojowo rozpoczynającego się spektaklu dla dzieci. Urzekająca scenografia KIKI LECIŃSKIEJ, umiejętne operowanie światłem, przepiękna muzyka reżysera MACIEJA STAWUJAKA sprawiają, iż od razu zatapiamy się świecie iluzji. Jeszcze głębiej w owej baśniowej rzeczywistości pogrąża nas rozpoczynająca przedstawienie postać Barda koncertowo granego przez WANDĘ RUCIŃSKĄ. Aktorka emituje wokół tyle czarowności i ciepła, że poezją prześlicznie śpiewanych strof ballady wręcz poraża widzów, malowniczą powierzchownością, która jest w dużej mierze też zasługą scenografa, olśniewa.
Główna bohaterka i jej odtwórczyni MAŁGORZATA WITKOWSKA mają bardzo trudne gadania (i w bajce i w inscenizacji). Kasia przez pół roku pilnuje i broni przed złymi ludźmi zaklętego w drzewo ukochanego chłopca. Małgorzata przez dwie godziny w dużej mierze "odgrywa" tylko drzewo, albowiem jej partner - WIESŁAW KOWALSKI (Jędrek) odpowiada jej prawie wyłącznie zza sceny. Młoda aktorka dobrze wywiązuje się z trudnego zadania. Pomagają jej nieco - po trosze wkomponowane w sztukę na zasadzie przerywników, a po trosze też elementów budujących akcję, wejścia krawca Szmizjera kreowanego z dużym talentem przez Andrzeja Błaszczyka.
Minusem przedstawienia jest zła słyszalność piosenek zagłuszanych przez muzykę oraz awarie sprzętu.