KONFRONTACJE: "NOSOROŻEC" W WARSZAWIE
Autor niniejszego artykułu jest młodym teatrologiem angielskim,którego praca dyplomowa z filologii francuskiej pt. "L'Antitheatre:Le Langage" (Uniw.w Liverpoolu) ukaże się w druku niebawem.
"Nosorożec" jest historią rzeczywistych doświadczeń Ionesco w okresie faszyzacji Rumunii po r.1930. Koledzy jego z różnych sfer stawali się,jeden za drugim,faszystami. Z różnych pobudek - takich,jak ambicja,pycha,strach lub po prostu ignorancja - przyjmowali nauki i zasady nazistowskie selon leur gre ou contrę leur gre. Stawali się - według własnych słów Ionesco - podobni do zwierząt,posłusznych rozkazom jakby instynktownie,bez odwoływania się do rozumu lub logiki. Należy tylko pomyśleć o Majdanku lub Oświęcimiu, czy też o Dachau,by docenić nieludzko tragiczne cele,do których prowadziło takie podporządkowanie się nazizmowi. Ma się przed sobą widok,który jest jednocześnie śmieszny i tragiczny - śmieszny w tym,że ludzie wykształceni mogli przyjmować takie credo polityczne i wypełniać je co do joty, tragiczny zaś w niezliczonych cierpieniach,którymi to credo zaciążyło na ludziach. To połączenie drwiny i tragizmu występuje u Ionesco w wyborze symbolu,mianowicie nosorożca. Ta masywna bestia nie jest,jak sądziło wielu Amerykanów(a zwłaszcza Orson Welles) i wielu Anglików,alegorią instynktu stadnego w ogóle,wrodzonego człowiekowi. Przeciwnie,jest to całkiem wyraźnie symbol skierowany przeciw instynktowi stada hitlerowskiego,a mówiąc dokładniej - jest to przekształcenie się ludzi w hitlerowców. Wybór zwierzęcia podkreśla fakt,że sztuka ta stawia sobie zadanie potępienia faszyzmu. Przeglądając Słownik Larousse'a Ionesco wyeliminował wiele zwierząt,które mogłyby symbolizować ten ludzki instynkt stadny; bawół mógłby kojarzyć się z satyrą na Amerykę; lew - z satyrą na Anglię,itd. W końcu pisarzowi błysnęła myśl użycia za symbol nosorożca. Z wielu względów był to naprawdę wybór szczęśliwy. Po pierwsze i przede wszystkim,skóra nosorożca jest zielonkawa,jak mundury szturmowców;żołnierze niemieccy byli - żeby użyć przenośni - gruboskórni jak nosorożec. To nieparzystokopytne zwierzę jest bardzo krótkowzroczne,a nawet niedowidzi - jak koledzy Ionesco zapisujący się do rumuńskiej partii faszystowskiej. Atakując,nosorożec po prostu galopuje przed siebie z łbem spuszczonym w dół. Poza tym bestia ta nie zabija swej ofiary tak,jak czynią inne zwierzęta. Faktycznie róg,lub rogi,to tylko ornament; nosorożec tratuje swą ofiarę kopytami,aż nastąpi śmierć. Nie ma zresztą potrzeby rozwodzenia się nad podobieństwem tego symbolu i armii hitlerowskiej. Podsumowując wszystkie powody,dla których nosorożec specjalnie odpowiadał celom Ionesco,można by dodać,że to ogromne zwierzę łączy w zadziwiająco wysokim stopniu siłę z głupotą.
Zamysł Ionesco,by sparodiować hitleryzm,podkreśla fakt,że sztuka ta oznacza pojednanie między jego tzw.antyteatrem i tradycyjnym pojmowaniem teatru. Sztuka jest w trzech aktach i czterech odsłonach; skonstruowana jest całkiem konwencjonalnie; zawiera jednak nadal elementy, wcześniejszych sztuk Ionesco,choć zostały one zdyscyplinowane i użyte dla uprzednio przemyślanych celów teatralnych. W takich jednoaktówkach jak "Łysa śpiewaczka", "Lekcja" lub "Krzesła",języka używa się w niezwyczajny sposób. Nasza mowa potoczna - uważa Ionesco - jest pusta i martwa,ponieważ składa się z oklepanych frazesów i skamieniałych zwrotów. Są one tak pozbawione życia,że we wcześniejszych sztukach mowa została zastąpiona językiem rekwizytów - krzesła,filiżanki,jajka,meble mnożą się,tworząc wrażenie samotności,która nie da się wyrazić normalnymi zwrotami. Tworzy to pewien rodzaj "poezji przestrzennej" - jak rzekłby Antonin Artaud. Ionesco nie cierpi przede wszystkim jednego elementu tej jałowej mowy ;- tego,że gotowe frazesy oznaczają nie tylko pozbawiony wyobraźni sposób mówienia,lecz także mechaniczny sposób myślenia. Używamy słów tak często,że przestają mieć jakikolwiek sens. "Zdarza się - powiada Ionesco - że formy nagle opróżniają się z wszelkiej zawartości,rzeczywistość staje się nierealna,a słowa nie są niczym więcej jak dźwiękiem pozbawionym sensu" *. Martwa mowa,której używamy codziennie, może wyrażać tylko martwe myśli; w rezultacie ludzie używający takiego środka wyrazu wydają się tak dwuwymiarowi, jak postacie z wczesnych sztuk Ionesco. Wydają nam się nawet niewolnikami własnych frazesów. Wszelka chęć odróżniania komizmu od tragizmu zostaje unicestwiona. Chociaż w "Nosorożcu",jak zobaczymy,pewne elementy tego antyteatru są nadal widoczne,zwłaszcza w akcie I,język bohatera jest szczery i osobisty. Sztuka ma także niezależny temat,który rozwija się według tradycyjnych wzorów; postacie są wyraźnie określone,a nawet "żyją". Ionesco udało się,można by powiedzieć,stworzyć nowoczesny mit,ponieważ teraz,kiedy hitleryzm nie jest już w ludzkich umysłach palącą rzeczywistością,publiczność będzie pojmowała "Nosorożca" jako sztukę skierowaną przeciwko wszelkim dyktaturom prawicowym. Alegoryzując własne,osobiste przeżycia w przedwojennej Rumunii,Ionesco chce,by inni nauczyli się z nich korzystać. Zanim "Nosorożec" stał się sztuką,istniał jako nowela. Jest to opowiadanie o zrujnowanym pijaku wmieszanym w faszyzację Rumunii. Znalazł się on w otoczeniu snobizmu towarzyskiego i przerafinowania językowego,które uwiera jak chory palec. Będąc jednak obcy temu towarzystwu, którego cechą charakterystyczną jest mowa mechaniczna, złożona z gotowych frazesów,Berenger z noweli jest jedyną osobą myślącą samodzielnie. Myśli jego mogą być nieporadne, ale są - mimo to - własne,oryginalne. W sztuce,po przejściu nosorożca,stwierdzamy np.że Berenger nie bierze udziału w chórze mówiących: "Coś podobnego!" Mruczy tylko: "Ale kurzu narobił" - co jest osobistym i szczerym zdaniem o sytuacji, wyrażonym prostymi słowami. Jako nauczyciel francuskiego w Rumunii,Ionesco po roku 1930 miał wiele sposobności stykać się z prawicowym towarzystwem "fałszywie intelektualnych intelektualistów" - jak to opowiadał piszącemu te słowa - "których kultura,zbudowana na maksymach i gotowych frazesach... nie była niczym więcej niż kulturą przyjętych formułek". Ponieważ jednak nie umiał brać udziału w "akademizmie" - jak to nazywał i- do którego takie złe nawyki myślenia nieuchronnie wiodą,zaczęło mu się wydawać,że sam jest nienaturalny. Zaczął wątpić o sobie i,jak Berenger z noweli,zastanawiać się nad tym,czy nie powinien podporządkować się powszechnemu prądowi. Stwierdzając,że nie umie przedzierzgnąć się w nosorożca - jak to zrobiło wielu jego znajomych - Ionesco zdecydował się powrócić do Paryża. W 1938 r.,z pozornym zamiarem napisania pracy pt.Temat śmierci w poezji francuskiej po Baudelairze - wrócił do ukochanego miasta swego dzieciństwa z jego kawiarenkami i życiem studenckim,marionetkami w Ogrodzie Luksemburskim i wieloma innymi wspomnieniami,krótko mówiąc - do swobodniejszej atmosfery intelektualnej. Ta część biografii Ionesco znalazła odbicie w ostatnim akcie "Nosorożca". Jednakże, mówiąc o jego zakończeniu i mając chyba na myśli sposób,w jaki nieliczni tylko intelektualiści przeciwstawili się dojściu Hitlera do władzy,Ionesco przyznał,że zakończenie noweli jest "prawdziwsze",niż zakończenie sztuki. W noweli Berenger poddaje się ogólnemu prądowi opinii. Ale teatr - stwierdził Ionesco - wymaga bardziej określonego i dramatycznego zakończenia. I dlatego,na próżno zrobiwszy wysiłek imitowania mowy nosorożca,Berenger w sztuce postanawia opierać się "aż do końca".
Jest pewna doza ironii w zakończeniu sztuki: ten pijaczyna i słabeusz jest jedynym w sztuce człowiekiem,który nie przyjmuje "akademickich" form towarzyskich,a jednocześnie jedynym,który myśli samodzielnie i wskutek tego jest tym, przez którego ludzkość będzie uratowana od dogmatu faszystowskiego. Fakt,że "Nosorożec" jako nowela kończy się właśnie tak,jak się kończy,mógłby tłumaczyć z gruntu błędną interpretację sztuki przez Orsona Wellesa,kiedy wystawił ją w Londynie w Royal Court Theatre w maju 1960 r. Umieścił on akcję sztuki w Londynie z r. 1912,tj. zanim faszyzm zaczął istnieć. Dalej wprowadził kilka najbardziej niefortunnych cięć,z których najjawniej absurdalne było skreślenie ostatnich paru wierszy końcowego monologu. Skutkiem tego widziało się Berengera,w wykonaniu Sir Laiurence'a 01iviera, jak postanawia poddać się stadu nosorożców...
Jean-Louis Barrault,choć w swojej inscenizacji "Nosorożca" (Theatre de l'Odeon,1959-1960)nie popełnił tak grubego błędu,położył zbyt mocny nacisk na farsową stronę sztuki. Nie udało mu się w pełni uchwycić ironii sytuacji, mianowicie tego,jak ludzie mogli być tak beznadziejnie śmieszni,by zostać hitlerowcami,a jednak później dokonać strasznych spustoszeń. Orson Welles także był zaskoczony tym niezwykłym połączeniem,wahając się od próby do próby,czy zrobić ze sztuki komedię czy tragedię. Dr Dorothy Knowles, reżyser "Nosorożca" w wykonaniu studentów filologii francuskiej na Uniwersytecie w Liverpoolu w marcu 1960,i Wanda Laskowska,reżyser "Nosorożca" w Warszawie,zrozumiały cel Ionesco dokładnie. Były one,jak zespół Schauspielhaus z Dusseldorfu,wierne stylowi sztuki,wierne zamysłowi autora: "Próbowałem utopić komizm w tragizmie... tragizm w komizmie... Usiłowałem połączyć je w nową syntezę teatralną".* Warszawskie przedstawienie najgłośniejszej sztuki Ionesco(poinformował mnie on,że została przełożona na kilkadziesiąt języków)wygrało pomysł nowego gatunku dramatycznego wspaniale. Rozpytywałem znajomych,którzy widzieli ten spektakl,czy uważają sztukę za tragedię,czy za komedię. Stwierdzili,że nie można dać zdecydowanej odpowiedzi. Połączenie tych dwóch,dawniej oddzielnych, gatunków,daje jedyne w swoim rodzaju przeżycie teatralne. Psychologicznie komizm w teatrze wywołuje w nas - że tak powiem - uczucia ekspansywne,tragizm natomiast powoduje,że człowiek zamyka się w sobie,odcina się od wszystkiego. Wobec podziwu godnej reżyserii Laskowskiej czujemy się jakby zakłopotani - nie wiemy,czy mamy prawo śmiać się,czy nie.W pierwszym akcie "Nosorożca" w Teatrze Dramatycznym cel niezwykłego języka sztuki został subtelnie ukazany.Laskowska doskonale podkreśliła u Jana,który reprezentuje wyższą warstwę drobnomieszczańską - gdzie towarzyski i kulturalny snobizm jest najbardziej rozpowszechniony - że język sztuki dzieli postaci na różne klasy społeczne. Mimo pozornej kultury,Jan nie umie przeciwstawić się naciskowi nosorożców i,ostatecznie,staje się jednym z nich. Kultura jego, zbudowana na sloganach i gotowych frazesach,i pozbawiona wskutek tego osobistego układu myśli,była - jak powiada Ionesco - tylko "akademizmem"; Ta przemiana jest tym bardziej niespodziewana,że celem kultury przecież jest sublimacja popędów,a doktryna nosorożców,jak doktryna hitlerowców,głosi hasła temu przeciwne. "Trzeba wyjść poza etykę!" "Humanizm jest przestarzały!" - ryczy Jan w akcie II,(sc. 2). Ta nagła zmiana została dobrze przeprowadzona w reżyserii warszawskiej - przez to,że w akcie I przekonał nas Jan,że jest snobem na punkcie towarzyskim. Cóż więc ma wspólnego ze stadem dzikich bestii? W Paryżu,niestety,ten rys charakteru Jana został przeoczony,aktor zaś pląsa w tej scenie niczym tłusty tancmistrz. W akcie I grał on w sposób błazeński,nawet nienaturalny - z tym skutkiem,że niemal czekało się na to,by później został nosorożcem. W każdym razie nie byliśmy tym zaskoczeni. Laskowska doceniła alegoryczny cel obecności Jana i podkreśliła to w pełni.Akt I - stwierdził Ionesco,omawiając sztukę - przedstawia zastanawiający wypadek,zdeprecjonowany przez gadaninę. To właśnie tworzy niezwykłe połączenie tragizmu i komizmu. Kiedy już nosorożec przebiegł,co było naprawdę groźnym wydarzeniem ludzie zaczynają dyskutować,czy miał jeden róg czy dwa. Zapominamy dzięki temu o rzeczywistym znaczeniu pojawienia się nosorożca. Podobnie ludzie mówili w Europie o dojściu Hitlera do władzy - tak,że wojna spadła na nich,zanim się do niej przygotowali. Umiejscawiając akt I w barze angielskim przed pierwszą wojną światową,Orson Welles zniszczył wszelką aktualność sztuki,opróżniając ją z grozy i redukując do farsy. Barrault skoncentrował uwagę na stronie humorystycznej. Natomiast Laskowska podkreśliła w tym akcie szaleństwo Logika,który usiłuje wytłumaczyć,że nosorożec afrykański ma dwa rogi,azjatycki jeden,i odwrotnie! Dialog polski przebiega tutaj rozmyślnie i emfatycznie,kontrastując ostro z szybką wymianą w scenach wcześniejszych. Poza tym, Logik stoi na podniesieniu,w środku sceny,jak profesor czy przywódca,górując nad innymi. Plecie bzdury o ważnej sprawie,aż grzęźnie w swym "akademizmie". To samo wrażenie wywiera sposób,w jaki frazesy tego rodzaju wychodzą z ust najpierw jednej osoby,potem drugiej. Słyszymy jakby rodzaj muzycznego echa. Na nieszczęście,Barrault w swojej inscenizacji kazał robić to za szybko i w tonie farsy. W Warszawie,wyraźnie określone cele dramatyczne języka aktu I występują niedwuznacznie. Język ten ma podobny cel w scenie 1 aktu II,pomaga określić pewne typy społeczne. Botard np. jest rozgorączkowanym socjaldemokratą. On także staje się nosorożcem,tzn.przerzuca swą przynależność z lewego skrzydła na prawe - jak to zrobiło wielu w Niemczech i Rumunii w latach trzydziestych - ze strachu czy przez ambicję. Pan Motylek,kierownik biura,już się skłaniał na prawo. Przemiana Dudarda jest czymś,co zaskakuje. Jako prawnik,przedstawiciel inteligencji,powinien był być dostatecznie oświecony,by oprzeć się hitleryzmowi. Ale poddaje się nieludzkiemu, zwierzęcemu prawu. Wykształcenie na nic mu się nie przydało.
Trzeci akt,jak Ionesco sam przyznał,jest trochę za długi,a wydłuża się nadmiernie po osiągnięciu punktu kulminacyjnego w scenie przemiany. Zarówno studenci-amatorzy z Uniwersytetu w Liverpoolu,jak Barrault i Welles,czuli,że muszą tu dokonać cięć(wspomniałem już,jak bezsensownie zrobił to Welles). Ale nigdzie nie oglądałem zakończenia,które mogłoby współzawodniczyć z inwencją Laskowskiej. Barrault ukazał romantyczny sprzeciw typowego Francuza,co przypominało okrzyk Victora Hugo - że pozostałby na wygnaniu nawet gdyby był jedynym wygnańcem - a co nie było zbyt przekonywające, ponieważ akcent poprzednio był na elemencie farsowym. Warszawa,pamiętająca Powstanie 1944 r.,odczuła siłę tego obrazu. Berenger,choć słaby,myśli samodzielnie,nie staje się nosorożcem. Ale jego okrzyk: "Do końca będę człowiekiem" - nie jest dość silny,by dotrzeć do nas poprzez ryk nosorożców. Zostajemy pod przemożnym wrażeniem zawodu. Samotny sprzeciw jest beznadziejny. Berenger będzie zmiażdżony - tak jak jego głos. Tylko jego duch nie da się ujarzmić;
Scenografia wiernie odzwierciedliła atmosferę sztuki. Jest to synteza elementów realnych i nierealnych: schody prowadzą na balkon po lewej stronie,co sprawia wrażenie,że jedna część dekoracji została nałożona na drugą. Efekty świetlne przyczyniają się w dużym stopniu do wywołania wrażenia tragedii. "Słowa - powiada Ionesco - jawnie ogołocone z wszelkiej magii,zostają zastąpione rekwizytami i przedmiotami". W Warszawie osiągnięto ten efekt za pomocą oświetlenia i rytmicznego wybijania marszu nosorożców,który wszystko okrywa grozą. Widać to zwłaszcza w akcie III,gdy wraz z Berengerem odczuwamy strach i samotność - gdy w przyćmionym świetle widać tylko jego. Gra aktorów w każdym calu dorównywała poziomowi reżyserii. Świderski lepiej interpretuje swą rolę nawet niż 01ivier,który ożywił inscenizację londyńską. Interpretuje ją także lepiej niż Barrault. Wspaniale łączy tragizm i komizm - tak,że bawiąc nas w akcie I wstrząsa nami w akcie III. Przedstawienie to zaliczam do największych swoich przeżyć.