Artykuły

Przejść przez pojęcie innego

"Dowód na istnienie drugiego" w reż. Macieja Wojtyszki w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Agnieszka Górnicka w serwisie Teatr dla Was.

"Nawet nie wiemy czy drugi istnieje. Ja jestem. Ja cierpię. Ja czuję. Ja-tak. Mnie jest bardzo dużo we mnie. A właściwie skąd mam wiedzieć, czy ten drugi w ogóle jest?" Jak udowodnić sobie nawzajem że jesteśmy? Czy ludzkie istnienie jest stopniowalne? Czy wyraża się w swojej autonomii, czy może wręcz przeciwnie, tylko obecność "innego", drugiego człowieka jest dowodem naszego "bycia w świecie"?

Nad pytaniami, które w dramacie Macieja Wojtyszki "Dowód na istnienie drugiego" stawia Witold Gombrowicz (Jan Englert), od początku do końca unosi się duch filozofii Jeana Paula Sartre'a. Ten francuski powieściopisarz, dramaturg i egzystencjalista, w swoich filozoficznych rozważaniach sformułował teorię, w myśl której człowiek istnieje tylko poprzez innych. "Staje się rzeczywisty w momencie gdy jest spostrzeżony" i "aby znaleźć prawdę o samym sobie, musi przejść przez pojęcie "innego". Słowa te, zaskakująco współgrają z poglądami samego Gombrowicza, który w "Ferdydurke" pisał, że "człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy tego drugiego" i że zawsze "jesteśmy funkcją innych ludzi". Filozofia Sartre'a posłużyła autorowi i reżyserowi jednocześnie do sportretowania obrazu dwóch wielkich pisarzy: Witolda Gombrowicza i Sławomira Mrożka (Cezary Kosiński) - wielkich osobowości, własnych przeciwieństw, które im bardziej się od siebie różniły, tym bardziej się przyciągały.

Rzeczywiste spotkanie pisarzy w czerwcu 1965 roku w Chiaviari, w domu architektów Marii i Bohdana Paczowskich (Monika Dryl, Grzegorz Kwiecień) - jak wspomni później Sławomir Mrożek jedno z najważniejszych spotkań w jego życiu - staje się znaczącym tłem dla scenicznej narracji, w której toczy się walka między odwagą a strachem, prowokacją i milczeniem, autentycznością i sztucznością.

W inscenizacji Wojtyszki najważniejszym elementem jest wyeksponowanie kontrastu pomiędzy Gombrowiczem - ekscentrykiem i ekstrawertykiem, a Mrożkiem, milczącym introwertykiem znajdującym się zawsze "poza sytuacją", na uboczu, w cieniu.

Witoldo, wielki mentor i przewodnik duchowy, jak sam siebie nazywa, mistrz i geniusz, staje się reżyserem każdej sytuacji i sceny. Jego potrzeba postrzegania świata w kategoriach teatru i spektaklu, stawia każdego z bohaterów w ustawionej z góry roli, w sytuacjach zaaranżowanych i przebiegle zakomponowanych. Małe intrygi, których inicjatorem staje się autor "Operetki" mają urok niewinnej maskarady i zabawy, dziecięcej fanaberii, ale i niezdrowej chęci przekraczania granic, manipulowania człowiekiem, prowadzenia go do czynów kontrowersyjnych i niemoralnych.

Mrożek to jego przeciwieństwo - małomówny, skromny, nieśmiały, schowany za swoją twórczością, młody pisarz, sprawia wrażenie nieobecnego. "Nie ma go" - powie o nim Gombrowicz, po czym oznajmi, że trzeba Mrożka nauczyć wolności do autentyczności i wyrażania siebie. Nie tylko w kontekście bycia pisarzem, ale także bycia człowiekiem. Dla Gombrowicza istnienie jest stopniowalne. On żyje na 200%, ale są ludzie, którzy żyją na 0,4%. Ale czy takie życie ma sens? W myśl tej skali, pisarz próbuje wydobyć potencjał tkwiący głęboko we wnętrzu autora "Tanga", chcąc przeprowadzić go od pół-egzystencji do egzystencji pełnej i całkowitej. W tym celu, nie stroniąc od bezlitosnej krytyki i szczerości, Mistrz niejako wyznacza mu życiowe cele i priorytety, podkreślając znaczenie własnej indywidualności i twórczej niepowtarzalności. Potrzeba bycia autentycznym staje się w spektaklu Wojtyszki największym dramatem Mrożka, który przegrywa ze swoim mentorem walkę o bycie prawdziwym artystą. Artystą-inicjatorem, artystą drogowskazem wyznaczającym nowe kierunki w sztuce pisarskiej. Oskarżenie siebie o plagiat (dramat "Krawiec" autorstwa Mrożka poruszał tematykę przedstawioną już w "Operetce"), które w formie monologu wygłasza Cezary Kosiński, staje się szczerą do bólu spowiedzią artysty, który ponosi porażkę. "Napisać plagiat i dowiedzieć się o tym po napisaniu. Nawet nie plagiat, a słabszy wariant tych samych myśli().

W dramacie Macieja Wojtyszki temat autentyczności sztuki, problematyka bycia artystą przejawia się również w postaciach malarza Kazimierza Głaza (Marcin Przybylski) oraz Mary Obremby (Dominika Kluźniak) - malarki, prywatnie partnerki Sławomira Mrożka. Gombrowicz podważając istotę malarstwa jako sztuki podrzędnej, bezsensownego "pacykarstwa", na które traci się czas, konfrontuje młodych twórców z krytyką, jednocześnie podważając ich statut artysty-wizjonera i kreatora rzeczywistości. Potrzeba bycia uznanym wśród środowiska i odbiorców staje się silniejsza, niż samoświadomość własnych umiejętności. Znowu, to wzrok innego nadaje wartość naszym działaniom, to obecność innego, stanowi o istocie naszej pracy i poświęcenia. "Innym" jest obserwator, drugi artysta, krytyk lub wielbiciel - dla dwojga głównych bohaterów owym "innym" staje się również kobieta.

Rita Labrosse (Kamila Baar) i Mara Obremba to niezbędne dopełnienie osobowości pisarzy, element nierozerwalnie sprzęgnięty z ich twórczością i egzystencją. Choć wydawać by się mogło, że obie kobiety stoją cicho w cieniu swoich znanych i podziwianych mężów, to siła ich polega na tym, że tylko one towarzyszą im w chwilach cierpienia, zwątpienia i smutku, w chwilach załamania i zniechęcenia. To one starają się dotrzeć do istoty skomplikowanych umysłów, jednocześnie zgadzając się na ich dziwactwa i obsesje. Oddane i wierne towarzyszą swoim artystom w momentach sukcesów i porażek, w życiowej drodze niepozbawionej lęku przed śmiercią. Piękna jest scena, gdy przy wzruszających dźwiękach utworu "La mamma morta" w wykonaniu Marii Callas, Rita przytula się do Gombrowicza i zastyga niczym małe dziecko w ramionach jednego z rodziców.

W spektaklu Teatru Narodowego ujmuje to, co definiuje w dramacie postać głównych bohaterów: siła milczenia i prowokacji. Mrożek w wykonaniu Cezarego Kosińskiego bawi swoją nieporadnością (już w pierwszej scenie walka podczas próby rozłożenia leżaka wywołuje śmiech) i milczeniem, jednocześnie ukazując nieustanne zmaganie się pisarza z samym sobą, którego punktem kulminacyjnym staje się końcowy monolog. Witold Gombrowicz Jana Englerta to zabawa formą i aktorska klasa sama w sobie, ironiczny dowcip i błyskotliwe szyderstwo, okrutna prowokacja, które burzą zastany porządek, wprowadzając element chaosu i nieprzewidywalności, budując na nowo świat pełen absurdu, zabawy i błazeństwa.

Pośród skromnej i minimalistycznej scenografii, na scenie świetny dramat Wojtyszki nabiera ciała i realności, przede wszystkim dzięki bardzo dobrej interpretacji aktorskiej. Interpretacji, która nadaje kształt "pojedynkowi" dwóch nietuzinkowych pisarzy, którzy w swoich dziełach z mistrzowską precyzją odzwierciedlali ludzkie lęki i obawy, wady i zalety Polaków uwięzionych w morzu własnych kompleksów i fobii, w świecie równie absurdalnym, groteskowym i fantastycznym, co realnym i tragicznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji