Artykuły

Wszyscy jesteśmy królikami

"Lot nad kukułczym gnizadem" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Katarzyna Oczkowska w Teatraliach.

Faszyzm jest w nas wszystkich. W naszych głowach, w naszym codziennym zachowaniu. Faszyzm, który zmusza nas do kochania władzy. Znamienne słowa Michaela Foucaulta mogą stanowić zgrabną ramę spektaklu "Lot nad kukułczym gniazdem", który w nieco bardziej cynicznym odbiorze, zyska miano przewodnika życia codziennego.

Ingmar Villqist, odświeżając kultową powieść Kena Keseya w adaptacji Dale'a Wassermana, która prześlizgnęła się do mainstreamu dzięki nie mniej kultowemu filmowi Miloša Formana (Jack Nicholson i pięć Oscarów - o tym się nie zapomina!), podjął próbę, po pierwsze, zmierzenia się z ikoną, po drugie, osadzenia tej ikony we współczesnym kontekście.

Odnajdujemy tu wciąż aktualny problem władzy i wyrafinowanej opresji, która nieustannie, i jakże plastycznie, poddaje niesforne jednostki zabiegom normatywizującym. Bo taki właśnie jest stosunek Siostry Ratched do gromadki podopiecznych w uroczym sanatorium, zwanym w bardziej bezpośrednich kręgach psychiatrykiem. Owa tresura (w tym miejscu można sparafrazować znaną pracę wideo Zbigniewa Libery "Jak tresuje się dziewczynki" na "Jak tresuje się chłopców") jest sprytnie zakamuflowana pod zasłonką dobrotliwości oraz miłosierdzia, podszytego protekcjonalizmem. Małe zakłócenie wprowadza jedynie atrakcyjna powierzchowność Siostry Ratched. No właśnie! Oddziałowa nie jest starą, grubą babą, ale, świetnie wykreowaną przez Urszulę Grabowską, blond pigułą, która do kolekcji swojego uzbrojenia dodaje wyeksponowane wdzięki. Ten wyregulowany porządek psuje jednak pojawienie się rozkosznie subwersywnego Randle'a Patricka McMurphy'ego (Michał Kościuk), porywającego się na donkiszotowski gest walki z władzą.

"Lot nad kukułczym gniazdem" realizuje Foucaultowską ideę "mikrofizyki władzy", czyli kontroli objawiającej się w najdrobniejszych aspektach życia, co uwidacznia się już na poziomie aranżacji teatralnej przestrzeni przeniesionej do foyer. Pomieszczenie z zainstalowanymi po obu stronach kratami tworzy pewnego rodzaju miejsce "pomiędzy". Pomiędzy tym, co na zewnątrz, a tym co głębiej, odgrodzone "ludźmi-roślinami", czyli kwiatami doniczkowymi, w tak urzekająco dosłowny sposób sugerującymi stan egzystujących w ten sposób pacjentów. Ale nie tylko kuracjusze znajdują się w owej przestrzeni, nie tylko oni konstytuują problem inności - przecież my także znajdujemy się tuż obok. Nie oddzieleni ani granicą sceny, ani brakiem utożsamienia. Villqist zaprasza widzów do zmierzenia się z odmiennością oraz odnalezienia Innego w sobie samym.

Inność w "Locie nad kukułczym gniazdem" przybiera postać króliczej maski - wielkiej, puchatej, białej głowy z czarnymi psychodelicznymi oczami i powykręcanymi uszami. Bo jak powiedział Harding (w tej roli jak zawsze fenomenalny Paweł Sanakiewicz), jeden z pacjentów: "Każdy z nas jest przerażonym królikiem, który tylko czeka na okazję, by czmychnąć do swojej dziury".

Działanie przez odświeżanie w wydaniu Villqista odbywa się nie tylko przez współczesny, a przecież jakże uniwersalny kontekst, ale także za pomocą dygresji w postaci formy słuchowiska radiowego odczytywanego przez pacjenta, a zarazem narratora - Wodza (Dariusz Starczewski). Pojawia się również ilustrowany materiałem dokumentalnym wykład na temat elektrowstrząsów i lobotomii, czy dziennikarska relacja z lotu w kosmos, bo tak pacjenci nazywają terapię prądem elektrycznym.

Siła "Lotu nad kukułczym gniazdem" tkwi nie tylko w ponadczasowości tekstu, ale w umiejętności zrozumienia i przekazania go przez reżysera. Nie bez znaczenia jest tu również brawurowa gra aktorska, od nadpobudliwego Michała Kościuka po magnetyzująco-milczącego Jakuba Bohosiewicza. Jedyną rysą na powierzchni tego monolitu jest niezbyt udana kreacja Angeliki Kurowskiej, niepokojąco zmierzająca w kierunku estetyki Żon ze Stepford.

Diagnoza przeprowadzona przez Villqista jest tyleż pesymistyczna, co oczywista - możliwość uwolnienia się od władzy po prostu nie istnieje. I cytując Tadeusza Konwickiego z "Małej apokalipsy": Dzień za dniem powoli mija. Coraz dłuższa życia szyja. Wszystko wokół się pierdoli, my w niewoli, my w niewoli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji