Tragedia o Bogaczu i Łazarzu - in honorem Senatowi Gdańskiemu dedykowana
325 lat przeleżał w rękopisie ten późno średniowieczny moralitet pióra nieznanego autora gdańskiego. Musiały minąć trzy wieki, by w gdańskim Teatrze - o którym pewnie marzył autor - gdańscy "mieszczanie" wraz z "Senatem" mogli oglądać sztukę, której pełny tytuł brzmi; "TRAGEDIA O BOGACZU Y ŁAZARZU Z PISMA ŚWIĘTEGO WYJĘTA Y NOWO WIERSZEM OPISANA POLSKIM JAŚNIE WIELMOŻNEMU SENATOWI GDAŃSKIEMU DEDICOWANA Y PRZYPISANA IN HONOREM ROKU 1643 MIESIĘCA STYCZNIA DNIA 22".
Zapoczątkowana przez Dejmka penetracja literatury staropolskiej w celu odszukania dla teatru dzieł zapomnianych, a które wystawione współcześnie, unaocznić mają ciągłość naszej kultury narodowej, przyniosła niezapomniane inscenizacje "Żywota Józefa" Reja (z którą Teatr Narodowy gościł na Wybrzeżu w lipcu) oraz dawniejszą "Historyję o chwalebnym zwartwychwstaniu" Mikołaja z Wilkowiecka. Oba te utwory łączyła obok polskiego języka jedna wspólna cecha - będąc oparte na motywach biblijnych tylko bardzo ogólnie nawiązywały do aktualnego miejsca i czasu w jakim powstały.
Natomiast wystawiona przez gdański Teatr Wybrzeże "Tragedia o bogaczu i Łazarzu" mimo, że również oparta na biblijnej przypowieści o Łazarzu, osadzona jest jednak w konkretnym miejscu. Cała jej akcja toczy się w Gdańsku - gdańskie uliczki, Motława z flisackimi tratwami i łodzią, panien morskich, Neptun wynurzający się z fal - stanowią tło, jakże często realne, tej odwiecznej walki dobrego ze złym, ubóstwa z bogactwem.
Przedstawiona historia rówieśników - Kandyda i Łazarza, w której dominujący jest wątek życiowej kariery tego pierwszego, urozmaicona została bogactwem alegorii: Świat, Czort, Ciało, Czystość, Miłosierdzie, Sprawiedliwość itp., które towarzyszą bohaterowi w jego życiu. Kandyd musi wybierać - albo korzystając z dobrodziejstw Świata żyć w bogactwie i przepychu a po śmierci cierpieć wieczne męczarnie, albo żyjąc w nędzy jak Łazarz, czekać wybawienia przez śmierć, na wieczną szczęśliwość. Utwór pokazując w symbolicznym skrócie życie i jego skutki, miał być przestrogą dla młodego pokolenia, miał go wychowywać i uczyć. Lecz aby ta "mrożąca krew" "Tragedia" zbytnio nie przerażała widzów, autor wprowadza trzy intermedia - wesołe pełne autentycznego komizmu i humoru ludowe opowieści: o Ojcu i synie szewcu, o kuchmistrzu i Kaszubie oraz Kuchmistrzu i Myśliwcu. I znowu występują tak cenne realia ludowe - akcje dwóch pierwszych intermediów dzieją się w Gdańsku na targowisku przy Bramie Wysokiej, kilkaset metrów od miejsca, gdzie w trzy wieki później znajdować się będzie scena Teatru "Wybrzeże". Oglądając dziś "Tragedię o bogaczu i "Łazarzu" zachwycamy się barwnością języka tak prostym a celnym, zachwycamy się trafnością uogólnień ludzkich cech, ale najbardziej jej gdańskością. Trzeba przyznać, że realizatorzy - reżyser - Tadeusz Minc oraz scenograf Marian Kołodziej - zrobili wszystko by ten lokalny, regionalny charakter tekstu, który opracowała Róża Ostrowska wespół z reżyserem, jak najmocniej podkreślić. Już od pierwszych chwil - od kurtyny stylizowanej pod "Sąd Ostateczny" Merelinga i "dźwięków" kurantów z Ratusza Głównego przed każdym aktem zamiast tradycyjnego gongu - oglądamy w pełni gdańską sztukę dla "mieszczan" gdańskich przeznaczoną.
Wspaniale funkcjonalna dekoracja - ołtarz pełen średniowiecznych świątków, na których osiadła już patyna czasu wytwarzająca tak trudną do osiągnięcia atmosferę wieków, u ich podnóża motywy kamieniczek drogi królewskiej, oraz w głębi, jako tło powiększony miedzioryt Dickmana "Gdańsk nad Motławą'' - pozwala lepiej wczuć się w czasy powstania "Tragedii". Bajecznie kolorowe bogate w swym przepychu stroje epoki baroku, oraz lekkość i wdzięk z jakim poruszali się w nich aktorzy sprawiały z kolei, że czuliśmy się rzeczywiście przeniesieni do XVII-wiecznego "teatru".
Wielce w odbiorze sztuki pomagała ogólnie dobra gra aktorów. W większości artyści potrafili zachować ten niezbędny odpowiedni w grze dystans do roli jakiego wymagał charakter utworu. Na pewno zaś Kandyd w wykonaniu Krzysztofa Wieczorka wpisze się trwale w historii gdańskiego teatru.
Wychodząc w nocy na opustoszałe uliczki Starego Miasta mimo woli oczekujemy na pojawienie się Kaszuby Sobieraja czy też na Motławie łodzi z pannami morskimi. I to właśnie jest największym sukcesem teatru: oglądając "Tragedię" odczuwamy całkowitą ciągłość poprzez wieki polskiej kultury w Gdańsku, że tu przed setkami lat żył, pracował i bawił się polski lud.