Artykuły

Wspomnienie o Hance

Była wybitną aktorką Teatru Wybrzeże. Wielką damą tego teatru. Spędziła w nim dużą część swojego życia - ANNĘ CHODAKOWSKĄ wspomina Witold Sadowy.

Odnosiła sukcesy. Lubiła ją publiczność, reżyserzy i dyrektorzy, chwalili krytycy. Pracowita, ambitna i utalentowana. Ale były też chwile, że było jej źle, kiedy wypominano jej granie w latach okupacji. Nie myślała o konsekwencjach, kiedy zaproponowano jej tytułową rolę w sztuce Gabrieli Zapolskiej "Kobieta bez skazy". Widziałem ją w tej roli i nie żałuję, choć pewnie i ja byłem "przestępcą", że poszedłem do teatru?! Była świetna. Po wojnie Sąd Koleżeński ZASP-u uznał tych, którzy występowali w teatrach Generalnej Guberni w Warszawie i Krakowie, za kolaborantów. Ukarał ich i zabronił im przez kilka lat występów na scenie.

Nie byliśmy nigdy w jednym teatrze i nigdy nie spotkaliśmy się na scenie. Ale wiedzieliśmy o sobie wszystko i śledziliśmy nasze poczynania aktorskie. Była prawym, szlachetnym człowiekiem. Telewidzowie całej Polski mogli ją czasem oglądać na ekranach swoich telewizorów, kiedy via TV Gdańsk występowała w spektaklach Teatru Telewizji.

Hanka Chodakowska urodziła się we Lwowie. Kiedy otrzymała świadectwo dojrzałości, zjawiła się któregoś dnia w gabinecie ówczesnego dyrektora teatru Janusza Waneckiego i oświadczyła mu, że pragnie zostać aktorką. Warnecki rozbawiony bezpośredniością młodej, rezolutnej osoby, przyrzekł jej, że przygotuje ją do egzaminu. Pomogli jej także Karol Borowski, Henryk Szletyński i Roman Niewiarowicz. Kiedy w roku 1938 zdała egzamin eksternistyczny przed komisją egzaminacyjną w Warszawie, Janusz Warnecki obsadził ją w roli Klarysy w "Fircyku w zalotach" Zabłockiego u boku samego Juliusza Osterwy. Była to jej pierwsza rola na scenie Teatru Wielkiego we Lwowie. Prasa i publiczność chwaliła młodą, dobrze zapowiadającą się aktorkę. Obecny na widowni dyr. Stoma zaproponował jej angaż i przeniesienie do Teatru Polskiego w Poznaniu. Niestety, wojna przerwała ten pięknie zapowiadający się początek kariery aktorskiej.

W czasie okupacji znalazła się w Warszawie. Zaproponowano jej granie w teatrze. Po wyzwoleniu w roku 1945 trafiła do Krakowa. Przez pewien czas była aktorką Starego Teatru, pracując ze Stanisławą Perzanowską i Zygmuntem Chmielewskim. Potem się rozchorowała. Skomplikowane sprawy osobiste, a wśród nich sprawa grania w czasie okupacji i weryfikacja, która ciągnęła się bardzo długo, wyeliminowały ją z ukochanej pracy zawodowej. Przeżyła to bardzo ciężko. Wyjechała do Wrocławia. Tam sporadycznie zajmowała się grupą studentów, pomagając im w organizowaniu amatorskich przedstawień. Wreszcie zweryfikowana przez Sąd Koleżeński ZASP-u w roku 1951 powróciła na scenę.

Rozpoczęła występy w Teatrze Młodego Widza i Rozmaitości we Wrocławiu. W roku 1955 ówczesny kierownik artystyczny Teatru Wybrzeże w Gdańsku Antoni Biliczak zaproponował jej współpracę. I tak się zaczął dla niej interesujący etap życia zawodowego obfitujący w ciekawe role. Już pierwszą, znakomicie zagraną rolą Goplany w "Balladynie" Juliusza Słowackiego w reżyserii Tadeusza Żuchniewskiego zdobyła sympatię publiczności i uznanie krytyki. W krótkim czasie stała się ulubioną i cenioną aktorką tego teatru. Z roli na rolę jej talent rozwijał się imponująco. Grała w różnorodnym repertuarze, odkrywając w sobie coraz to nowe możliwości. Z łatwością przechodziła od ról tragicznych, poprzez dramatyczne, charakterystyczne, aż do komediowych. Publiczność nagradzała ją zasłużonymi brawami. Prowadziła bezbłędnie dialog i nasycała swoje postacie prawdą wewnętrzną. Była znakomitą Wassą Żeleznową w sztuce Gorkiego, tragiczną Matką w "Tragedii Człowieka" Imre Madacha i zabawną Eufemią w "Jadzi wdowie", a także Macką w "Żołnierzu królowej Madagaskaru", pocieszną Ciuciumkiewiczową w "Domu otwartym" Bałuckiego, Dulską w "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej, a także jedną z głównych bohaterek w "67. piętrze" Stewarda. Jako lady Reaburn w komedii "Spójrz, ja tańczę" w reżyserii Zygmunta Hubnera szalała wprost na scenie, porywając swym temperamentem publiczność. Prasa pisała o niej z zachwytem.

Teatrowi poświęciła wszystko. Oddała mu całe swoje życie. Pracowali z nią chętnie reżyserzy. Szalenie pracowita i zdyscyplinowana potrafiła podporządkować się wizji reżysera i zrealizować jego oczekiwania. Zawsze pełna pomysłów potrafiła niejednokrotnie przekonać reżyserów do swojej wizji. Miała szczęście pracować ze znakomitymi realizatorami, którzy oszlifowali jej bujny talent. Jej ulubionymi reżyserami byli: Stanisław Milski, Marek Okopiński, Jerzy Kreczmar, Stanisław Różewicz, Krystyna Meissner, Maria Kaniewska i Paweł Dangel. Ten sam Dangel zachwycony współpracą z Hanką, nie mając dla niej roli w "Szkarłatnej wyspie" Bułhakowa, przerobił jedną z męskich ról na kobiecą, aby mieć ją w sztuce, którą reżyserował. Ostatni raz pojechałem na Wybrzeże w maju 1987 roku, aby być na premierze i zobaczyć Hankę w angielskiej komedii Petera Coke'a "Jesienne manewry" w reżyserii Krzysztofa Szustera. Grała znakomicie Madame Bee. W roli tej świętowała swoje 30-lecie pracy scenicznej. Po bankiecie spędziliśmy jeszcze cały następny dzień, nie mogąc się sobą nacieszyć. Zdążyła jeszcze zagrać dużą rolą u Krysi Sznerr w Teatrze Telewizji. Cieszyła się, że znowu jest potrzebna. Nic nie wskazywało na to, że stan jej zdrowia jest niepokojący. Rozmawialiśmy kilkakrotnie przez telefon i nagle dowiedziałem się, że Hanka jest śmiertelnie chora i że dni jej są policzone. Odeszła, ale w moim sercu została na zawsze. Nie mogłem pojechać na jej pogrzeb. Byłem zajęty w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji