Artykuły

Ludowcy zawalili w Bronowicach

"Wesele" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Dionizy Kurz na swoim blogu Kurzawka.

"Wesela", tego polityczno-narodowego dramatu nie pokazywano w Warszawie prawie przez ćwierć wieku. To była za długa przerwa. Zatraciliśmy ciągłość dyskusji wywoływanej premierami tego arcydzieła. Był już najwyższy czas na powrót tego dramatu, dlatego dziękuję gorąco Dyrektorowi Andrzejowi Sewerynowi za najnowszą premierę "Wesela" przygotowaną w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana w Warszawie.

Z jakimi oczekiwaniami szedłem do teatru? Na co liczyłem?

W głowie kołatały się sztampowe hasła zapamiętane jeszcze chyba w liceum: chłopomania, naiwny zachwyt ludowością, rola inteligencji, która nie potrafiła działać i pokierować zmianami, kłótliwe partie polityczne w Galicji, przekupni dziennikarze. Dodam do tego wspomnienie transowego charakteru scen tanecznych Wesela w rytm ludowego quasi-zaklęcia: raz dokoła, raz dokoła Ta ostatnia myśl o szamańskich nutach urodziła się chyba na podstawie niezapomnianej wersji filmowej Wesela Andrzeja Wajdy z 1973. Ciekawiło mnie, jak i czy w ogóle reżyser Krzysztof Jasiński pokaże sceny zabawy weselnej. Przyznam ze wstydem, że jak na pakiet oczekiwań "przed pójściem do teatru" zebrało się tego niewiele.

Tymczasem jest rok 2015. Polska od ponad dwudziestu pięciu lat znów jest niepodległa. Czy pytania stawiane przez Wyspiańskiego, jego oczekiwania wobec inteligencji i polityków po prostu się nie zestarzały? Dzisiaj martwimy się zupełnie innymi problemami, choćby wojną u sąsiadów na wschodzie. Okazało się na szczęście, że moje obawy były bezpodstawne, a inscenizacja Wesela nie trąciła naftaliną.

Krzysztof Jasiński okroił występującą na scenie obsadę sztuki do jedenastu osób, skrócił oryginalny scenariusz dramatu, najlepsze i znaczące partie tekstów postaci, z których zrezygnował, włożył w usta pozostałym bohaterom przedstawienia. Ten zabieg nadał spektaklowi tempa i pozwolił skoncentrować się na najbardziej uniwersalnych problemach, z pominięciem zaściankowych, przeszłych konfliktów. Nie bawiłaby nas przecież dzisiaj szarada z mozaiką postaci, którą odszyfrowywał sto czternaście lat temu cały Kraków.

Przedstawienie samej zabawy weselnej zostało rozwiązane w bardzo prosty, ale specjalny i przemyślny sposób, który bardzo spodobał się widowni. Moje brawa należą się także za "odpowiednio" dobraną muzykę weselną, która wyraźnie kotwiczyła akcję sztuki we współczesnej Polsce. Cieszę się także, że wierny swoim wcześniejszym dokonaniom reżyser powrócił w pozostałych częściach realizacji, między innymi do muzyki Marka Grechuty i Jana Kantego Pawluśkiewicza.

Skoro komentuję muzyczną stronę spektaklu to podkreślę, że Krzysztof Jasiński ma najprawdopodobniej ogromny autorytet wśród grających w Weselu aktorów, bo udało mu się przekonać Andrzeja Seweryna, aby zaśpiewał. Sam mistrz nigdy za tym nie przepadał, przynajmniej mam takie wrażenie. Zaskoczę malkontentów, wszystko było w porządku i chwała artyście za wykonanie, a także Annie Chmielarz za przygotowanie wokalne wszystkich śpiewających aktorów! Słuchałem przyśpiewek i pieśni z dużą przyjemnością. Wyróżniam tu zwłaszcza Joannę Trzepiecińską (Gospodyni).

Artystka oprócz wokalistyki, potrafiła swoją grą aktorską, w której wyczuwało się radość, luz i dystans do kreowanej postaci, przedstawić kobietę z krwi i kości. Czułem, że aktorka po prostu jest szczęśliwa, że gra w tym przedstawieniu, ale to uczucie promieniowało również od pozostałych aktorów występujących tego dnia na scenie. Wszyscy cieszyli się wspaniałym, polskim słowem Wyspiańskiego.

Kolejnym artystą, którego gra wywarła na mnie duże wrażenie była dynamiczna kreacja Piotra Cyrwusa (Czepiec, Upiór). Czułem ciarki na plecach, kiedy wymachiwał kosą osadzoną pionowo na drzewcu.

Z wielką przyjemnością patrzyłem na kostiumy artystów, które były po prostu piękne, eleganckie oraz nienagannie skrojone i uszyte. (Anna Czyż) Świetna była również nowoczesna i interesująca prezentacja efektów specjalnych oraz zdjęć filmowych. (Yann Seweryn, Kamil Walesiak, Tadeusz Sawka) Skala i sposób użycie tych środków w Teatrze Polskim może być wzorem dla innych teatrów.

Andrzej Seweryn (Gospodarz, Wernyhora) w kolejnej sztuce zagrał świetnie, podobała mi się kreacja artysty zwłaszcza w drugiej części przedstawienia. Ówczesna polska inteligencja oraz ludowi politycy, których reprezentowała postać Gospodarza wierzyli, że zmiany na mapie Europy są tylko kwestią czasu. Seweryn pokazał człowieka targanego patriotycznymi uczuciami, który jednak nie potrafił nad nimi zapanować. Nie umiał przekuć ich w praktyczny czyn. Pijany Gospodarz nie udźwignął odpowiedzialności i przekazał najważniejszy i symboliczny rekwizyt, bez którego nie można było rozpocząć powstania lub walki, swojemu nieodpowiedzialnemu, młodemu stronnikowi, którego bardziej od niepodległości interesował los wiechy z pawich piór na jego czapce.

I tu właśnie można dołożyć całą serię analogii do współczesności, zarówno o kiepskich stronnikach, o miałkich programach, o braku poczucia służby obywatelskiej. Przecież wielu z nas niejasno przeczuwa, że niedługo może się coś złego wydarzyć.

Czy istotnie zostanie nam wtedy tylko sznur?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji