Czy moja tragedia ma jakiś sens?
"W środku słońca gromadzi się popiół" w reż. Agaty Kucińskiej we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Iwona Szajner w portalu kulturaonline.pl.
Najnowsza premiera Wrocławskiego Teatru Lalek skierowana jest do dorosłego widza. To spektakl, który stawia pytania i zostawia je bez odpowiedzi. Widz zechce lub nie zechce poszukać ich sam.
"W środku słońca gromadzi się popiół" wyreżyserowała i przełożyła na język teatru lalkowego Agata Kucińska (występuje też w przedstawieniu). Sięgnęła po tekst Artura Pałygi, który nie jest opowieścią z wyraźnie zarysowaną fabułą, ale zbiorem myśli, obrazów i scen. Punkt wyjścia stanowi konkretne wydarzenie - tragiczne. Pożar w mieszkaniu na blokowisku. W ogniu ginie Lucy, bohaterka spektaklu.
Porządek i chaos
Co się ze mną dzieje? Dlaczego właśnie ja? Co teraz ze mną będzie? Spotykamy Lucy w momencie przejścia z jednego świata w inny. Nie jest sama, towarzyszą jej Iskierka i Płomyk - głosy, które z jednej strony próbują jej pomóc zrozumieć, co się wydarzyło, uporządkować myśli, a z drugiej wprowadzają jeszcze większy chaos.
Wydarzenia rozgrywają się w dwóch planach: realnym - tu i teraz na osiedlu oraz nierzeczywistym, fantastycznym - tam, gdzie znalazła się Lucy, zawieszona gdzieś pomiędzy, w sytuacji granicznej. Te dwie perspektywy znalazły odbicie w warstwie scenograficznej. Na scenie widzimy miniaturowe blokowisko z zainscenizowaną akcją gaszenia pożaru - zabawkowymi autami straży pożarnej, policji, plastikowymi ludzikami itp. Druga perspektywa to naturalnej wielkości balkon. Dwa światy przenikają się. Raz grają lalki, a raz aktorzy.
Agata Kucińska i Tomasz Maśląkowski/fot. Karol Krukowski
Cel i przyczyna
Czy moja tragedia ma jakiś sens? Z tym pytaniem mierzą się wszyscy bohaterowie spektaklu. Bo jest ich więcej, nie tylko umierająca w pożarze Lucy, ale też rodzice sparaliżowanego chłopca, dziewczyna dowiadująca się o śmierci matki, kobieta chora na raka czy matka nie mogącą sobie poradzić z lękiem o dziecko. O celowość i przyczynę pyta też borykający się z poczuciem winy strażak. Przekonuje jakby sam siebie, że przecież każdy śmiertelny wypadek to zbieg małych okoliczności, składających się na tragiczny finał. Jakiś porządek musi w tym być - docieka z kolei ojciec sparaliżowanego syna, z którym usiłuje od lat jakoś porozumieć. Bohaterowie raczej nie złoszczą się na swoją sytuację, nie mają pretensji, nie użalają się, ale szukają odpowiedzi na pytanie: dlaczego? i po co?.
W środku słońca gromadzi się popiół/ fot. Karol Krukowski
Nierówno i chaotycznie
Nie jest to spektakl, który ogląda się z przyjemnością, choć publiczność znajduje się w bezpiecznej roli obserwatora. Aktorzy nie głaszczą widowni, nie przymilają się do niej, nie puszczają oka (czasem może tylko lekko je mrużą), choć z drugiej strony nie są też wobec niej specjalnie okrutni.
Przedstawienie sprawia wrażenie nierównego i nieco chaotycznego. Pierwsze sceny to jakby luźno zebrane aktorskie etiudy dyplomowe, które ani nie porywają dramaturgią, ani nie angażują jakoś specjalnie wyobraźni. Może to wina samego tekstu, wcale nie najłatwiejszego w odbiorze? Jednak stopniowo sytuacja sceniczna coraz bardziej widza wciąga. A to z kolei już z pewnością jest zasługą obsady - Tomasza Maśląkowskiego (w brawurowych kreacjach ojca oraz strażaka), Anny Makowskiej-Kowalczyk (sugestywna zarówno jako animatorka lalki, jak i aktorsko) oraz świetnej Agaty Kucińskiej. Najsłabiej wypadł Radosław Kasiukiewicz, bo i jego rola nie była specjalnie rozbudowana. Genialnie natomiast w spektaklu zagrała muzyka stworzona przez Sambora Dudzińskiego. Różnorodna gatunkowo, prosta, a niebanalna. Brawa należą się już choćby za pomysł oddania dźwiękiem samego pożaru - szelest foliowej torebki, łamany wafel i odgłos strażackiej syreny.
Bohaterowie tekstu Pałygi usiłują doszukać się sensu w cierpieniu, które ich spotkało, znaleźć odpowiedzi na pytania o jego przyczynę. Przez półtorej godziny widz uczestniczy w ich osobistych tragediach. Gdy jednak na scenie gasną światła, szybko opuszcza ich świat, by nie myśleć o sprawach ostatecznych. Pytania jednak zostają.