Artykuły

Operowe rozczarowanie i nadzieja

"Cavalleria rusticana" (Rycerskość wieśniacza)" w reż. Leszka Mądzika i "Pagliacci (Pajace)" w reż. Krzysztofa Ciecheńskiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Reinterpretacja "Rycerskości wieśniaczej" dokonana przez Leszka Mądzika rozczarowała. Nowe odczytanie przez Krzysztofa Ciecheńskiego "Pajaców" wymaga drobnych korekt reżyserskich.

Z niecierpliwością czekałem na to, co Leszek Mądzik zrobi w operze. Pamiętam wiele spektakli Sceny Plastycznej KUL, po których wychodziłem z teatru jak zaczadzony.

Reżyser wybrał "Rycerskość wieśniaczą" Pietro Mascagniego, operę werystyczną opowiadającą historię starą jak świat: o miłości dwóch kobiet do jednego mężczyzny. Mądzik zrezygnował z weryzmu włoskiego i wprowadził bohaterów w świat, który tworzył w Scenie Plastycznej KUL-u. Czarne płaszczyzny rozświetlane jedynie światłem. Niestety, tego światła zwykle budującego u Mądzika nastrój, klimat, zabrakło, a architektoniczne konstrukcje, które w jego autorskim teatrze budowały narrację, w operze niczemu nie służyły.

Mądzik odchodząc od opery Masacagniego bardzo daleko, nie zaproponował nic w zamian. Zamiast autorskiej wizji świata, w którym bohaterami targają namiętności, oglądaliśmy koncert w kostiumach (dla solistów zaprojektowała je Zofia de Ines) urządzony gdzieś w ciemnościach.

Reżyserowi nie pomógł kierownik Muzyczny, Gabriel Chmura. Zaczęło się od niefortunnej wpadki harfistki w słynnym Intermezzo. Orkiestra grała za głośno, z czym niejeden raz musieli walczyć soliści. A jeśli o nich mowa, to tylko Jaromir Trafankowski (Alfio)- takie odnoszę wrażenie - wiedział, kim jest i o czym śpiewa. Nie podobała mi się natomiast Helena Zubanovich (Santuzza). Śpiewała technicznie, ale było widać i słychać, z jakimi problemami musi się borykać w wysokich partiach tej roli. Brak emocji w głosie nadrabiała grą aktorską, ale to trochę za mało. Rozczarował mnie i głosowo, i aktorsko, George Oniani (Turiddu).

Tradycji stało się zadość. Tego samego wieczora obejrzeliśmy również "Pajace" Ruggiero Leoncavallo, drugie arcydzieło włoskiego weryzmu.

Inscenizator Krzysztof Ciecheński przeniósł akcję w bliżej nieokreśloną rzeczywistość drugiej połowy XX wieku. Akcja rozgrywa się w jakimś lofcie, w którym artyści przygotowują występ, a potem w kawiarni (sali widowiskowej ze stolikami). Koncept całkiem udany, chociaż brakuje mu konsekwencji. Największą widać jednak w kostiumach: skoro Canio (George Oniani) i Beppe (Karol Bochański) mają atrybuty bohaterów comedii dell'arte (w oryginale dzieła artyści są wędrowną trupą aktorów), to dlaczego nie ma ich Nedda (Roma Jakubowska-Handke) czy Tonio (Andrzej Filończyk)

W "Pajacach" publiczność czeka na tę najważniejszą, najbardziej przejmującą arię "Śmiej się Pajacu". Niestety, George Oniani, chociaż wyraźnie lepiej czuł się w roli Cania niż Turiddu, nie olśnił. Zabrakło mu charyzmy i siły wyrazu. Tego nie brakowało natomiast Romie Jakubowskiej-Handke. Jednak najlepsze wrażenie wokalne i aktorskie zrobił na mnie Andrzej Filończyk [na zdjęciu]. Piękny głos. Warto zapamiętać to nazwisko, bo będzie o nim głośno.

Na koniec jeszcze o Gabrielu Chmurze, który jako dyrygent wyzuł oba dzieła z emocji, a one aż kipią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji