Artykuły

Jazda z flecistą, czyli kurs na kulturę

- Zarobki w orkiestrze są żenująco niskie - muzycy z wieloletnim doświadczeniem dostają 3,5 tys. zł pensji, czyli mniej niż kierownik Biedronki - pisze Roman Pawłowski w felietonie w Gazecie Wyborczej.

Mamy ostatnio do czynienia w Warszawie z nowym zjawiskiem społeczno-kulturowym. Otóż artyści z powodu marnych zarobków przekwalifikowują się i dorabiają w innych zawodach. Pisałem już o znajomej aktorce, która aby opłacić ubezpieczenie, zatrudniła się fikcyjnie jako sprzątaczka. W radiu TOK FM usłyszałem historię jeszcze bardziej radykalną. Otóż pierwszy flecista Orkiestry Filharmonii Narodowej Krzysztof Malicki wyznał, że dorabia jako kierowca taksówki w sieci Uber. Od września ubiegłego roku miał już 800 kursów. Jak mówi, ta praca pozwala mu dopiąć domowy budżet. Zarobki w orkiestrze są żenująco niskie - muzycy z wieloletnim doświadczeniem dostają 3,5 tys. zł pensji, czyli mniej niż kierownik Biedronki.

Kultura na jezdni

Myślę, że dodatkowe zajęcia dla artystów to dobry pomysł na ratowanie budżetu instytucji kultury i kierownictwo Filharmonii Narodowej powinno podchwycić pomysł flecisty. Na miejscu dyrektora naczelnego FN Wojciecha Nowaka zapisałbym całą orkiestrę do sieci Uber. W znacznym stopniu podniosłoby to jakość usług transportowych, a określenie "kultura na jezdni" zyskałoby zupełnie nowy wymiar. Co prawda nie da się jednocześnie grać na flecie i kierować autem, ale od czego sprzęt grający? Wyobrażam sobie, że podczas kursów instrumentaliści mogliby odtwarzać pasażerom nagrania swojej orkiestry. Jedziesz - dajmy na to - z Mokotowa na Bemowo i słuchasz koncertu g-moll "La notte" na flet i smyczki Antonia Vivaldiego, zamawiasz kurs z Ochoty pod Arkadię - słuchasz energetycznego kwintetu Wojciecha Kilara, wychodzisz złachany z Planu B nad ranem, zamawiasz ubera z kojącym solo fletowym z VI symfonii Dymitra Szostakowicza. Obok marki samochodu do wyboru powinny być też instrumenty, osobno smyczki, osobno dęte drewniane i dęte blaszane (te ostatnie dla pasażerów niebojących się silnych wrażeń akustycznych), osobno perkusyjne. Pianiści, kotliści i kontrabasiści ze względu na rozmiary instrumentów woziliby pasażerów busami, za dodatkową opłatą.

Restauracja piszących kucharzy?

Ponieważ kryzys finansów dotyka nie tylko muzyków, trzeba by pomyśleć także o dodatkowych zajęciach dla przedstawicieli innych dyscyplin. Czas najwyższy, aby Ministerstwo Kultury opracowało specjalne szkolenia zawodowe dla twórców - kelnerskie dla aktorów, gastronomiczne dla pisarzy, hydrauliczne dla artystów wizualnych (w końcu i tak cały czas robią w instalacjach). Była kiedyś w Warszawie restauracja śpiewających kelnerów, dlaczego nie mogłaby powstać restauracja piszących kucharzy? Do przekąski podają ci wiersz, do drugiego dania nowelę, na deser serwują poemacik. Dla grup powyżej dziesięciu osób - w bonusie powieść do kolacji. Promocja czytelnictwa i gastronomii w jednym. Tancerze mogliby pracować za barem, dodając do drinków baleciki, a dla śpiewaków znalazłaby się praca w szatni przy numerkach.

Nareszcie całe to towarzystwo darmozjadów żyjących z naszych podatków zaczęłoby robić coś pożytecznego, a nie tylko wisieć u państwowej kasy. Z czasem część artystów przeszłaby na stałe do nowych zawodów, a w opuszczonych salach koncertowych i teatrach można by w końcu urządzić galerie handlowe. I żeby mi nie mówił jeden z drugim, że państwo nie wspiera kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji