Artykuły

Porusza i śmieszy

"Ruchele wychodzi za mąż" w reż. Jacka Papisa w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Katarzyna Kolibabska w portalu Dla Lejdis.

"Ruchele wychodzi za mąż" porusza i śmieszy, ale też przypomina, jak niełatwe są relacje rodzinne.

Polska prapremiera sztuki w reżyserii Jacka Papisa odbyła się 9 stycznia w Teatrze Żydowskim w Warszawie. W spektaklu na podstawie dramatu izraelskiej pisarki, Savyon Liebrecht, występuje pięcioro bohaterów: tytułowa Ruchele, jej narzeczony Arele, jej młodsza siostra Lea, ojciec Szlojme oraz wujek Staszek. Akcja dzieje się we współczesnym Izraelu.

Choć postaci w sztuce jest niewiele, to wydarzenia z ich życia mają ogromną moc. Szlojme i Staszek to ocaleni z Auschwitz Polacy. Tragiczne przeżycia z obozu, gdzie w pewnym momencie rozmyła się granica między ofiarą a atakującym, w niespodziewany sposób wpływają na teraźniejszość. W momencie kiedy Ruchele przedstawia siostrze i ojcu narzeczonego, Szlojme zaczyna się dziwnie zachowywać, wpada wręcz w panikę i wyprasza zakochaną parę z domu. Arele obudził w nim demony przeszłości. Wraz z rozwojem akcji widownia poznaje nie tylko obozową tajemnicę, ale również inne rodzinne sekrety, które wpłynęły na życie całej piątki.

Warto zwrócić uwagę na mistrzowską grę Stanisława Brudnego w roli ojca Lei i Ruchele. Muszę przyznać, że na początku jego wyraziste, histeryczne zachowanie przeszkadzało mi, a nawet denerwowało. Rozedrgany starzec, który wręcz hołubi swoją zmarłą już jakiś czas temu żonę, ciągle parzy jej herbatę, a także wychwala córkę, która poświęca mu mniej czasu niż druga, nie wbudził mojej sympatii. Sądzę, że o to chodziło - jego zachowanie miało właśnie uwierać widzów. Wraz z dalszymi wydarzeniami Szlojme pokazuje się od całkiem innej strony.

Prawdziwie wyglądała wzajemna relacja sióstr, które mimo nieco naruszonych konfliktem z przeszłości więzów, znajdowały czas na siostrzane przekomarzania, typowe dla bliskich sobie osób. Takie krótkie przerywniki w akcji pozwalały mi na wczucie się w rodzinną atmosferę spektaklu. Poruszająca gra Joanny Rzączyńskiej jako Ruchele, targanej skrywanym przez lata sekretem dotyczącym jej matki i Staszka, i żywa, humorystyczna postać Lei (w tej roli Małgorzata Trybalska) świetnie pokazują jak różnorodne może być rodzeństwo. I że mimo tych odrebności łatwo odnaleźć nić porozumienia.

Prosta, ale w pełni wystarczająca, scenografia - parę mebli jako kilka pomieszczeń czy nawet mieszkań - pomysłu Alicji Kokosińskiej pozwalała skupić moją uwagę na grze aktorów, a im pomagała w kreowaniu nowych przestrzeni i ekspresji emocji bohaterów, których grali.

"Ruchele wychodzi za mąż" choć skupia się na konkretnych wydarzeniach, ma wydźwięk uniwersalny. Pokazuje między innymi, jak ciężko jest wybaczyć, a także jak trudno jest wyznać skrywane przez lata tajemnice. Odkrywa również różne podstawy i reakcje ludzkie na wychodzące na światło dzienne sekrety. To właśnie życiowy wymiar sztuki spowodował, że na długo utkwi ona w mojej pamięci. Z teatru wyszłam z wieloma przemyśleniami. Wzruszona była też Savyon Liebrecht, obecna na prapremierze, która stwierdziła, że język polski jest idealny do przedstawiania losów jej bohaterów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji