Artykuły

Odkrywanie Ameryki

"Detroit. Historia ręki" w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Mike Urbaniak w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Wielki Kryzys. Detroit zamieniło się w miasto duchów oraz przestępczości. Oddaje to monumentalna i pożerająca cały teatr scenografia Michała Korchowca. Ale parę aktorów powinno po tym spektaklu klęczeć na grochu.

Pierwszą premierą Teatru Polskiego w Bydgoszczy pod dyrekcją Pawła Wodzińskiego była "Afryka" Bartosza Frąckowiaka; w spektaklu tym dostaliśmy w średnio atrakcyjnej formie wykład złożony z banałów z cyklu "Europejczycy wykorzystali i nadal wykorzystują biedną Afrykę". No, bardzo odkrywcze. Teraz dostajemy kolejną porcję wiedzy, którą już mamy. Sztukę Jolanty Janiczak "Detroit. Historia ręki", którą wyreżyserował Wiktor Rubin. To głos w ciekawej debacie o rozczarowaniach wielkimi modernistycznymi wizjami minionego wieku. Głos, niestety, niezbyt przejmujący.

Zabierają nas Janiczak i Rubin za ocean i opowiadają, jak jeden z amerykańskich snów zamieniał się w rzeczywistość. Snów o wolności, ma się rozumieć, jaką miał przynieść rozwój motoryzacji, której stolicą stało się Detroit. W stolicy był też król, nazywał się Henry Ford, który jako pierwszy wprowadził taśmową produkcję samochodów. Za nim poszli kolejni i tak oto zmieniło się życie milionów Amerykanów, w tym blisko 100 tys. robotników ciągnących do Detroit. Ale sen powoli zamieniał się w koszmar - najpierw ludzi zaczęły zastępować maszyny, a potem przyszedł Wielki Kryzys. Detroit zbankrutowało, straciło blisko połowę z prawie dwumilionowej populacji i zamieniło się w miasto duchów oraz przestępczości. Dziś jest najsłynniejszym przykładem na to, do czego prowadzi monokultura przemysłowa i co robi z ludźmi.

Brzmi ciekawie, prawda? Ale spektakl już tak ciekawy nie jest. I choć początek zachęca (w tym monumentalna i pożerająca cały teatr scenografia Michała Korchowca), to im dalej, tym gorzej. Mrowie aktorów na scenie, ale znakomitego aktorstwa, z którego bydgoski teatr słynął do niedawna, niewiele. Nie będę się pastwił nad aktorami (choć parę osób powinno po spektaklu klęczeć na grochu), ale wspomnę o tych naprawdę dobrych, w dodatku debiutantach. Pochwała należy się więc świeżym absolwentom krakowskiej szkoły teatralnej Janowi Sobolewskiemu i Bartoszowi Ostrowskiemu oraz - bo to nie koniec pochwał - grającej często na drugim planie, wieloletniej aktorce Teatru Polskiego Małgorzacie Trofimiuk za przejmujący monolog o mieszkance Detroit, która umarła w samotności i zapomnieniu, bo tak właśnie umiera się w mieście widmie. Można więc za spektakl przyznać kilka nagród indywidualnych, ale całość jest tak atrakcyjna jak dzisiejsze przedmieścia Detroit.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji