Artykuły

1:0 do przerwy, Słobodzianek kontra Strzępka i Demirski

Z wypowiedzią Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego fundamentalnie się nie zgadzam. Jest ona moim zdaniem tak bardzo fałszywa, że postanowiłem także przerwać milczenie - pisze Piotr Duda, kierownik artystyczny Teatru Mazowieckiego.

Monika Strzępka i Paweł Demirski zdaje się wierzą w swoją rewolucyjną moc i wołają bezczelnie: Słobodzianek, idziemy po ciebie!". Choć w pierwszym odruchu intryguje, po przeczytaniu całości pozostawia wrażenie, że krzyczą, bo coś idzie nie po ich myśli. A może także nie po myśli przywołanego tajemniczego środowiska, na którego opinię, jakoby w Dramatycznym było dramatycznie, powołują się Autorzy. Być może słuchamy różnych środowisk, ale ja mogę powołać się z kolei na głosy, które zauważają, że w Dramatycznym za dyrekcji Słobodzianka dzieją się coraz ciekawsze rzeczy. Wielu moich znajomych, którzy odwiedzili ostatnio Dramatyczny, twierdzi, że wróci tam jeszcze w najbliższym czasie na kolejne premiery. Do zabrania głosu, skłania mnie zwykła uczciwość i potrzeba zwrócenia uwagi na to, czego Tadeuszowi Słobodziankowi udało się dokonać. Na to pozwala mi obserwowanie Dramatycznego od początku dyrekcji obecnego zespołu. Widziałem wszystkie dotychczasowe premiery na scenie w Teatrze Dramatycznym i scenie na Woli, co daje mi pełny obraz repertuaru, jaki zaproponował Słobodzianek. Obserwuję od ponad dwóch sezonów aktorów na tych scenach, dostrzegam konsekwencje w tworzeniu zespołu. Uważam, że obiektywnie i uczciwie mówiąc, Tadeusz Słobodzianek pokazuje, jaka jest droga, którą Dramatyczny powinien podążać. Najbardziej moim zdaniem widać to w tym, co Monika Strzępka i Paweł Demirski uznają za pomyłkę Słobodzianka. Jest to tak zwany brytyjski model, w którym Dyrektor buduje, dobiera, decyduje o repertuarze i zaprasza reżyserów do realizacji swojego programu. Najważniejszym wyzwaniem, jakie stało przed Tadeuszem Słobodziankiem, w momencie kiedy obejmował Dramatyczny, było według mnie zbudowanie takiego modelu teatru, który sprostałby potencjałowi czterech scen. Scen, które w skali jednego sezonu mogą zgromadzić na widowni około pół miliona widzów. I jeśli po dotychczasowym okresie pracy Tadeusza Słobodzianka można rozliczać, to właśnie z tego, czy widać jakiś jego pomysł na teatr i czy jego strategia daje szansę Dramatycznemu. Strzępka i Demirski twierdzą, że tego nie ma, że widzieli tam tylko same klapy. Moim zdaniem mylą się i niesprawiedliwie oceniają pracę Słobodzianka. Chętnie odesłałbym ich jako ankieterów do widzów, którzy wychodzą ze spektakli na małej scenie w Teatrze Dramatycznym, albo m.in. z przedstawienia "Wszyscy moi synowie" Artura Millera. Myślę, że doceniani na festiwalach teatralnych Autorzy nie byli na wszystkich premierach u Tadeusza Słobodzianka. Wspominają tylko o "Romantykach", a jestem przekonany, że przyznaliby mi rację, gdyby zobaczyli inne tytuły. Nie można nie dostrzec tego, jak wysoko postawił sobie Słobodzianek poprzeczkę. Na tej głównej zaproponował Czechowa, Szekspira, Ionesco, Sofoklesa, Gombrowicza, przygotowuje nowe przekłady klasyki, a dodatkowo daje szanse konfrontacji nowej dramaturgii i adaptuje dzieła literackie i filmowe na scenę. To jest moim zdaniem przejaw myślenia długofalowego, gdzie teatr buduje się cierpliwie i z rozwagą, wliczając w to porażki, które przytrafiły się też Słobodziankowi. W tym miejscu warto powrócić do zarzutu, że w swoim programie Słobodzianek deklarował chęć współpracy z najważniejszymi twórcami teatralnymi i że teraz się z tego nie wywiązuje. Otóż słabość, jaką widać chwilami na dużej scenie w Dramatycznym, moim zdaniem nie powinna być zapisana na konto Słobodzianka. Jest to większy problem, któremu należy się odrębny tekst. Krótko można tylko powiedzieć, że jest to problem z doborem reżyserów w Polsce, którzy sprostaliby wymaganiom takiej sceny. To jest główne zadanie do wykonania w przeciągu najbliższych lat, jakie stoi przed Tadeuszem Słobodziankiem. Jeśli mu się to uda, Dramatyczny będzie jedną z najważniejszych scen w Warszawie i Polsce.

Strzępka i Demirski uważają, że Słobodzianek nie potrafi tworzyć zespołu. Jak bardzo błędne jest to stanowisko, świadczy właśnie repertuar Dramatycznego, w którym ja dostrzegam zespół i dostrzegam w nim pewną hierarchię - dobre role najstarszego pokolenia aktorów, takich jak: Kowalski, Niemirska, Skoczyńska, Kowalczyk, Wardejn; dalej pokolenie dojrzałych artystów z Adamem Ferencym na czele; a następnie grupa pokoleniowa, która dopiero potwierdza swoje miejsce w teatrze: Grzymkowski, Wosińska, Barwiński, Solarz, Smalara; i wreszcie najmłodszy, jeszcze mało znany zespół, który pojawił się na przykład w sztuce Artura Millera. To wszystko oraz liczna widownia która wraca do Dramatycznego, przypomina mi Stadsteatern w Sztokholmie, który obserwowałem przez sześć lat pobytu w Szwecji. Była to najważniejsza miejska scena, odwiedzana przez codziennego widza, tzn. takiego, który ma potrzebę pójścia do teatru, wysłuchania koncertu w filharmonii, przeczytania więcej książek niż statystyczny obywatel i niekoniecznie jest to widz, który wystaje po wejściówki w kolejce na modnych festiwalach teatralnych. Na tych festiwalach bowiem nie ma, jak zauważają Strzępka i Demirski, spektakli, które tworzy Słobodzianek. Nie będę tutaj stawiał diagnozy, dlaczego tak się na festiwalach dzieje, ale mam pewną propozycję dla Tadeusza Słobodzianka. Na jego miejscu wszedłbym na to boisko, na którym Strzępka i Demirski stanęli i krzyczą: "Idziemy po Ciebie!". Zaproponowałbym im oddanie na jakiś czas scen, którymi zarządza i pozwoliłbym, aby rewolucjoniści zbudowali repertuar z wybitnych spektakli festiwalowych. Niech się sprawdzą, niech skonfrontują się z widzami w regularnym graniu na scenie. W tym czasie spektakle Słobodzianka niech wypełnią program festiwali - sprawdźmy, czy widzowie dostaną od nich niestrawności, czy jednak je docenią. Obserwując niektóre produkcje festiwalowe, które następnie weszły do stałego repertuaru, mogę przewidzieć wynik tego meczu. Strzępka i Demirski mogą coś o tym wiedzieć, w środowisku teatralnym słychać bowiem głosy, ze najdłuższy serial teatralny nie podbił publiczności w warszawskiej Imce i chyba nie utrzyma się na afiszu. Inne głosy zdziwienia ze strony środowiska były z kolei słyszane po tym, jak ostatnio w jednym z warszawskich teatrów przeceniono bilety na głośny spektakl festiwalowy i proponowano na trzecie przedstawienie po premierze 2 bilety w cenie 1.

Słobodzianek, jak widzę, dość mozolnie podnosi swoją cenę i może to, tak zdenerwowało pewną część środowiska.

Piotr Duda

Kierownik artystyczny Teatru Mazowieckiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji