Artykuły

Scena Dramatycznego to pomnik nieudolnej polityki kulturalnej

Kłopoty w Teatrze Dramatycznym to nie tylko personalny konflikt. To sprawa systemowa. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie ma pomysłu na politykę kulturalną, łącznie z jej najbardziej kosztownym i prestiżowym obszarem, czyli teatrami - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Z publicznymi teatrami w Warszawie jest taki problem, że choć jest ich dużo, to większość z nich proponuje dość podobną ofertę: tradycyjną i opartą na nazwiskach aktorskich gwiazd. Część instytucji zbudowała w ten sposób wierną publiczność (np. Maciej Englert w Teatrze Współczesnym). Innym idzie to gorzej.

Z głosów w dyskusji o Dramatycznym, która toczy się w "Gazecie Stołecznej", wynika jasno - Tadeuszowi Słobodziankowi robienie teatru najlepiej wychodzi na trzech małych scenach. Tymczasem nieudana duża scena Dramatycznego to pomnik nieudolnej polityki kulturalnej ekipy PO, efekt jej nieprzemyślanych i arbitralnych decyzji..

W Warszawie nie rozmawia się o poważnych reformach. Nie ma za to problemów z podejmowaniem błyskawicznych i nieprzemyślanych decyzji, jak prawie trzy lata temu, gdy Dramatyczny połączono z Teatrem na Woli i Sceną Przodownik. Tak teatr z budowanym przez lata zespołem aktorskim niedbale zespawano ze sceną impresaryjną i sceną offową. A mogło być inaczej.

Jako pierwsza z postulatem łączenia stołecznych teatrów wyszła menedżerka kultury Katarzyna Szustow. Tyle że jej wizja miała zupełnie inny rozmach. Szustow proponowała połączyć Dramatyczny, Nowy i TR (dawne Rozmaitości) i stworzyć z nich polski odpowiednik słynnej berlińskiej Volksbühne. Zebrać na wielkiej scenie Dramatycznego reżyserów, na których bilety rozchodzą się na pniu, a których spektakle grane są wciąż często w wynajmowanych halach, bo publiczne teatry nie mają na nie miejsca. "Chciałabym chodzić do teatru" - pisała Szustow - "w którym na jednej scenie mogę zobaczyć spektakle Jarzyny, Lupy, Miśkiewicza, Strzępki, Warlikowskiego". Taka instytucja, w której pracowałaby regularnie ekstraklasa polskich twórców, byłaby naprawdę ważnym punktem na teatralnej mapie Europy.

Nieudany eksperyment

Szustow jest cenioną profesjonalistką. Równie dobrze odnajdywała się w nastawionym na nowatorskie poszukiwania Dramatycznym za dyrekcji Pawła Miśkiewicza co w prywatnym teatrze Krystyny Jandy, z którym dziś współpracuje. Pewnie dlatego miała świadomość, że ratuszowi na realizację jej pomysłu nie starczy odwagi.

Władza zrealizowała kiepską parodię koncepcji łączenia teatrów. Dziś w Dramatycznym, zamiast jednej sceny dla najlepszych, mamy cztery sceny dla drugiej i trzeciej ligi twórców.

Dramatyczny z czasów poprzedniej dyrekcji budził kontrowersje. Miał jednak europejskie aspiracje, ściągał spektakle Heinera Goebbelsa, Roberta Wilsona czy Christophera Marthalera. Z drugiej strony umożliwiał pracę - w stolicy i ze świetnym zespołem aktorskim - młodym talentom, takim jak Radek Rychcik, który parę dni temu odebrał Paszport "Polityki". Na scenie w Pałacu Kultury tworzył gigant polskiego teatru Krystian Lupa, a jeden ze swoich najważniejszych spektakli - "W imię Jakuba S." - zrobił tu radykalny duet Monika Strzępka i Paweł Demirski. Za dyrekcji Słobodzianka nie wydarzyło się nic o podobnej skali.

Ale i kierowany wcześniej przez Słobodzianka Teatr na Woli jako osobny byt znaczył więcej niż dziś, gdy połączono go z Dramatycznym.

Za powstanie "słobopleksu", jak przezywany jest teatralny kombinat, odpowiedzialni są decydenci nierządzący już stołeczną kulturą. Włodzimierz Paszyński wciąż jest wiceprezydentem miasta, ale sprawy kultury przejął nowy zastępca Gronkiewicz-Waltz, jej człowiek do zadań specjalnych, czyli Jarosław Jóźwiak. Pełniącemu przez lata obowiązki dyrektora biura kultury Markowi Kraszewskiemu koło ratunkowe rzucił Teatr Żydowski, gdzie jest dziś kierownikiem technicznym.

Nowym szefem biura kultury został Tomasz Thun-Janowski. Jego największym dotąd teatralnym osiągnięciem jest ogłoszenie konkursu na dyrektora Powszechnego, który zgodnie z przewidywaniami wygrał Paweł Łysak, odnoszący wcześniej sukcesy w Bydgoszczy. Konkurs ogłoszono rok temu. Również od roku opinia publiczna nie dowiedziała się nic o postępie prac powołanego przez Thun-Janowskiego zespołu ds. reformy warszawskich teatrów.

Ratusz w kulturze wciąż najbardziej ceni święty spokój. Władza potrafi ewentualnie gasić pożary tam, gdzie same je wznieciła, jak choćby w TR Warszawa. Gdzie indziej, np. w sprawie Dramatycznego, zachowuje się tak, jakby chciała prostu pozamiatać gruz po rozbiórce.

Pomysł z połączeniem trzech zupełnie różnych scen w jeden kombinat się nie udał. Ich potencjał artystyczny się nie zsumował. Wydatki budżetowe wcale nie spadły. Eksperyment się nie udał. Najwyższa pora się z niego wycofać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji