Artykuły

Reguły gry

Reguły gry Iredyńskiego, jednego z liczących się dziś współczesnych dramaturgów, są znane. Pisze on sztuki, jak sam powiada, o przemo­cy, pokazuje sytuacje modelowe, czyli sztuczne, teatralne z samego założenia. Dba przy tym o fabular­ną atrakcyjność swoich utworów, konstruując je często według zasad obowiązujących w dobrym krymi­nale.

A jednak teatry nie tak często się­gają po te pozycje. W ciągu ostat­nich dwóch lat grano co prawda "Jasełka moderne", "Żegnaj Juda­szu" i "Dobroczyńcę". Ale chociażby "Sama słodycz", drukowana w "Dia­logu" przed dwoma laty, miała swą prapremierę dopiero wczoraj, na wrocławskiej Scenie Kameralnej.

Być może sztuka ta posiada duże walory uogólniające. Być może po­sługując się ową programową, mo­delową sytuacją, autor przekazuje jakieś ważne prawdy o prawach rządzących współczesnym światem. Od strony fabularnej jednak, dzielę się tu wrażeniami subiektywnymi, rzecz budzi generalny sprzeciw, że nie powiem obrzydzenie.

Sytuacja, wymyślona przez autora dla wyższych celów, jest bowiem dość konkretna. Mamy więc sanato­rium, a w nim garstkę ludzi cho­rych na gruźlicę. Ludzie ci to też modele pewnych nie najciekawszych osobowości. Ma to zresztą swoje uzasadnienie, znów bardzo konkretne, Chorzy na gruźlicę są bardziej skłonni do erotyzowania, popadają nawet w swego rodzaju obsesje. Stąd bierze się pewna monotematyczność dialogów "Samej słodyczy". Nie roz­patruję tego w kategoriach zarzutu. No bo jeśli ktoś to lubi...

Wracając do sytuacji, sanatoryjną społeczność też obowiązują pewne reguły gry. Jest to gra wymyślona przez przywódcę, Mistrza Ceremo­nii mająca na celu stworzenie dla ludzi w niej uczestniczących nowej rzeczywistości. Każdy ma tu możli­wość zagrania swojej wymarzonej, życiowej roli. Może upokorzyć szefa, poniżać ludzi, ujawniać swoje ero­tyczne obsesje czy inne skłonności. Ta gra, według określonych reguł, toczy się do przybycia Samej Słody­czy. Sama Słodycz zaproponuje grę inną, a raczej już nie grę, ale prawdziwe działania, rzeczywistość okrutniejszą od wymyślonej przez Mi­strza. Zresztą będzie to konieczność, skoro zechce stać się lepszą od po­przednika.

Tyle rozważań na temat samej sztuki. Jeśli idzie o realizację sce­niczną, jest parę rzeczy do odnoto­wania. Najpierw może to, co się najbardziej rzuca w oczy - prze­piękna scenografia Krystyny Za­chwatowicz. Jak zwykle szalenie prosta, funkcjonalna, mocno osadzo­na w klimacie przedstawienia. Do­minuje szarość w różnych odcie­niach, z którą i współgra i kontra­stuje przymglony krajobraz górski, trochę naturalistyczny, trochę ole­odrukowy, umieszczony w tle. Spek­takl w całości bardzo sprawny, ży­wy, byłby o wiele lepszy, gdyby nie zawiodła Marta Ławińska, prowa­dząca rolę główną. Zagrała ją poni­żej swoich możliwości, bardzo po­wierzchownie, zubożając postać tak ważną w dramacie. Niezawodna była za to Iga Mayr, która obok Ha­liny Buyno pokazała jedną z cie­kawszych ról, w tym bardzo aktor­skim przecież spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji