Artykuły

Baśń z rozmachem w Narodowym

"Królowa Śniegu" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Jeśli z czasów dzieciństwa w PRL czy w dzikich latach 90. pamiętacie przedstawienia dla najmłodszych jako krainę kurzu, słabych aktorów i brzydkich pacynek, to najwyższa pora zweryfikować tę opinię.

Dziecko to cenny odbiorca. Wśród najlepszych warszawskich tytułów ubiegłego roku spektakle dla małych widzów zajmują poczesne miejsce. Dołącza do nich "Królowa Śniegu" Piotra Cieplaka z Narodowego według baśni Andersena.

Teatr chce być blisko najmłodszej publiczności. Także dosłownie. Dlatego w bajce Doroty Masłowskiej "Jak zostałam wiedźmą", wystawionej przez Agnieszkę Glińską w Studio, Kinga Preis na specjalnie zbudowanym podeście wchodzi między widzów. A w "Pinokiu" Anny Smolar z Nowego aktorzy najpierw krążą wśród publiczności, a na drugą część spektaklu zapraszają wszystkich na scenę - do brzucha baśniowego wieloryba.

W Narodowym nikt nie zakłóci spokoju, gdy rozsiądziecie się już w fotelach sali Bogusławskiego. Na scenę będziecie patrzeć z większej odległości, ale i oglądany obraz będzie większy. "Królowa Śniegu" jest pełną rozmachu zabawą z teatrem, z opadającą kurtyną i aktorami latającymi na flugach pod sufitem. Cieplak stawia na feerię barw i sugestywne obrazy. Oczarowują sceny zbiorowe w choreografii Leszka Bzdyla do muzyki Jana Duszyńskiego. Bajkowa rzeczywistość jest dynamiczna, wszystko kręci się i pulsuje światłem. Naprawdę spektakularny spektakl.

Scenografia Andrzeja Witkowskiego to osobny rozdział. Od fotorealistycznego blokowiska, uroczo naiwnie pokazanej krainy "zwyczajnego dzieciństwa", po wizytę w zaludnionym przez tańczące kwiaty ogrodzie w wodewilowym sztafażu. Witkowski gra z kiczem, zmienia obrazy jak w kalejdoskopie. Albo telewizorze, gdy nerwowo przerzuca się kanały - czy dzieci mają dziś kalejdoskopy? Z tym ostentacyjnym nadmiarem kontrastują wizualizacje Darii Kopiec, szlachetnie proste jak stare dobranocki.

Obudź wewnętrzne dziecko

Jak tę plastyczną ramę wypełniają aktorzy? Przewodnikiem po baśniowym świecie jest Zbigniew Zamachowski, snujący opowieść Pan Gaduła. Entuzjazm budzą drugoplanowe role: Jerzy Łapiński jako Czarownica i stara Eskimoska oraz Waldemar Kownacki - renifer oprowadzający Gerdę po krainie wiecznej zimy.

Gorzej z pierwszym planem. Cieplak w "Królowej Śniegu" zobaczył opowieść o dojrzewaniu i radzeniu sobie z przemijającym czasem. Zmieniają się więc wykonawcy głównych ról. Początkowo Gerdę i Kaja grają dzieci. Później zastępują ich aktorzy: Dominika Kluźniak i Karol Pocheć.

Nie wiem, czy to moja przypadłość, czy powszechny odruch, ale dzieci na scenie z reguły mocno mnie irytują. Spontaniczne reakcje na widowni, zasmarkane nosy, okrzyki zachwytu czy westchnienia "ale nudy" - wszystko rozumiem, a z tym ostatnim nawet z reguły empatyzuję. Jednak Dominika Kluźniak sprawia, że muszę poważnie się zastanowić: czy bardziej irytujące na scenie są dzieci, czy dorosłe aktorki, które grają dzieci z przesadną, infantylną afektacją? Dziwne, zwłaszcza że to nie pierwsza przygoda Kluźniak z dziecięcą postacią - grała tytułową rolę w "Pippi Pończoszance" Glińskiej w Dramatycznym. Wtedy poszło jej znacznie lepiej. O Kaju Karola Pochecia trudno coś powiedzieć - przez większość spektaklu szuka go przecież Gerda.

Ale dość tych narzekań. "Królowa Śniegu" godna jest uwagi. Bierzcie córkę, wnuka czy siostrzeńca, ewentualnie wypożyczcie od sąsiadów jakiegoś pierwszoklasistę i obudźcie swoje wewnętrzne dziecko w Narodowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji