Nie wszyscy byli bohaterami
Dziś w Teatrze Dramatycznym premiera przedstawienia "Jak obsługiwałem angielskiego króla" Bohumila Hrabala w reżyserii Piotra Cieślaka. To już drugi hrabalowski spektakl w Warszawie w ostatnim czasie. Dwa lata temu w Teatrze Współczesnym Agnieszka Glińska wystawiła w kilkudziesięcioosobowej obsadzie adaptację "Bambini di Praga". Zapytaliśmy Piotra Cieślaka, co wywołuje tak duże zainteresowanie prozą czeskiego pisarza:
W teatrze jest głód nowej literatury, innej niż proponuje Sarah Kane. Brakuje ciepłego pisania o człowieku, mądrości wyrażanej przez komizm, z czechowowską miłością do ludzi. W czasach globalizmu i integracji europejskiej szukamy też własnej, narodowej i regionalnej, tożsamości. Hrabal może nam w tym pomóc, a - o dziwo, o czym przekonałem się ostatnio - nie jest tak powszechnie znany w Europie.
Po serii słynnych czeskich filmów wystawianie na scenie adaptacji powieści rodzajowych i obyczajowych nie miało sensu. Sięgnąłem po "Jak obsługiwałem angielskiego króla", bo jest książką nietypową. Zainteresował mnie w niej temat sumienia, uwikłania w zbrodnie II wojny światowej i komunizmu - grzechy, które popełniało wielu ludzi w naszej części Europy. Kończy się chyba czas bohaterskich opowieści. Dziś, choćby po debacie o Jedwabnem, wiemy, że nie wszyscy w Polsce byli partyzantami i żołnierzami AK. Hrabalowi nie brakuje odwagi w ocenach ludzi. Potrafi wybaczyć innym, sobie nie. Nie pisał kantat na cześć Stalina, ale godził się na cenzurowanie książek, nie podpisał Karty '68, nie włączył się w aksamitną rewolucję. Mimo to dziś widać, że literatura człowieka i pisarza tak szlachetnego jak Havel umiera na naszych oczach, bo miała wydźwięk doraźny i źle znosi nowy historyczny kontekst; natomiast Hrabala - mimo że nie był człowiekiem kryształowym - jest czytana przez nowe pokolenia. Może dojrzewamy do tego, by nie oceniać artystów przez pryzmat życiorysu, co ciągle w Polsce pokutuje, a za artyzm. Historia wymuszała bardzo trudne wybory. Przypomina mi się Kazimierz Moczarski i w posłowiu do "Rozmów z katem" jego odpowiedź na pytanie, czy żałuje lat spędzonych w więzieniu: "Nie, skądże, zaoszczędzono mi wielu trudnych wyborów na wolności".
Z przenoszeniem narracyjnej, monologowej prozy Hrabala na scenę jest pewien kłopot, ale m.in. po bardzo udanej próbie Agnieszki Glińskiej z "Bambini di Praga" widać, że warto próbować. Są też trudności natury formalnoprawnej. Musiałem dokonać adaptacji adaptacji, ponieważ utwór można wystawiać tylko w ujęciu Ivo Krobota i Petra Oslzły, którzy jeszcze za życia Hrabala mieli prawa do jego powieści. Była z tego powodu wielka awantura w Czechach, Jiri Menzel pobił laską na festiwalu w Karłowych Warach Jirzego Sirotkę za to, że odebrał mu prawa do realizacji filmu. Jak słyszałem, był nie najlepszy. W moim spektaklu nie ma klasycznej narracji, bohater został rozszczepiony na kilka postaci, żyje w sporze z dziwnymi teatralnymi figurami, które uruchamiają nowe sytuacje, konflikty i dyskusje.