Praga bez pianki
W praskim pubie przy ławie siedzi dwóch mężczyzn. Długa, uciążliwa cisza, wreszcie pierwszy zagaja: "Ale buta to nie zjesz". Po chwili zastanowienia ten drugi odpowiada: "A zjem". Zdejmuje stary chiński trampek, kroi podeszwę na małe kawałki, wrzuca to wszystko do pełnego kufla i zapija. Zbratali się. Jest to fragment filmu Mńaga - Happy End Petra Zelenki, debiutu czeskiego reżysera.
"Obsługiwałem angielskiego króla" Bohumila Hrabala to podstawowa lektura służąca poznaniu tego, czym jest czeska melancholia, rubaszność, na czym polega ów specyficzny rodzaj humoru. Piotr Cieślak to już kolejny polski reżyser próbujący zaadaptować tę prozę dla sceny. I, przykro to stwierdzić, kolejny, któremu to nie wyszło. Bowiem magia tych powieści kryje się w niezwykle oryginalnym sposobie narracji. Piękno, przewrotność, dosadność Hrabalowego języka są na scenie chyba nie do oddania.
Narratorem spektaklu, jest Jan Dziecie (Adam Ferency). Znajduje się on prawdopodobnie w szpitalu, gdzie - jak wiadomo - czeski prozaik dokonał żywota. Wspomina czasy, kiedy to zarabiał na życie obsługując gości w praskich restauracjach hotelowych.
Retrospektywa jest podstawowym budulcem tego spektaklu. Widzimy bohatera błąkającego się po przedwojennych praskich burdelach, knajpach, mrocznych spelunach i śmierdzących dworcach. Wraz z nim poznajemy przekrój społeczeństwa tamtych czasów, zhierarchizowany światek hotelarzy i kelnerów. Jest w spektaklu scena burdelowa, w której Dziecie (Krzysztof Ogłoza) doznaje inicjacji seksualnej w ramionach Jaruszki (dobra, nieprzerysowana rola Dominiki Kluźniak). Mamy na scenie gości hotelowych oddających się harcom z zaproszonymi panienkami. Igraszki to mało wiarygodne, a i aktorki niezbyt odnajdują się w rolach. Jest świat kelnerów - miłośników zawodu poznających w lot kulinarne preferencje gości (Jarosław Gajewski jako Skowronek). Reżyser powyrzucał jednak z tekstu co smaczniejsze kąski, tak jakby obawiał się rubaszności. Brakuje mi sądów Jana o kobietach, jak choćby tego, że "vagina myli się im z kałamarzem i kto tylko zechce, korzysta z tego żeby sobie zamoczyć". Brakuje w przedstawieniu soczystych sformułowań, którymi przesiąknięta jest powieść, np. "krowi cyc". Największym nieporozumieniem jest jednak dziarskie wkroczenie na scenę kolejnego Jana Dziecie (Waldemar Barwiński). Od tego pęknięcia, widocznego gołym okiem reżyserskiego szwu, wieje ze sceny nudą. Taka tam opowiastka o wojnie, Niemcach, czasach po "zwycięskim lutym" 48 roku. Trzecia godzina Cieślakowego spektaklu mija, śmiechu na widowni ani grama, wyczekiwanie końca. Przeszkadza mi scenografia autorstwa Szymona Gaszczyńskiego. Nad całą sceną umieścił on półokrągłą, suwaną na kółkach, metalową konstrukcję. Opleciona migoczącymi światełkami, raz ma być lokomotywą, innym razem dachem hotelu, najczęściej zwykłym pomostem. Dużo tu niezamierzonego kiczu, jak w pełnej swastyk, czerwonych chorągwi, ognia i wszędobylskiego "Heil Hitler" scenie wesela. Epizod z Cyganami to kolejny stereotyp: zawodzący Cygan, Cyganka z przytupem, kolorowy tabor. Scenografia nie tworzy praskiego klimatu, wytwarza dystans. Owszem, jest stół, są piwosze - ale nie piją, ledwo sączą. Brakuje absurdu pijackiej rozmowy, zawieszonej w powietrzu melancholii. Elementem spektaklu, współistniejącym z akcją, jest dobiegająca z tła cicha, grana na żywo muzyka (kompozycje Abla Korzeniowskiego).
"Obsługiwałem angielskiego króla" to spektakl słaby słabością pomysłów reżyserskich Piotra Cieślaka. Nawet zaciąg absolwentów warszawskiej Akademii Teatralnej nie wnosi w tę materię nic świeżego. Toną w morzu reżyserskich sztuczek, źle obsadzeni, pogubieni w zadaniach aktorskich.
Za chwilę na stołku reżyserskim zasiądzie w Dramatycznym Agnieszka Glińska. Weźmie na warsztat "Zwyczajne szaleństwa" Zelenki. Mam nadzieję, że uda się jej wprowadzić widzów w świat czeskiej prawdy o prostych ludziach, "bo - jak mawiał profesor estetyki i literatury francuskiej - lepszy jest taki człowiek, który potrafi się wyrazić...".