Artykuły

Bodo śpiewa w Sosnowcu

"Eugeniusz Bodo - Czy mnie ktoś woła?" w reż. Rafała Sisickiego w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Witold Kociński w Śląsku.

Eugeniusz Bodo - najjaśniejsza gwiazda polskiego filmu, kabaretu, rewii. Królował na scenie legendarnego Qui pro Quo, który był teatrem, rewią, kabaretem i operetką w jednym. Występował tam m.in. z wielką Hanką Ordonówną i właśnie tam zaśpiewał słynną Titine, która podbiła polskie serca. Jak pisze autor biografii artysty, Ryszard Wolański zaśpiewał ją tak, że zafalowały zadyszane piersi dam, a łzy wycierano ukradkiem. Bawił publiczność m.in. w Nowym Perskim Oku, Morskim Oku, Bandzie, Nowym Momusie, Cyruliku Warszawskim. Pamięć o tych niezwykłych scenach varits jest żywa do dzisiaj. Niemała w tym zasługa tego genialnego artysty. Swoją rolę radosnego amanta grał także w życiu. Strzegł swojej prywatności, mieszkał z matką, nigdy się nie ożenił. Miał poślubić Tahitankę Reri, z którą zagrał w filmie "Czarna Perła" - ale ślubu nie było. Dzisiejsze tabloidy by go pożarły. W tamtych czasach był kochany i noszony na rękach. Można powiedzieć, iż wszyscy go rozpieszczali, zwłaszcza wierna publiczność i nagle ten śniony na jawie sen prysł. Wybuchła wojna i po wielu perypetiach Bodo trafił w tryby totalitarnej, komunistycznej machiny śmierci. Znalazł się w sowieckim łagrze. Nie mógł zrozumieć czego od niego chcą tępi oprawcy. Miał obywatelstwo szwajcarskie, znał języki obce, posądzili go więc o szpiegostwo i zamęczyli na śmierć. Zmarł 7 października 1943 r. w Kotłasie nad Dwiną w obwodzie archangielskim. Spoczął w bezimiennym grobie

Eugeniusz Bodo urodził się w Genewie w 1899 r. jako Bogdan Eugne Junod, ojciec Teodor Junod był Szwajcarem, matka Jadwiga Anna Dorota Dylewska polską szlachcianką. Bodo to pseudonim stworzony z pierwszych sylab imion swojego i matki: Bogdan, Dorota. Kiedy był małym dzieckiem rodzina przeniosła się do Łodzi - no i stąd dwa obywatelstwa: szwajcarskie i polskie. Co - zdaniem Alicji Choińskiej - w znacznym stopniu przyczyniło się do jego tragicznej śmierci.

Czy Lucyna to dziewczyna?, Paweł i Gaweł, Jaśnie Pan Szofer, Piętro wyżej, Skłamałam, Strachy, Za winy niepopełnione - to tylko niektóre z wielkich kinowych hitów z udziałem Eugeniusza Bodo. Z wielką przyjemnością dzięki TVP Historia są oglądane do dzisiaj a dawniej pokazywane były we wspaniałym cyklu Stanisława Janickiego "W starym kinie", który gromadził przed telewizorami niemniejszą widownię od "Kobry". W filmie "Piętro wyżej" uznanym za jedną z najlepszych polskich komedii zaśpiewał dwa swoje największe przeboje: Umówiłem się z nią na dziewiątą i Sex appeal. Te i wiele innych niezapomnianych piosenek można usłyszeć w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu podczas znakomitego spektaklu zatytułowanego Eugeniusz Bodo - Czy mnie ktoś woła? Scenariusz napisał znany reżyser (także filmowy, twórca m.in. sympatycznych seriali Szpilki na Giewoncie i Brzydula) zafascynowany postacią wszechstronnego artysty - Rafał Sisicki, który przedstawienie na sosnowieckiej scenie również wyreżyserował. Znakomitą scenografię i kostiumy zaprojektowała Aleksandra Szempruch a całość ozdobił żywiołową - raz szaleńczo zabawną (tam gdzie trzeba) to znowu klasycznie elegancką - choreografią mistrz w tej dziedzinie Jakub Lewandowski.

Rafał Sisicki wspomina jak to w jednej z gazet ukazał się artykuł opisujący śmierć Bodo w stalinowskim łagrze. Szok. Panowało wówczas ogólne przekonanie, że Bodo zginął w czasie II wojny światowej, zastrzelony przez Niemców. Rozpocząłem poszukiwania. W Akademii Teatralnej natrafiłem na pracę magisterską Magdaleny Żakowskiej (wówczas Cytowskiej) "Eugeniusz Bodo. Głośne życie, przemilczana śmierć". Później jeszcze jedna lektura "Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań" Ryszarda Wolańskiego i już wiedziałem - muszę stworzyć przedstawienie o jednym z najbardziej lubianych i popularnych aktorów filmu i teatru międzywojennej Polski. Na premierze autor przywołał nazwisko Zbigniewa Rymarza, którego wiedza o muzyce i historii teatru międzywojennego, o przedwojennych seansach filmowych i gwiazdach z tamtych lat oraz znajomość ówczesnych szlagierów okazała się bezcenna. To on pomógł wybrać z przebogatego repertuaru Eugeniusza Bodo te piosenki, które - jak mówi Sisicki - najlepiej przedstawią postać bohatera. Te wszystkie elementy twórca spektaklu na deskach Teatru Zagłębia powiązał w elektryzującą całość.

Dwa życia - to pełne radości sprzed wojny i to tragiczne, wojenne, obozowe, powoli, bezwzględnie i brutalnie odbierane przez komunistycznych oprawców - niczym filmowe kadry przesuwają się przed naszymi oczami. Raz jest ponuro, raz wesoło. Buntujemy się przeciwko psychicznemu maltretowaniu niekończącymi się przesłuchaniami, by za chwilę wpaść do jednego ze słynnych kabaretów i świetnie się bawić. To ryzykowny pomysł, męczący widza i łatwy do przerysowania. Twórcy sosnowieckiego spektaklu uniknęli wszystkich pułapek i podarowali nam oryginalne i niezwykle szlachetne w formie widowisko. Duża w tym zasługa doskonałych sosnowieckich aktorów. W rolę powoli zabijanego w sowieckim łagrze legendarnego artysty wcielił się Grzegorz Kwas. Wzrusza sposobem ukazania koszmaru sytuacji bez wyjścia. Najpierw nie rozumie dlaczego się tu znalazł, dziwi się, że ktoś może go nie znać, powtarza całą prawdę o sobie, w którą nikt mu nie wierzy. Zaczyna słabnąć i mówi coraz ciszej - ale już tylko do siebie, tylko po to, żeby nie zapomnieć, przestaje się buntować, kiedy godzi się z okrutnym losem, umiera. Piękna rola - Kwas zasłużył na wielkie brawa.

Eugeniusza Bodo jako czarującego ulubieńca publiczności wykreował perfekcyjnie Piotr Bułka. Wierzę, że o tym wszechstronnie utalentowanym młodym artyście usłyszymy jeszcze wiele dobrego. Otoczony wianuszkiem pięknych pań bywa samotny, znajduje miłość, to znowu ją gubi, stawia ważne (szczególnie w dzisiejszych, zwariowanych czasach) pytania w pozornie błahych piosenkach. Bułka wykradł tajemnicę wielkiego sukcesu niezapomnianego mistrza sceny, filmu i kabaretu. Do tego nie wystarczy doskonałe opanowanie aktorskiego warsztatu (śpiewać, tańczyć, recytować każdy może się nauczyć i to całkiem dobrze). Rola Bułki to wyższa szkoła jazdy. Wojciech Leśniak, Andrzej Rozmus i Piotr Zawadzki przejmująco pokazali wszystko co złe w sowieckich łagrach. Panie: Agnieszka Bieńkowska, Beata Deutschman, Katarzyna Giżyńska, Ewa Kopczyńska (nie kryję, że to od wielu lat moja ulubiona aktorka), Edyta Ostojak - są nie tylko piękne, ale przede wszystkim znakomicie tańczą i śpiewają. Towarzyszą im w nocnych szaleństwach panowie: Michał Bałaga, Przemysław Kania, Krzysztof Korzeniowski i Tomasz Muszyński - co tu dużo gadać: bez zarzutu. Ukochaną matkę polskiego króla rewii wzruszająco ukazała Krystyna Gawrońska. Przygotowanie wokalne zespołu aktorskiego na szóstkę to zasługa wspaniałego muzyka Adama Snopka.

Trwa dobra passa Teatru Zagłębia. Z całego serca życzę, żeby trwała bez końca! Nigdy nie lubiłem pisać złych recenzji, wolałem słabe spektakle przemilczeć. Pisanie dobrych recenzji to czysta przyjemność i za nią Teatrowi Zagłębia serdecznie dziękuję. Wszystkich kochających teatr zapraszam do Sosnowca i zaręczam, że gniota w repertuarze nie znajdziecie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji