Artykuły

Takie Tango

"Tango" w reż. Jacka Bunscha w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie w ocenie Małgorzaty Froń w Super Nowościach.

To spektakl o buncie. O niemożności zaakceptowania otaczającej rzeczywistości. Ale też o przegranej. Bo bunt kończy się tragedią. Groteska zamienia się na naszych oczach w dramat. Śmiejemy się w pierwszym akcie, później już nie jest nam do śmiechu.

I znowu okazało się, że sztuka święcąca triumfy wiele lat temu jest nadal, aż do bólu, aktualna. I to jest zastanawiające. Przecież świat przez ten czas się zmienił. Okazuje się jednak, że te zmiany były tylko pozorne.

Mamy w "Tangu" Mrożka wielopokoleniową rodzinę. Rodzeństwo Eugenia i Eugeniusz to pokolenie dziadków, Eleonora i Sto-mil to rodzice, a Ala i Artur są ludźmi młodymi, wchodzącymi dopiero w życie. Artur to student, inteligent, który czuje się odpowiedzialny za świat.

Jest jeszcze Edek. Prosty chłop o małym rozumku, ale mocnej pięści. I dom, w którym panuje anarchia i bałagan.

Edek po raz kolejny tasuje talię kart, babcia znowu na katafalku, rozchełstany Stomil, w poplamionej piżamie i dziwnym, też poplamionym nakryciu głowy, wypija cudzą kawę. Eleonora bez żenady mówi o tym, że od czasu do czasu sypia z Edziem. A Edzio, którego poza gramem w karty interesuje jeszcze podręcznik do anatomii, oglądając ten podręcznik raz po raz wybucha chamskim śmiechem, dłubiąc przy tym w nosie.

"Tango" posługuje się groteską. Zderza przeciwieństwa i pokazuje zdeformowaną rzeczywistość. Bo jak inaczej odebrać scenę, kiedy Artur każe babci kłaść się na katafalku. Za karę, że grała w karty, wołając przy tym: "cztery piki, skurczybyki". A katafalk stoi w domu od ponad ł O lat. Został po zmarłym dziadku. - Dobrze, że dziadka pochowaliście - mówi Artur. - Dłużej nie dało się go trzymać - ripostuje Eugeniusz.

Artur buntuje się przeciwko takiej rzeczywistości, chce ją zmienić. Szuka ratunku w tradycji, w rytuale, w zewnętrznej oprawie. Jego bunt kończy się klasycznie. Nie chciał pogodzić się ze światem, więc musiał odejść. Groteska przeradza się w dramat. Zwycięża siła, bo to głupi, ale silny Edek zabija Artura, wkłada jego buty i garnitur i zaprowadza swój porządek. Taki jest efekt bratania się z przygłupem. Scena łączy się z życiem, bo przecież efekty takiego bratania widać w naszym kraju na każdym kroku. W tym momencie wydawało mi się, że słyszę chichot Mrożka, gdzieś z boku czy z tyłu. Chichot historii?

Na koniec mamy tango, w którym Edek prowadzi Eugeniusza. Dramat znowu zmienia się w groteskę.

Spektakl, który proponuje nam Jacek Bunsch, nie rzuca na kolana, choć w kilku momentach wznosi się na wyżyny. Dla tych kilku momentów warto go obejrzeć. Jest jeszcze jeden powód, dla którego trzeba go zobaczyć. Aktorzy. Dawno nie widziałam w rzeszowskim teatrze tak równej i dobrej, a chwilami znakomitej gry. Szczególnie podobali mi się: Stomil, grany przez Roberta Chodura, Artur (w tej roli Artur Hauke) i babcia, brawurowo zagrana przez Zytę Czechowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji