Artykuły

Kolejna scena

"Wszyscy jesteśmy wystawieni, ale - i to sprawa fundamentalna - nie na scenie, lecz na widowni" - o teatrze pędzącym koleją pisze Dariusz Kosiński.

"Podobny do więzienia i okrętu wagon, przypominający statki i łodzie podwodne Juliusza Verne'a, łączy marzenie i technikę. [...] Przeciwieństwa się łączą w czasie trwania podróży. Dziwna chwila, w której jakieś społeczeństwo tworzy widzów przekraczających przestrzeń, świętych i błogosławionych umieszczonych w nimbach-niszach swych wagonów. W owych miejscach lenistwa i refleksji, rajskich nawach pomiędzy dwoma spotkaniami towarzyskimi [...] odprawiane są atopiczne liturgie, modlitewne dygresje pozbawione odbiorcy (do kogóż właściwie są skierowane rozliczne podróżne myśli?). Zgromadzenie nie podporządkowuje się jednak hierarchiom porządku dogmatycznego; jest raczej ujęte w sieć technokratycznej dyscypliny będącej niemą racjonalizacją wolnego atomizmu".

Wspaniały esej Michela de Certeau "Okręt i więzienie" (dla mnie kulminacyjny punkt wędrówki po szczytach myśli humanistycznej, jaką jest książka "Wynaleźć codzienność. Sztuki działania"), przeczytałem po raz pierwszy w wagonie bezprzedziałowym ekspresu InterCity jadącego z Krakowa do Warszawy. Był to jeden z tych niesamowitych momentów, kiedy słowa zestrajają się z okolicznościami i chaos świata wydaje się układać w harmonię. Pamiętam tę chwilę jak najwspanialszą muzykę. Ekstaza praktyki myślenia.

Miesiąc temu polskie koleje wkroczyły w epokę nowego stworzenia. Na tory wyjechało mityczne Pendolino. Mityczne - bo tak długo oczekiwane. Mityczne - bo wszystkie (naprawdę bardzo w ubiegłym roku dotkliwe) zakłócenia w ruchu pociągów tłumaczono przygotowaniem na jego nadejście, obiecując, że jak się tylko pojawi, kłopoty znikną. Mityczne - bo przypomina jakąś legendarną bestię, smoka lub węża, którego oswojenie ma być dowodem potęgi władających nim ludzi. Błękitno-srebrne zjawy już jesienią wypełzały ze swoich kryjówek i dawały się widzieć, jak spoczywają błyszcząc w słońcu, a potem także, gdy mkną obok zatrzymanych i zadyszanych przodków. Wreszcie około świąt Bożego Narodzenia nastąpiło wielkie i oczekiwane entrée. Mityczny wąż zezwolił, byśmy dali mu się połknąć.

Oczywiście dla podróżujących pociągami po Europie Pendolino nie jest żadną wielką nowością. Pociąg ten nie różni się co do organizacji przestrzeni od szybkich pociągów jeżdżących po Włoszech, Francji czy Hiszpanii (te ostatnie - moim zdaniem - najlepsze, zostawiają w tyle przereklamowane TGV). A jednak w Polsce wywołał i wywołuje (czego wielokrotnie jestem świadkiem) efekt całkowitej nowości, zwany też w pięknej dziennikarskiej polszczyźnie "efektem wow". W dużej mierze jest to wytwór długiej i uporczywej pracy PRowców, któremu ulegają głównie osoby podróżujące pociągami rzadko i mające o nich wyobrażenia ze świata czarnych legend. Ale mimo wszystko Pendolino to jednak inna scena.

Wagony Pendolino ostatecznie zniosły utrzymywany od lat związek wagonu kolejowego z domem na kołach. Wagon podzielony na przedziały, zachowywał przynajmniej pozory dramaturgii przestrzeni opartej na opozycji "własne - cudze", "swoje - obce", "dom - świat". Nawet, jeśli był więzieniem, pozwalał odizolować się w swojej celi, poznać jej mieszkańców, oswoić z nimi i odróżnić od reszty. Przestrzenie przedziałów poddawały się zagospodarowaniu, krzątaninie udomawiającej je termosami, kanapkami i pantoflami, które wielu starszych pasażerów przebierało na czas dłuższych podróży. Na tyle, na ile się dało, przedział wagonu pozwalał stworzyć iluzję oddzielenia od innych, schowania przed cudzym wzrokiem. Nie zmuszał do wystawiania się przed ludźmi nieznanymi nawet z widzenia.

Pendolino niszczy tę iluzję. Granica i odmienność przestrzeni została zlikwidowana ostatecznie. Wprawdzie wagony bezprzedziałowe jeździły już w składach polskich pociągów od lat, ale kupując bilet (a czasem nawet w trakcie jazdy) można było im umknąć, wybierając miejsce w przedziale. W Ekspres InterCity Premium nie jest to już możliwe. Wszyscy jesteśmy wystawieni, ale - i to sprawa fundamentalna - nie na scenie, lecz na widowni. Nasze "nisze-nimby" ustawiono w rzędach w taki sposób, że tworzą jakby dwie widownie zbiegające się w centralnym punkcie wagonu i spoglądające wzajem na siebie. Nie jesteśmy już "święci i błogosławieni", bo zostaliśmy pomnożeni przez wielość i podobieństwo innych pasażerów wystawionych na widok tak samo jak my. Nic nas już nie wyróżnia. Nie mamy żadnych tajemnic, żadnych szans na przykucie uwagi.

Paradoks wystawienia wszystkich na widowni polega na tym, że nie ma przed kim grać. W przedziałach byliśmy widziani, słuchani, wąchani i dotykani przez współpasażerów. Chcą nie chcąc, budowaliśmy przed nimi przedstawienie siebie jako podróżnych. Nawet, jeśli przy pomocy słuchawek i laptopa odcinaliśmy się od nich, to i tak byliśmy obecni i znaczący. W Pendolino wszystkie przedstawienia wagonowe zostały wystawione jednocześnie i jednocześnie unieważnione w swojej niepowtarzalności. Skupienie uwagi na kimś wymagałoby przekroczenia norm cichego i dyskretnego zachowania, które w błyszczącym tunelu wagonu są o wiele wyższe niż w zamkniętych przedziałach. Wystawieni na widowni zachowują się jak widzowie - mało ruchu, mało słów, łagodne stukanie klawiszy od laptopów, rozmowy przyciszonym głosem. W domach na kołach jeszcze jechaliśmy, we wnętrzu srebrnego węża już tylko dajemy się wieźć.

Paradoksalnie w tym właśnie mogłaby być szansa. De Certeau pisał o podróży pociągiem jako o doświadczeniu drogocennego wywłaszczenia otwierającego wyobraźnię. Szyba oddziela widza od świata, szyna nakazuje jechać wciąż dalej. Oddzielając od rzeczy widzianych, sprawiają, że "poza tymi rzeczami, ale nie bez nich" rodzą się "nieznane krajobrazy i obce fabuły naszych wewnętrznych opowieści". Ich pojawianie się to jedna z największych przyjemności podróży (nie tylko pociągiem). Ta chwila wolnego czasu i niekontrolowalnej przestrzeni zamienia nas w kreatywnych widzów komponujących własne przedstawienia z obrazów i dźwięków widzianych i przypominanych. Przedstawienia ulotne i zaskakujące, bo improwizowane w sposób niefałszowany cudzym spojrzeniem, prawie niekontrolowany. W jakimś stopniu utraciliśmy je zabierając ze sobą w drogę przenośne narzędzia pracy. Ale nawet znad nich wzrok czasem ucieka, by rozpocząć taniec obrazów, improwizację znaczących przedstawień.

Pendolino jest sojusznikiem laptopów i tabletów. Sprzyja przekształceniu podróży w czas pracy. Utrudniając konwersację (bardzo trudno rozmawia się z osobami siedzącymi obok, na fotelach nie zostawiających miejsca na zwrócenie się ku rozmówcy), zarazem dba o przyciągnięcie i zajęcie uwagi. Nad rzędami foteli, pod sklepieniem wąskiej i długiej nawy umieszczone są monitory. Nie informują o trasie przejazdu, przystankach, prędkości. Pokazują pędzące przez Polskę pociągi i ich zadowolonych pasażerów. "PKP - zmieniamy się dla Was". Uwznioślony, wniebowzięty obraz podsuwa się dyskretnie, ale skutecznie, nakierowując nasze myśli na tę samą opowieść, która nas zamyka. Mityczny wąż zjada własny ogon, unieważniając podróż, sprowadzając do minimum możliwości przekształcenia jej we własne przedstawienie. Społeczeństwo Spektaklu, które wchłonął, osiąga właśnie (jako pierwsze w Europie Środkowej) prędkość 200 kilometrów na godzinę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji