Gdzie zawodzi medycyna
Rak jest chorobą straszną. Atakuje niespodziewanie i z trudem poddaje się leczeniu. Stykamy się z nim wszyscy - słyszymy, współczujemy, cierpimy. Medycyna robi co może, nieustannie poszukuje się skutecznej metody leczenia najtrudniejszych przypadków. Niektóre nowotwory są zresztą wyleczalne. Inne rzadko poddają się działaniom współczesnej medycyny, zaledwie w 5 procentach. Jak podaje prof. dr med. Tadeusz Koszarowski, daje to średnio w ogólnym ujęciu 50-60 proc. udowodnionych, wieloletnich sukcesów w leczeniu raka. Jaka jest jednak szansa dla pozostałych chorych?
Gdzie zawodzi medycyna tam pojawia się znachor. Co sądzić o jego praktykach, skoro nie jest zwykłym oszustem, ale człowiekiem dobrej woli, głęboko przekonanym do swojej metody leczenia i - co ważniejsze - przynoszącym choremu nadzieję? Oto pytania, które stawia swoim bywalcom Teatr Ochoty w sztuce Aleksandra Borina "Znachor", wyreżyserowanej przez Andrzeja Możdżonka.
W przedstawieniu ścierają się dwie racje: naukowa z pseudomedyczną. Znachor Rukawicyn ma jednak zdecydowanie większy wpływ na emocje i przekonania widzów. On po prostu wierzy w skuteczność swojego leku na raka, a że w jego miksturze zdarzają się również śmiercionośne zarazki..? To - w ocenie wielu widzów - mniejsze zło w końcu zarażają się tylko nieliczni, i tak nieuleczalnie chorzy. Większości pacjentów lek znachora pomaga, tak przynajmniej twierdzą. I chociaż Jan Machulski w tej roli niedwuznacznie daje do zrozumienia, że Rukawicyn jest człowiekiem poczciwym wprawdzie, ale nawiedzonym i nieodpowiedzialnym, to przecież lwia część publiczności skłonna jest bodaj zaakceptować jego praktyki znachorskie.
Ciekawiej jest skonstruowana przez autora postać lekarza Kostina, a i Jan Kulczycki w tej roli wykorzystuje jej atuty. Kostin nie odrzuca a priori praktyk znachora, jak czynią to inni lekarze. On zainteresuje się wynalazkiem Rukawicyna, podejmie badania tego "cudownego" płynu. Żona Kostina umiera na raka; lekarz nie tylko wie, on czuje że trzeba zbadać każdą szansę. Kiedy wykryje w preparacie zabójcze bakterie, odrzuci lek - w myśl podstawowej zasady medycyny: primum non nocere (przede wszystkim nie szkodzić). Jego żona umrze, a on już na całe życie pozostanie przygnieciony wątpliwościami, czy aby nie należało jednak podjąć próby ratowania jej życia metodą Rukawicyna. Proces znachora w sztuce i przedstawieniu ogniskuje opinie na temat jego praktyki, te za, przeciw i te niezdecydowane. Halina Machulska w roli sędziny uważnie wysłucha stanowisk stron i świadków, a na koniec zapyta o opinię widzów. Tekst Aleksandra Borina znajduje w Teatrze Ochoty naturalne przedłużenie w żywej wymianie zdań między widzami. Bardzo cenne są te dyskusje po przedstawieniu.
Wyroku w sprawie Rukawicyna nie będzie. Bo i jak tu wyrokować, gdy wszystkim chdzi o to samo, o ratowanie ludzkiego życia. Można sobie jedynie życzyć, by medycyna nie przeoczyła żadnego tropu walki z zabójczą chorobą. Skądkolwiek by on prowadził.