Artykuły

Zamiast Czechowa

Oczekiwałem chyba zbyt wiele od Teatru Dramatycznego, skoro to nijakie wprawdzie, ale przecież trzymające się przyzwoitego poziomu przedstawienie nazwać wypadnie w zdenerwowaniu fuszerką. Oczekiwałem czegoś więcej niż jeszcze jednej inteligentnie i z czarodziejskim wdziękiem, tak chętnie i tak niebezpiecznie ciepło oklaskiwanym, zagranej roli Holoubka, czegoś więcej niż jeszcze jednego, tym razem w teatralnym Czechowic, debiutu Hanuszkiewicza, czegoś więcej niż komiksowej adaptacji tekstu, czegoś więcej niż gładkości i poprawności, czegoś więcej niż melodramatu w nie najlepszym guście przetykanego gęsto nie wiedzieć po co, resztkami Czechowa. Oczekiwałem dużo i bardzo niewiele zarazem: Czechowa dwudziestowiecznego i Czechowa autora przewrotnie dwuznacznych komedii, w których grymas szyderczy i groteska miesza się z zapiekłą goryczą, kpiarski żart z namiętnym moralizowaniem, demaskowanie fałszywych póz i gestów z melancholijnym uśmiechem współczucia.

"Płatonow" mógłby być kluczem do teatru Czechowa. Stwierdzenie równie banalne co stare, bo liczące sobie tyle lat, ile lat trwa kariera sceniczna sztuki o rosyjskim Don Juanie. Zaczęła się w roku 1956. w trzydzieści trzy lata po opublikowaniu odnalezionego w dość przypadkowych okolicznościach tekstu, w przeszło siedemdziesiąt pięć lat po napisaniu i wstydliwym odłożeniu na półkę. Wystarczyło jednak tych lat, aby zaczęła się nowa epoka w dziejach teatru współczesnego, którego doświadczenia pozwoliły nareszcie na dostrzeżenie w mało dotychczas cenionym tekście Czechowowskim propozycji i wartości, mozolnie artykułowanych przez dramat lat pięćdziesiątych.

Hanuszkiewicz, owszem, przymierzył "Płatonowa" do współczesności. Zamiast sufitu i drzew kazał scenografowi porozwieszać wystrzępione szmatki z gazy, wyrzucił prawie bez reszty meble, rekwizyty i sprzęty, zdjął ze ścian oleodruki, usunąć kazał fortepiany, gitary, butelki z winem i koniakiem, samowary, wyrzucił obrzędy jedzenia i picia, dodał "znaczącej" muzyki, zagrał pierwszym, płaskim jak ekran telewizyjny planem, był lakoniczny, powściągliwy, sztywny i dwudziestowieczny, aż ciarki chodziły po grzbiecie. A przecież nie grzeszył niczym osobliwym, wystarczyło, że posłuchał pochwał bałamutnych warsztatu nowoczesnego, który czuje ponoć wstręt do wszelkiej obyczajowości, do opisu, do charakterystyczności. Poleciały więc wióry z Czechowa, znikały jedna po drugiej postaci nie uczestniczące bezpośrednio w romansie, Bugrow był po trosze kupcem Wengierowiczem, po trosze właścicielem ziemskim Pietrinem i Szczerbukiem, w salonie domu Wojnicewów zrobiło się nagle pusto, przestronnie i nudno, sceny poszczególne tańczyć zaczęły kadryla, zmieniały się miejscami, znikały, udawały, że znaczą co innego, niż znaczą naprawdę. Czechowa było coraz mniej, chudł w oczach i robił się płaski, aż został słaniający się cień, który trzeba było ratować naprędce struganymi podpórkami.

Co z tego, że adaptacja została opracowana na swój sposób konsekwentnie. Zaczyna się przecież "Płatonow" wymownie: "No i co?" pyta Mikołaj Annę. "Nic. Nudno". Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy, hej! jak powiedziałby Sajetan Witkacego, nie będzie nudy, ani gadania o jedzeniu, piciu, umieraniu, nic-nie-robieniu, nie będzie szukania przyczyn, wszelkich przyczyn, nie będzie codzienności, ani Cyryla wracającego z Paryża, ani plotek, ani awantur, ani rekwizytów epoki, ani nawet picia wina, nie będzie postaci tragicznie samotnych ukrytych w tłumie podobnych sobie istot, nie będzie mówienia tylko o sobie i tylko do siebie, ani nawet nieustannego śledzenia nawzajem ruchów i grymasów. Została opowieść o Płatonowie i jego podbojach żałosnych, które jednak przestały teraz wiele znaczyć, skoro nikt nie rozumie tragicznie-groteskowej skargi, że "ludzie mają światowe zagadnienia na głowie, a ja kobiety!" Pozostał romans, który miał być parodią romansu w nie najlepszym guście, a tu nagle wyskoczył na plan pierwszy.

Oczywiście, na "Płatonowie" nie można nie połamać zębów. Ta znakomita, arcyważna dla zrozumienia teatru czechowowskiego sztuka nie jest przecież sztuką, jest tekstem o mamucich rozmiarach, z którym trzeba zrobić wszystko od początku, z "napisaniem" włącznie, jest komedią, w której każdy skrót jest barbarzyńskim spłaszczeniem sytuacji i postaci, jest zbyt obficie naszpikowana smakowitymi kąskami, żeby nie zgłaszano pretensji o niejeden drobiazg, który poza tym, że ładny, nie jest nikomu do niczego potrzebny. I jest oczywiście w przedstawieniu Hanuszkiewicza jedna przynajmniej świetnie zrobiona rola, Płatonow Holoubka jest zadziwiająco jednorodny, pomyślany konsekwentnie, Płatonow dzięki temu aktorowi stał się postacią pełną, może dyskusyjną w pewnych epizodach, ale mającą kilka scen znakomitych, ale fascynujący dzięki Holoubkowi i dzięki Czechowowi, którego w Płatonowie najwięcej ocalało. I są jeszcze panie, obronną ręką prowadząca rolę Anny Danuta Kwiatkowska, przede wszystkim zaś świetnie narysowana Sasza Janiny Traczykówny, idiotka Greków Katarzyny Łaniewskiej i Sonia Elżbiety Czyżewskiej.

"Płatonow" jednak się rozsypał, z resztek tekstów przeziera płaskie widowisko, które drażni i złości, każe być niesprawiedliwym nawet wtedy gdy gwoli sprawiedliwości należałoby oddać cesarzowi, co cesarskie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji