Artykuły

W ciąży z Zeusem

Za kulisami żartowano: łatwiej mężczyźnie zajść w ciążę i urodzić dziecko niż błysnąć dobrym teatralnym pomysłem. Dariusz Brzóska Brzóskiewicz i Jarosław Ostaszkiewicz, autorzy opery paranoicznej o Janie Marii Klatkiewiczu mieli pomysł niezbyt oryginalny, ale dość zabawny. Na oryginalność silili się natomiast inscenizatorzy, którzy na scenie kameralnej Teatru Muzycznego zrealizowali jego sztukę "Ojciec - matka, Jan Maria Klatkiewicz".

Tematem jest brzemienność tytułowego bohatera, życiowego nieudacznika, maminsynka i niespełnionego pisarza. Twórcza męka i niepowodzenia mogą być kluczem do interpretacji tekstu Brzóskiewicza. Tekstu sztuki na pewno nie należy odczytywać wprost. To nie komedia w rodzaju tej, w jakiej na ekranie wystąpił ongiś Arnold Schwarzenegger, lecz coś więcej. Wybierając na bohatera człowieka pióra, wprowadzając na początku i w finale scenę snu, Brzóskiewicz i Ostaszkiewicz (także reżyser przedstawienia) puszczają do nas oko. Dają sygnał umowności: ciąża Klatkiewicza z Zeusem to tylko urojenie bohatera, albo i metafora stanu jego ducha. Ta komedia - co objawia się znakomicie także w warstwie słownej - to dramat twórczej niemocy, zastąpionej snami o popularności, niespełnionego uczucia, a zarazem karykatura, satyra społeczno-obyczajowa, zabawa literackimi i teatralnymi konwencjami, parodia zmieszana z pastiszem.

Miejscami jest ten tekst rzeczywiście śmieszny i zaskakująco błyskotliwy, miejscami zaś - bełkotliwy. Pamiętajmy - autor, związany z formacją wydawniczą "Fundacja Brulionu" - lubuje się w prowokacjach i drwinie. Jako dowód niech służą jej programy telewizyjne - Dzyndzylyndzy, Brzośka Show czy La La Mi Do.

Tym też pseudoawangardowo i niby - prowokatorskim nurtem poszli realizatorzy przedstawienia, w którym - zapewne w duch postmoderny - pomieszali wszystko. Elementy teatru operowego, greckiej tragedii (chór!), typowego produkcyjniaka i zwariowanej komedii. Stworzyli widowisko, które - podobnie jak tekst - chwilami nawet rozbawi, lecz częściej nudzi, a nawet drażni. Najbardziej cieszy młodą publiczność, o czym przekonały spektakle przedpremierowe. Dorośli są w większości zdezorientowani i zdegustowani. Tylko nieliczni skłonni są traktować spektakl jako rodzaj eksperymentu i pewnej gry, jako okazję do łowienia rozmaitych "smaczków".

Trudno zarzucić twórcom przedstawienia niekonsekwencję albo rozminięcie się z intencjami autorów. Przeciwnie - zarówno muzyka Marcina Krzyżanowskiego jak i scenografia Ewy Gdowiok oraz choreografia Diany Alvarado dobrze eksponują wspomniane wyżej pomieszanie materii i konwencji. A zatem forma w pełni przystaje do "odlotowej" treści. Ale wartość artystyczno-estetyczna ich pracy jest dość podłej miary. Chyba, że uznamy to za rodzaj wygłupu, scenicznego żartu.

Przyjemność niekłamaną mamy jedynie w tych fragmentach, w których pojawia się Tomasz Fogiel w rolach Kierownika, Komendanta, Kolegi i Zeusa. Każda z tych postaci jest świetnie przez aktora wymyślona i kapitalnie zagrana. Podobnie jak i Nauczycielka, Prezenterka TV i Kierowniczka Rejonowego Urzędu Pracy w interpretacji Ewy Jendrzejewskiej. Do tego Małgorzata Skoczylas w roli matki - i charakterystyczny, kapitalny aktorski tercet w komplecie. Klatkiewicz Zbigniewa Sikory wyraźnie od nich odstaje. Tej wydumanej i nieokreślonej postaci nie da się po prostu obronić. Obronić też trudno całe to przedstawienie. W repertuarze TM jawi się jako ciekawostka i ukłon w stronę współczesnej niekonwencjonalnej twórczości literackiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji