Czy wolność jest śmieszna?
"Les adieux a la patrie" - słynny polonez Michała Kleofasa Ogińskiego po obejrzeniu dramatu Jerzego S. Sity brzmi w uszach inaczej. Wrócił do historycznego kontekstu Sejmu Grodzieńskiego w roku 1793. Sejm ten ustalił prawa kardynalne utrzymujące niezmienność ustroju, którego poręczycielką była Najmiłościwsza Opiekunka i Gwarantka naszej Ojczyzny Katarzyna II. Tak właśnie zwracali się do niej zdrajcy...
"Polonez" Sity jest gorzki, nużący, przytłacza ciężarem tragedii, męczy, rozdrapuje narodowe rany, poraża postacią carycy granej przez Aleksandrę Śląską, jej siłą i pogardą dla Polaków, bezradnością króla upozowanego jak do portretu Canaletta narysowanego przez Czesława Wołłejkę bez specjalnej sympatii, wreszcie przebiegłością ambasadora Rosji Sieversa, głupotą i złą wolą szlachetnie urodzonych rodaków.
Reżyser Janusz Warmiński w znikomy sposób tylko interweniował w tekst sztuki. Skreśleń jest bardzo niewiele. Nie ma też żadnych fajerwerków inscenizacyjnych. Przedstawienie Teatru Ateneum z Warszawy jest pod tym względem szalenie ascetyczne. Dialogi toczą się wolno, a jednak trudno od nich uciec myślami.
Przygnębiająca to lekcja historii, bo Sito jest jej dość wierny, choć doprowadza na przykład w sztuce do spotkania Kościuszki z Sieversem, które faktycznie miejsca nie miało, ale duch tego spotkania gdzieś się w narodowej świadomości kołacze i go uprawdopodobnia. Wychodzimy z teatru z wieloma pytaniami. Takimi, które padły ze sceny i tymi, które urodziły się w każdym z nas. Czy są klęski, w których drzemie zwycięstwo? Czy wolność jest śmieszna? Czy dziś wyciągamy wnioski z naszych dziejów?