Artykuły

"Granica" - przystaje, ale nie porusza

"Granica" w reż. Szymona Kaczmarka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski dla e-teatru.

Pomysł wystawienia "Granicy" nie wziął się z sufitu. Już na pierwszy rzut oka widać przecież, że powieść Nałkowskiej z grubsza pasuje jakoś do naszych czasów i że los głównej postaci mógłby stanowić memento dla niejednego robiącego szybką karierę młodego lokalnego działacza czy polityka, wskakującego niespodziewanie na urząd burmistrza czy prezydenta miasta.

Reżyser scenicznej "Granicy", Szymon Kaczmarek, postawił sobie zatem jasny cel: chce naszkicować oblicze znanej nam dobrze współczesności, zarysować - choćby pobieżnie - kilka jego różnych wizerunków, wskazać analogie między powieściową rzeczywistością przełomu lat 20-30. i współczesnością. Stąd też próbuje pokazać na scenie, jak młody człowiek kierujący się mglistymi acz szlachetnymi ideałami płynie już wkrótce w starym, zamulonym nurcie, idzie na układy, rezygnuje z ambitnych celów, brnie coraz dalej w konformizm i krzywdzi tych, co stają mu na drodze. A wszystko dla kariery i wygodnego życia. Zapewne reżyser pragnie kłuć w oczy złem tego świata: jego szarością i bylejakością, także moralną, wypraniem z wielkich emocji i pragnień. Ale mu nie wychodzi.

Może dlatego, że powieść nie jest prostym szkicem, lecz zniuansowaną panoramą, wypełnioną pogłębioną charakterystyką osób i ich wzajemnych relacji, podczas gdy w spektaklu rysunek postaci jest uproszczony i dość jednostajny. Twórcy przedstawienia jakby nie wierząc, że widz może samodzielnie dostrzec uniwersalne aspekty "Granicy", aktualizują poprzez kostiumy opowieść sceniczną, uwspółcześniają ją na siłę, przydając jej odpowiednie rekwizyty (np. pralkę-automat), a także wciskając w usta niektórym postaciom aluzje do przelotnych, dzisiejszych spraw. Przede wszystkim jednak nie udaje im się stworzyć przekonującej, także w warstwie czysto fabularnej i emocjonalnej, opowieści o współczesnych nam ludziach, o przypadku przyspieszonej kariery i upadku młodego człowieka "bez właściwości".

Nie pomogła reżyserowi Kaja Migdałek, scenograf. Otoczona pudełkowym obramowaniem scena wygląda jak barak z mieszkalną prowizorką albo jak opustoszały magazyn, w którym pod ścianami pozostało tylko kilka sprzętów (pralka, jakiś stół, kilka krzeseł, pianino). Czy "pudełko" sceniczne sugeruje, że to teatrzyk ludzkich kukieł, taka współczesna szopka? A może wskazuje, że to świat zamknięty na wszelkie zmiany i jednocześnie ogołocony ze wszystkiego, z ładu, z wartości? Lecz jeśli to tylko rezultat mody na taki styl i charakter zabudowy przestrzeni scenicznej? Poza umownością, nie ma w niej nic szczególnego i interesującego. Dopiero - paradoksalnie - wyznaczniki "dobrobytu": sypialnia matki bohaterki i potem "luksusowa klatka" pary bohaterów, pojawiające się w II części, wnoszą bardziej efektowny akcent wizualny. Może zresztą współczesne kostiumy postaci są także tylko umowne i mają wymiar jedynie czysto "plastyczny", "teatralny"?

Na domar złego sceniczna opowieść zaczyna się dość groteskowo. Oto z zagranicy, po studiach, wraca główny bohater, Zygmunt Ziembiewicz (w tej roli Piotr Dąbrowski), pełen dobrych chęci. Wkracza z widowni na scenę ubrany jak Spiderman (sądząc z kostiumu), chcący walczyć o prawdziwe wartości, o nowy ład. Ale to odniesienie do postaci z popkultury od razu infantylizuje i ośmiesza świadomość tego młodego człowieka, który w dodatku odcina się od "polskości", obcinając nożyczkami u szyi swój długi jak stadionowa flaga płaszcz biało-czerwony i umieszczając go w szklanej gablocie jako historyczny przeżytek. A potem już do końca kompromituje się poprzez swe poczynania.

Skoro - jak się okazuje - postacie sceniczne noszą współczesne ubiory, skoro posługują się dobrze znanymi widzowi wulgaryzmami, skoro sceniczna ulica wypomina prezydentowi między innymi... PEKĘ (poznaniacy wiedzą, że to kulejący system elektroniczny w komunikacji miejskiej), skoro zatem reżyser przenosi akcję w aktualną rzeczywistość, to trzeba pytać o rezultaty takiego zabiegu. Odnoszę wrażenie, że prowadzi on do uproszczeń, niekonsekwencji czy nawet absurdów. Strzelanie do ludzi, o co w "Granicy" wini się już pod koniec prezydenta (którym jak wiadomo został Zygmunt), nijak się ma do obecnej rzeczywistości, odsyła w przeszłość PRL-owską, a nawet międzywojenną. Że w teatrze wszystko jest umowne? Zgoda, ale to zbyt łatwe wytłumaczenie. Zresztą - nawiasem mówiąc - etap kariery prezydenta pokazany nazbyt powierzchownie, też nie przekonuje.

Uproszczeń i niekonsekwencji jest sporo. Dla przykładu: trudno zrozumieć zgodę współczesnej kobiety na ciągnący się romans i zdrady jej narzeczonego, a potem na ciągłe pomaganie ofierze mężowskiej chuci. Musiałaby mieć charakter matki Teresy lub być całkowicie podporządkowana mężowi. Tymczasem ona taka na scenie nie jest (Elżbietę gra Barbara Prokopowicz). Czym się więc kieruje, czy ją to boli, upokarza, w imię czego to wszystko znosi? Na kartach powieści wiadomo, tutaj nie. Kobieta współczesna, która na scenie zachowuje się wedle tamtych wzorów, nie przekonuje. Można jeszcze zrozumieć postępowanie Zygmunta, jej narzeczonego i potem męża - ma zapewne wyrzuty sumienia. Ale i tak typowy współczesny facet trzymałby raczej język za zębami, a w razie czego szedł w zaparte.

Spektakl nie akcentuje też głównego powodu zainteresowania losem wykorzystanej seksualnie dziewczyny. A przecież z dzisiejszego punktu widzenia byłaby nim cyniczna chęć zatuszowania "skandalu obyczajowego", którego nagłośnienie medialne mogłoby zmącić karierę młodego prezydenta, choćby poprzez ośmieszenie go. Z powieści wiemy też, że wprawdzie z żoną łączyła Zygmunta miłość, ale z kochanką gorąca namiętność. W spektaklu tego nie widać, skok w bok odbywa się bez większego zaangażowania, bez większych emocji z obu stron. Ponadto nieprzekonująco rysuje się obraz stanu ducha wykorzystanej dziewczyny (Justyna - Agnieszka Findysz). Reżyser nie stworzył tej postaci możliwości uprawdopodobnienia jej psychicznego zapętlenia (depresja, schizofrenia) i w efekcie - szaleńczego ataku na dawnego kochanka (oblanie twarzy żrącą cieczą). W dodatku, nie wiedzieć czemu, oglądamy to na ekranie. A przecież o wiele sensowniejsze byłoby pokazanie w technice wideoprojekcji tego, co niewidzialne, a więc owych szalonych myśli, które buzują w głowie dziewczyny i prowadzą do nieszczęścia. Na dodatek sceniczny prezydent - jak się okazuje - chadza dziś, ot tak sobie, z rewolwerem w kieszeni i zaraz po tragicznym dla niego incydencie natychmiast strzela sobie w łeb.

W tej sytuacji nie dziwi, że najlepszą sceną tego przedstawienia okazuje się drugorzędna rozmowa, w której rej wodzi ksiądz Czerlon. Jest najbardziej wyrazista, zresztą rozbudowana i znacznie wykraczająca poza tekst "Granicy", ale i niemiłosiernie naciągana. Nie dość, że ten księżulo jest jakiś dwuznaczny wobec kaleki, to jeszcze sugeruje, że gdzieś tam za granicą, ukrywając swe kapłaństwo, miał stosunek z kobietą, a do tego pracował fizycznie z miejscowymi biedakami, ani chybi chcąc się do nich zbliżyć niczym gombrowiczowski panicz do parobka. Na dodatek opowiada jednym tchem o swych uniesieniach zgoła mistycznych i o zrozumieniu prawdziwej istoty Boga. Tego antyklerykalizmu, kabotyństwa i hipokryzji absolutnie nie ma u Nałkowskiej, ale scena zapada mocno w pamięci dzięki aktorstwu Przemysława Chojęty (ksiądz).

Druga najlepsza scena w tym przedstawieniu, w dużym stopniu również dopisana przez adaptatora, to epizod w redakcji, który ujawnia konformizm gazety (i Zygmunta - głównego bohatera), jej podporządkowanie sponsorom i ludziom wpływu, tudzież tłamszenie inicjatyw dziennikarskich (przekonujący Jakub Papuga w roli dziennikarza Chąśby), które obnażałyby różne nieprawidłowości.

Reasumując: spektakl pomimo wielu zastrzeżeń nie należy wcale do kiepskich, ma właściwe tempo i rytm, sprawny przebieg i niezłe aktorstwo. A mimo to totalnie rozczarowuje. Nie wywołuje też większych emocji i pozostawia obojętnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji