Artykuły

Teatr widzę wielki

Dwanaście miesięcy temu, gdy podsumowałem 2013 rok w toruńskiej kulturze, nie szczędziłem gorzkich słów nie tylko urzędnikom odpowiedzialnym za politykę kulturalną miasta, ale także artystom. 2014 rok pokazał zupełnie inną twarz toruńskiej kultury. W naszym mieście powstają dzieła wybitne i unikatowe - pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Torunianie kupili ponad 5 tys. biletów na koncert Budki Suflera, 3 tys. mieszkańców przyszło na występ discopolowego Bayer Full w hali sportowej. Czy w takim kierunku zmierza nasza kultura? Czy powinniśmy porzucić wielkie ambicje artystyczne i skupić się na komercyjnych wydarzeniach?

Dwanaście miesięcy temu, gdy podsumowałem 2013 rok w toruńskiej kulturze, nie szczędziłem gorzkich słów nie tylko urzędnikom odpowiedzialnym za politykę kulturalną miasta, ale także artystom. Dawno bowiem nie zdarzył się okres, który tak bardzo nas rozczarował - brakowało dobrych płyt, książek, wystaw i akcji. 2014 rok pokazał zupełnie inną twarz toruńskiej kultury. W naszym mieście powstają dzieła wybitne i unikatowe.

Kto poniósł porażkę? Tylko filmowcy. Nie doczekała się premiery żadna z realizacji, które powstawały w zeszłym roku. Gorycz porażki osładzają jedynie sukcesy artystyczne Piotra Głowackiego - aktora z toruńskim rodowodem, który nigdy nie odciął się od rodzinnego miasta.

Działa Teatr Muzyczny

Zacznijmy jednak od instytucji. Kujawsko-Pomorski Impresaryjny Teatr Muzyczny niemal zaliczył falstart, gdy rozpoczynał działalność na początku stycznia 2014. Powołanie przez marszałka województwa nowej instytucji wywołały liczne spory na linii Toruń - Bydgoszcz. Pomysł zaatakowały nawet lokalne teatry - dyrekcje Teatru Horzycy i Baja Pomorskiego otwarcie krytykowały przedsięwzięcie. Żaden z aktorów pracujących na stałe na tych scenach nie występuje na deskach teatru, który rozgościł się w Pałacu Dąmbskich przy ul. Żeglarskiej. Krytycy powtarzali, że nie potrzeba nam miejsca, które będzie produkowało i przedstawiało komercyjne widowiska muzyczne, i że nowy teatr uszczupli budżety innych marszałkowskich instytucji kultury.

Czy powołanie do istnienia nowego bytu miało sens? Teatr Muzyczny rozpalił środowisko, ale nie wydrenował marszałkowskiego budżetu. A kolejne premiery udowadniały, że to był dobry pomysł. Toruń ma dzięki temu trzeci instytucjonalny teatr - jest komercyjny, ale nie zapomina o misji wobec społeczności, w której się narodził. Sięga po regionalnych twórców, proponuje widowiska dla publiczności w każdym wieku, wydaje płyty, organizuje warsztaty muzyczne, a nawet spotkania literackie. I działa na okrągło przez cały rok, zapominając zupełnie o przerwach letnich. Szkoda jedynie, że na jego sukcesie nie mogą zarobić aktorzy pracujący na toruńskich scenach. Bo nie wątpię, że ten teatr taki sukces w przyszłości odniesie.

Kolejną rewelacją w Toruniu stało się Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy, które narodziło się w listopadzie 2013 w Młynach Richtera przy ul. Łokietka. Najmłodsza miejska instytucja kultury pod względem profilu przypomina niezwykle popularne Centrum Nauki Kopernik w Warszawie. Nowa placówka organizuje wystawy propagujące wiedzę o fizyce, astronomii, biologii i chemii, a także przygotowuje warsztaty i zajęcia dla dzieci, które są znakomitym uzupełnieniem programu szkolnego. Od momentu otwarcia do 31 grudnia 2014 odwiedziło ją blisko 105 tys. widzów. Znakomity wynik. Plany na przyszły rok przekonują, że uda się pobić ten rekord.

To było od początku jasne, że hala sportowa przy ul. Bema zacznie organizować duże widowiska muzyczne. Obiekt otwarty jesienią 2014 roku skłonił część torunian do refleksji na temat jakości programu artystycznego, który pojawił się w tym budynku. Mieszkańcy mogli na przykład obejrzeć na żywo znakomitość sceny disco polo Bayer Full i nieco zetlałą już gwiazdę Budki Suflera. Jakie były efekty? Pierwszy z tych koncertów przyciągnął aż 3 tysiące widzów, a drugi jeszcze podwyższył poprzeczkę - Cugowskiego i spółkę oglądało aż 5,3 tys. torunian. To jedna z największych biletowanych imprez, jakie odbyły się w zamkniętym obiekcie.

Czy powinniśmy mieć pretensje do zarządców hali i urzędników o to, że sprowadzili disco polo, choć miasto od lat unikało zapraszania artystów wykonujących tak bezpretensjonalnie żenujący repertuar? Ściągnięcie do nas Bayer Full kosztowało zaledwie 15 tys. zł - przy takiej frekwencji trudno nie mówić o sukcesie. Wiem, że to jest niepopularna opinia, ale myślę, że jeśli jest społeczne zapotrzebowanie na tego rodzaju wykonawców i tego rodzaju imprezy się sprzedają, miasto powinno ich do siebie przyciągać. Skończmy z hipokryzją. Toruń dotuje festiwale jazzowe, spotkania poetyckie, koncerty muzyki współczesnej, dlaczego więc nie miałby zaspokajać mniej wybrednych potrzeb użytkowników miejskiej kultury?

Teatr widzę wielki

To był bardzo dobry rok dla Teatru im. Wilama Horzycy. Pierwszy raz przez cały sezon nad programem tej instytucji czuwał Bartosz Zaczykiewicz, który umiejętnie połączył lżejszy repertuar z ambitnymi propozycjami.

"Rosencrantz i Guildenstern nie żyją" Toma Stopparda w inscenizacji Cezarego Ibera to bez wątpienia największe wydarzenie teatralne 2014 roku. Reżyser przygotował wielkie widowisko, ale zarazem przekornie udowodnił, że teatr wcale wielkiego widowiska nie potrzebuje. Wystarczą małe rzeczy: wiadro czerwonej farby, taniec cieni na dekoracjach, aktor siedzący smutno na chybotliwym taborecie, nóż niezawodnie chowający się w rękojeści.

Co jeszcze koniecznie powinni zobaczyć nasi teatromani? "Bóg mordu" Yasminy Rezy w reżyserii Bożeny Suchockiej to lektura obowiązkowa dla tych, którzy od teatru oczekują rozrywki i intelektualnych uniesień. Bóg mordu odżywa w nas, kiedy pojawiamy się w grupie. Walczymy o to, aby nasze było na wierzchu - dyskusja nie służy prawdzie, ale temu, żeby publika przyznała nam rację. Bardzo mądry i inspirujący spektakl.

Przekonanie, że polska religijność jest zrytualizowana, płytka i odruchowa, jest truizmem. Autorzy przedstawienia "Licheń Story" na podstawie sztuki Jarosława Jakubowskiego starają się trzymać z daleka od tego rodzaju uogólnień. Dociekają, dlaczego Polacy szukają obecności Boga w swoim życiu i dlaczego akurat poszukają go w takich miejscach jak Licheń. Pod tysiące metrów kwadratowych złoceń wierni zanoszą swoje najgorętsze modlitwy i tu walczą ze swoimi osobistymi potworami.

Majowy festiwal Kontakt nadal nie pozwala o sobie zapomnieć. Zobaczyliśmy dobry teatr, nie zawiedli sprawdzeni reżyserzy jak Eimuntas Nekrošius i Maja Kleczewska.

Na Kontakcie zmierzyły się dwa sposoby myślenia o scenie. Pierwszy z nich proponuje teatr nowy, aktualny i drastyczny, domaga się uwagi, krzyczy. Drugi mówi o sprawach podstawowych i zasadniczych.

Zwyciężył zespół Brokentalkers z Dublina, który miał wszystko, aby stworzyć wielki spektakl - pomysł na oprawę dźwiękową i wizualną oraz przede wszystkim aktualny temat przemocy w prowadzonych przez Kościół katolicki sierocińcach i domach poprawczych. "The Blue Boy" to przejmująca opowieść o dziecięcym horrorze, bezduszności instytucji, słabości państwa i o władzy ufundowanej na przewadze silnych nad słabymi.

Zachwycił Oskaras Koršunovas i jego wersja "Mewy" Czechowa w wykonaniu teatru z Wilna. Sztuka przypomina manifest estetyczny: reżyser tak zredukował teatr w tym spektaklu, że zbliżył się do niemal ledwie zainscenizowanej próby czytanej. Koršunovas przebrał postacie w codzienne ubrania - nic nie różni słynnego pisarza od debiutanta, wielkiej aktorki od aktorki prowincjonalnej. Tak zwyczajna "Mewa" uderza ze zdwojoną siłą.

Poetka laureatka

Dawno nie było tak dobrego czasu dla literatury z toruńskim rodowodem. Martyna Buliżańska - 21-letnia poetka z Aleksandrowa Kujawskiego - zdobyła Silesiusa, jedną z najważniejszych nagród literackich w Polsce. Studentka filologii polskiej UMK otrzymała wyróżnienie za najlepszą debiutancką książkę poetycką. W konkursie książka Buliżańskiej "Moja jest ta ziemia" rywalizowała z wysoko cenionymi przez krytykę zbiorami "Clubbing" Kamila Brewińskiego i "Repetytorium" Macieja Taranka. "Moja jest ta ziemia" ukazała się nakładem Biura Literackiego we Wrocławiu. Toruńscy poeci dawno nie dostali tak prestiżowej nagrody. Ostatnie wyróżnienie tego rodzaju zdobył Krzysztof Myszkowski - redaktor naczelny "Kwartalnika Artystycznego" w 1992 roku odebrał Nagrodę Kościelskich.

Rok 2014 udowodnił niezbicie, że w poezji zapanowały roczniki 80. Rewelacyjną debiutancką książkę - "Poprawiny" - wydała Marta Kapelińska. Podobno największym sprawdzianem jest drugi zbiór wierszy. Zwycięsko z tego testu wyszli Marcin Jurzysta i Szymon Szwarc.

W prozie panują kobiety. Aneta Jadowska kontynuuje swój cykl powieściowy o Dorze Wilk, toruńskiej wiedźmie-policjantce. Karina Bonowicz sprzedała Juliuszowi Machulskiemu scenariusz, który powstał na podstawie jej debiutanckiej książki "Pierwsze koty robaczywki". Jest szansa, że powieść o perypetiach młodej nauczycielki doczeka się ekranizacji.

Poznamy bogów, poznamy siebie

Najwięcej zadymy na polskim rynku muzycznym z toruńskich artystów zrobił w 2014 roku Tomasz Organek, który zdecydował się wydać solową płytę. Lider zespołu Sofa postanowił oddać cześć swoim mistrzom. Jego "Głupi" zaludniają liczne cytaty - Organek bawi się motywami zaczerpniętymi z The Doors i Led Zeppelin, sięga po prostotę soulu i bluesa z Missisipi, rozkochuje się brzmieniami lampowych wzmacniaczy. Czasami brzmi jak The Black Keys i Jack White. Jego piosenki rzeczywiście swingują, tak jakby torunianin urodził się za oceanem. "Głupi" poza tym jest całkiem spójną koncepcją, jeśli chodzi o słowa piosenek. Organek znów zaprezentował się jako bardzo dobry autor tekstów i kompozytor. Wielkie brawa!

Nie wiem, co myśleć na temat "Pana Hop Siup" - debiutanckiej płyty Pchełek z Aleksandrowa Kujawskiego. Artyści powołali do życia nowy gatunek, zapewne zdając sobie sprawę, że wszyscy recenzenci będą mieli problemy z podłączeniem ich pod jakiekolwiek muzyczne systematyki i podziały. Uderza w nas przesterowany bas Krzysztofa Rogalskiego, w tle słychać delikatny flet Marty Rogalskiej, który podaje nam rytm znany z utworów klubowych, a perkusja w tym czasie zaczyna jazzowo synkopować. Gdy dojdą do tego rozbudowane aranże klawiszowca Pawła Rycherta i teksty mocno zanurzone w ludowości, moglibyśmy pomyśleć, że nic na tej płycie nie ma sensu. Nic z tego. "Pan Hop Siup" to propozycja zwarta i przemyślana. Z debiutami na ogół jest tak, że przez lata pracują nad swoją pierwszą płytą, która staje się przez to rodzajem antologii - jest historią, w której mieszają się różne brzmienia i przyprawy. Słuchając tej płyty, dowiemy się, jak wyglądało dojrzewanie Pchełek. Ten materiał należy koniecznie przesłuchać kilka razy - każde pozwoli nam odkryć, jak bardzo totalny jest ten zdawałoby się kameralny projekt.

Ser Charles to zespół plastyka, performera i poety Stefana Kornackiego. Jak większość jego działań ta formacja powinna być sezonową efemerydą. Artysta zaprosił do współpracy Tomasza Organka, basistę Adama Staszewskiego i perkusistę Pawła Możucha. Ten projekt zapewne można byłoby porównać do Świetlików, gdyby nie to, że Kornacki mocniej niż Marcin Świetlicki stawia na zabawę językową i sięganie po kibolskie przyśpiewki i wulgarne żarciki. Płyta Ser Charlesa urzeka prostotą i intensywnością.

Wystarczy posłuchać utworu "Ziemia" z płyty "Bruno z Grudziądza", aby przekonać się, kto w zeszłym roku nagrał najlepszy krążek. Bartek Wasylkowski, lider formacji Gribojedow, niemal deklamuje tekst, a głos Marleny Szubert jest po prostu magiczny. Toruński zespół oddał na tej płycie cześć Ryszardowi Milczewskiemu-Bruno, dziś niemal zapomnianemu poecie z Grudziądza. To wspaniały album od pierwszej piosenki po ostatnie takty.

Gribojedow łączy wiele gatunków - korzysta z elektroniki, ale nie zapomina o instrumentarium kojarzonym z etno. Sięga po postrocka i noise niczym Ewa Braun za najlepszych lat, innym razem gra proste rockowe numery jak Blur. "Ziemia" z mocnym tekstem: "Poznamy bogów, poznamy siebie, a potem wrócimy do Ziemi" brzmi jak rozpaczliwy hymn. A głos Szubert przypomina wokal pań z Yeah Yeah Yeahs i Blonde Redhead. Gribojedow stworzył arcydzieło, a o klasie tego zespołu mówi luz, z jakim zrealizował płytę. Muzycy nie boją się rockowej chropowatości i brzydoty.

Oklaski należą się także zespołowi Hulajdusza, który wiele życia wprowadził w gatunek powoli wymierający - w poezję śpiewaną. Płyta Agnieszki Filipiak, Marty Lang i Iwony Czepułkowskiej to w pełni przemyślany debiut. Dziewczyny udowodniły, że wystarczy brzmienie akustycznych instrumentów, dobrze zgrane wokale i mocne poetyckie teksty, aby stworzyć album wzruszający i zarazem bardzo mądry. Ten krążek powinni na półkach mieć wszyscy, którzy wierzą w lirykę i moc słowa.

Wielką niespodziankę sprawił też Sławek Wierzcholski swoją płytą "Matematyka serc", którą wydało Polskie Radio. W nagraniu 14 utworów wzięło udział 25 muzyków. Wśród nich znaleźli się znani jazzmani jak kontrabasista Zbigniew Wrombel, saksofonista Adam Wendt, perkusista Alain Baudry z Nowego Orleanu, gitarzysta Eddie Angel z Londynu, sekcja dęta i chórek dziecięcy. Wierzcholski jest najbardziej rozpoznawalnym muzykiem bluesowym w Polsce i wirtuozem harmonijki - na "Matematyce serc" zupełnie tego nie słychać. Artysta porzucił swoje maniery i przyzwyczajenia, pokazał się jako dojrzały wokalista o charakterystycznym niskim i ciepłym głosie. Wspaniały materiał.

Masowy Skyway

Największym wydarzeniem kulturalnym pod względem frekwencji był Bella Skyway Festival. Ok. 300 tys. widzów obejrzało w sierpniu projekcje świetlne i instalacje. Tylko w pierwszy wieczór obejrzało je ok. 70 tys. osób. Hitem była "Galeria Galaktyka" włoskiej grupy Mariano Light, która błyskała na ul. Szerokiej w rytm muzyki, imitując świetliste niebo nad głowami widzów. W zeszłym roku Bella Skyway Festival nawet nie udawał, że znajduje się na rozdrożu między sztuką a rozrywką. Impreza powoli traci swój artystyczny charakter.

Zeszłoroczny Tofifest poszedł konsekwentnie swoim dawnym torem - jest nadal jednym z najciekawszych i najbardziej autorskich zjawisk filmowych w kraju. Wysokie oceny w branży zdobyły także organizowana przez Od Nowę teatralna Klamra i festiwal Spotkania w Baju Pomorskim. Na dobrej drodze jest doroczny Koncert pamięci Grzegorza Ciechowskiego - dawno nie przykuł takiej uwagi mediów i publiczności.

Rewelacyjnie wypadł grudniowy koncert didżejów z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną. Projekt, wykorzystując brzmienia orkiestry, fortepianu i gramofonów, połączył dwa odległe światy: muzykę klasyczną z turntablismem. Twórcą tej wyjątkowej inicjatywy jest Kacper Nowak. Artysta ma na koncie wiele sukcesów zarówno jako klasyczny pianista, jak i producent i didżej. W projekcie wzięło udział dziewięciu najlepszych polskich didżejów: Ben, Chmielix, Falcon1, Funktion, Haem, Krótki, Pac1, Stosunkowodobry, VaZee. Partia fortepianu, padów perkusyjnych, syntezatorów i kontrolerów midi należy do kompozytora projektu. Jest szansa, że to wyjątkowe widowisko ruszy w trasę po Polsce.

Porozmawiajmy o mieście

W zeszłym roku Aula UMK na Bielanach straciła swój niepowtarzalny charakter - po gruntownej modernizacji naturalne drewno, fakturowe tynki i szare marmury ustąpiły miejsca standardowym i tanim rozwiązaniom i materiałom. Nowy inwestor zniszczył socrealistyczne reliefy w Domu Dziecka, czyli w dawnym sklepie z odzieżą dziecięcą przy ul. Szerokiej. Remont przechodzi także budynek dworca Toruń Główny - budowlańcy pozbędą się unikatowych dekoracji z lat 60.

Na naszych oczach ginie architektura wnętrz, która narodziła się w Toruniu na początku drugiej połowy XX wieku. Niegdyś była znakiem nowoczesności i modernizacyjnego zapału po zniszczeniach drugiej wojnie światowej, dziś jednak chętnie wrzucamy ją do worka ze sztuką socrealistyczną - źle urodzoną, powszechnie krytykowaną, niechcianą i zapominaną.

Z symbolicznego czyśćca peerelowską architekturę wnętrz próbował wyciągnąć organizowany przez Centrum Sztuki Współczesnej festiwal Tormiar. To było bez wątpienia największe wydarzenie w świecie sztuki w Toruniu. Festiwal był mocny, zaangażowany i wywołał dyskusję o dawnej architekturze.

W Toruniu powstała prywatna Galeria Miłość. Nowa przestrzeń dla sztuki współczesnej narodziła się z inicjatywy Natalii Wiśniewskiej i Piotra Lisowskiego. Kuratorzy zaadaptowali mieszkanie przy ul. Mostowej 7/2A. Galeria narodziła się na pograniczu aktywności społecznej oraz refleksji krytycznej nad praktyką wystawienniczą. Kolejne wystawy przekonują, że to może być jedno z najcenniejszych i najbardziej odkrywczych miejsc na kulturalnej mapie miasta.

Jaki będzie 2015 rok? Powstanie sala koncertowa na Jordankach, Toruńska Orkiestra Symfoniczna zmieni siedzibę, Muzeum Okręgowe planuje otworzyć nowy oddział przy ul. Strumykowej 4. Bella Skyway Festival i Tofifest będą walczyły o umocnienie marki, a Teatr Muzyczny i Młyn Wiedzy - o nowych widzów. Na działania kulturalne toruński samorząd przeznaczy rekordowe 29,8 mln zł, co stanowi 2,7 proc. budżetu. Wypada mieć nadzieję, że nasi twórcy i animatorzy dobrze spożytkują pieniądze i zaleją nas udane wystawy, akcje społeczne, płyty, książki i filmy. A sukcesy frekwencyjne będzie można pogodzić z artystycznymi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji