Artykuły

To już 40 lat. Mówiło się: Teatr na parkingu

- Szczególnie ważne wydaje mi się to, że w centralnym punkcie miasta, tam, gdzie kiedyś mieściły się jatki i masarnie, powstał ośrodek, w którym 30 dni w miesiącu jacyś ludzie osiem godzin dziennie zajmują się kulturą i sztuką - mówił współzałożyciel i pierwszy dyrektor płockiego teatru prof. Jan Skotnicki.

12 stycznia 1975 r. w świeżo wybudowanym gmachu przy Nowym Rynku po raz pierwszy poszła w górę (a raczej - na boki, bo budynek pierwotnie miał być domem kultury i nie było w nim teatralnego "komina") kurtyna. Dawali "Krakowiaków i górali" w reżyserii pierwszego dyrektora naszej sceny Jana Skotnickiego.

Z tej właśnie okazji, 12 stycznia 2015 r. scena kameralna płockiego teatru otrzyma jego imię. A teatr przez cały rok będzie świętował swe 40. urodziny. Gwoli ścisłości - 40. rocznicę reaktywacji.

Hamlet? Znam z telewizji

Bo to nie było tak, że w Płocku przed rokiem 1975 teatru nie było. Wręcz przeciwnie, grywano u nas od stuleci i inne, nawet większe miasta, mogły nam jedynie zazdrościć. Od XVII wieku działał u nas teatr seminaryjny, a od roku 1812 stała scena, na której występowali i Gabriela Zapolska, i Wincenty Rapacki, i Ludwik Solski. Przed 1939 r. nasz teatr miał ogólnokrajowy sukces, cała Polska zachwycała się naszym "Weselem na Kurpiach", barwnym widowiskiem księdza Władysława Skierkowskiego.

W czasie wojny teatr przestał działać, Niemcy rozebrali jego piękną siedzibę (czyli dawny kościół, który stał w pobliżu dzisiejszego hotelu Starzyński). I przez 30 lat powojennej historii płocczanie swej sceny nie mieli. Czasem przyjeżdżały do nas trupy z Warszawy, Łodzi, Torunia, ale niewiele to zmieniało. Miasto rosło, rozwijało się, przybywało mu mieszkańców. A większość z nich - niestety - "Hamleta" czy "Kordiana" znała z książek i z telewizji. Żywego teatru nie uświadczyła.

Pomysł, żeby w Płocku powstał prawdziwy stały teatr, rzucił w latach 70. Aleksander Sewruk, dyrektor objazdowego Teatru Ziemi Mazowieckiej. To on wpadł na pomysł, by działał on w budowanym właśnie ośrodku kultury (przewidywał nawet, że z czasem płocki teatr dorobi się własnego budynku, stawiał na rok... 1985). I powstał teatr - zwany początkowo, z racji swej lokalizacji, teatrem na parkingu. Ostatecznie jednak to nie Sewruk został pierwszym dyrektorem. Scenę współtworzył i pierwszą oficjalną premierę wyreżyserował pochodzący z Łodzi i wykształcony w PWSZ w Warszawie Jan Skotnicki.

- Sądzę, że u podstaw decyzji o podjęciu inicjatywy utworzenia stałej sceny w Płocku leżała chęć przydania miastu godności - w 2002 r., na konferencji z okazji 190-lecia płockiej tradycji teatralnej mówił profesor Jan Skotnicki. - A więc, aby miasto było takie, jak być powinno, musi być w nim teatr, orkiestra (...), bez względu na to, czy to kosztuje mało, czy dużo. Nasze miasto musi mieć swą godność, musi mieć co pokazać... Ambicje mieszkańców miasta tak się wyrażały. Myślę, że to niegłupie i chyba bardzo godne rozumowanie.

Bo pan jeździ do Warszawy

Zadanie przed Skotnickim stało niezwykle trudne. Musiał wychować publiczność, która nie za bardzo wiedziała, z czym się ten teatr je (w tym samym referacie dyrektor Skotnicki wspomina, że pewnego dnia jeden z mieszkańców Płocka poprosił go o załatwienie mu... jamnika. "Bo pan tak często jeździ do Warszawy" - tłumaczył).

Musiał także okiełznać aktorską trupę - bo ta w całości była spoza Płocka, nie była związana z miastem, pozbawiona możliwości dorobienia do skromnej pensji w radio czy w telewizji.

Przy tym drugim zadaniu pomogły płockie władze. Teatr był bowiem prawdziwym oczkiem w głowie miejskich włodarzy. Dość powiedzieć, że Płock wygospodarował dla zespołu 30 mieszkań zakładowych. Choć samo przyznawanie lokali szło dość opornie, Skotnicki przez pewien czas nawet - w ramach protestu - spał w swym gabinecie, w śpiworze, na rozkładanym łóżku. - A swoją drogą było to wspaniałe, jeśli dyrektor mógł na złość prezydentowi ostentacyjnie zagnieździć się w swym gabinecie i nie wyleciał na zbity pysk z dyrekcji - żartował potem.

Elżbieta Jóźwiak, garderobiana, która pracowała w płockim teatrze od samego początku, tak wspominała ten czas na łamach "Wyborczej": - Przed rokiem 1975 w tym budynku był dom kultury. Przeniósł się on z obecnego Pałacu Ślubów, pracowało tu jakieś 50-60 osób, w tym ja, jako telefonistka. I nie ukrywam - kiedy gruchnęła wieść, że będzie teatr, wszyscy trochę się przestraszyli. Przecież nikt z nas nie miał o nim pojęcia, wszyscy obawiali się, co się z nimi stanie, co będzie z pracą. Potem do Płocka przyjechał Jan Skotnicki. Rozmawiał po kolei ze wszystkimi, kolejka ustawiła się na schodach. Wszystkim mówił, jak mniej więcej wygląda praca w teatrze i czym moglibyśmy się zająć. Ale ze starej ekipy zostało zaledwie kilka osób. Na szczęście pozostali znaleźli zajęcie gdzieś w mieście czy okolicy, to byli bardzo wartościowi ludzie, wykształceni, poradzili sobie. Mnie także dyrektor Skotnicki pokazał taką długą listę zajęć i zapytał, w czym czułabym się najlepiej. Na początek stanęło na centrali telefonicznej. Ale szybko zajęłam się kostiumami.

Pani Elżbieta mówiła jeszcze: - Dyrektor Skotnicki i ekipa, którą ściągnął, uczyli nas wszystkiego od podstaw. Przecież my byliśmy zupełnie zieloni. Oni byli bardzo otwarci, my chłonęliśmy wszystko jak gąbki. Eugeniusz Kupniewski, dusza płockiego teatru, który o scenie wiedział wszystko, uczył stawiać dekoracje, co wcale nie jest takie proste. Techniczne kwestie objaśniał Józef Muszyński... My, miejscowi, byliśmy tylko zespołem pomocniczym, oni otwierali przed nami całkiem inny świat.

Najwięcej ten folklor lubili

Wywołany do tablicy pan Józef, wieloletni kierownik techniczny naszej sceny, dodawał: - W zasadzie wszyscy nam sprzyjali. Władze także. Ludzie z miasta wprawdzie śmiali się z tego budynku, mówili, że to beton, dziwaczne nadwieszane balkony, no i ta "żyrafa" przy wejściu. Ale myśmy się spięli, nie wracaliśmy na noc do domu i udało się: przygotowaliśmy dużą scenę z prawdziwego zdarzenia, do tego scenę małą, "Piekiełko", salę baletową, salę prób, wszystkie potrzebne pracownie: krawiecką, szewską, perukarnię, malarnię, modelatornię, stolarnię... I ruszyliśmy. Na początku, na przełomie lat 1974 i 1975, szły dwie premiery - "Romeo i Julia" i właśnie "Krakowiacy". To były potężne wydarzenia, masa gości, wypełnione widownie. No i szał publiczności po spektaklach. To były naprawdę nowatorskie inscenizacje. "Romeo i Julia" np. - zbudowaliśmy wtedy na scenie coś w rodzaju amfiteatru. Miejsca dla publiczności były na widowni i na scenie, a cała akcja działa się w środku. "Krakowiacy" też się podobali, płocczanie w ogóle mieli słabość do folkloru, a tu na scenie masa górali... Po elementy ich kostiumów jeździliśmy w góry, kupowaliśmy je od autentycznych górali. Pasy i ciupagi też są gdzieś jeszcze w magazynach. Powiem tak - przez te wszystkie lata dla nas nie było rzeczy niemożliwych.

Żona pana Muszyńskiego, Sabina, teatralna kadrowa opowiadała, jak bardzo zżyta była ta nowa ekipa w mieście. - Wieczorami obsiadali w naszym mieszkaniu całą podłogę, ławy i rozmawiali jedno przez drugie. Pracowali tu młodzi, wspaniali ludzie, Jan Skotnicki pościągał do Płocka absolwentów najlepszych szkół. Tylko że wtedy, w tych początkowych latach, była tu wielka rotacja, aktor pracował sezon, dwa i wyjeżdżał z miasta. Proszę, tu mam książkę ze wszystkimi byłymi pracownikami płockiego teatru, w sumie uzbierałoby się tego grubo ponad 700 osób. Ludzie z Płocka? Żadnej nieufności nie zauważyłam, zawsze miałam dużo przyjaciół.

- Nie no, trochę gadali... - prostował jej mąż. - Że obcy, że przyjeżdżamy i mieszkania zabieramy. Ale w sumie o każdym tak gadali, tym, którzy przyjeżdżali do petrochemii, też się dostawało. Ale potem kiedy już zaczęli przychodzić na przedstawienia, wszystko się zmieniło. Byli zadowoleni, że mają swój teatr. Dobra była publiczność, nie powiem... Tylko najwięcej ten folklor lubili.

Część krwioobiegu

Skotnicki pożegnał się z Płockiem w roku 1981. Wypełnił zadanie - płocczanie pokochali teatr, zespół okrzepł, związał się z miastem. Elastyczna polityka repertuarowa - w każdym sezonie szły u nas sztuki klasyczne, ale także komedie i bajki dla dzieci - okazała się sukcesem. Publiczności podobali się i "Krakowiacy i górale", i sztuki wystawiane w późniejszych sezonach: m.in. "Wieczór trzech króli", "Zemsta", pastorałka "Hej kolęda, kolęda" według pomysłu Leona Schillera, "Wesele Figara", "Tango". Choć np. "Szewcy" Witkacego czy "Iluzja" Corneille'a spotkały się z chłodniejszym przyjęciem. Tłumy waliły za to na bajki - "Czarodziej ze Szmaragdowego Grodu" czy "Czarodziejskie krzesiwo".

- Bo - teraz powiem herezję - to ostatecznie nie przedstawienia bardziej lub mniej udane w ostateczności decydują o trwaniu teatru. Teatr nie przetrwałby, gdyby nie to, że w naturalny sposób stał się częścią krwioobiegu miasta i jego ludzi - mówił.

JAN SKOTNICKI (1933-2013)

Reżyser teatralny, członek zasp, absolwent wydziału reżyserii teatralnej, wykładowca i prorektor warszawskiej PWST. W latach 1997-2004 pracował jako sekretarz artystyczny w teatrze narodowym w Warszawie. Współzałożyciel teatru w Płocku. W czasie jego dyrekcji nasz teatr zyskał patrona - w 1980 r. Nadano mu imię Jerzego Szaniawskiego, dramaturga z Mazowsza.

Marek Mokrowiecki, obecny dyrektor naszej sceny, tak go wspomina: - Założeniem Jana Skotnickiego było stworzenie teatru, który połączy teatr zawodowy i ruch amatorski, otworzy się na działalność wystawienniczą, muzealną i filmową, a w działania włączy wszystkie środowiska kulturalne. Choć jego dyrekcja skończyła się w roku 1981, zawsze służył nam radą i pomocą. Zawsze chętnie tu wracał. Ostatnim spektaklem, jaki wyreżyserował w Płocku, było "Lato w Nohant" Jarosława Iwaszkiewicza z roku 2010.

Od 12 stycznia scena kameralna płockiego teatru będzie nosić jego imię. Na uroczystość zaproszono przedstawiciela świata kultury i polityki, do Płocka przyjedzie także siostra profesora, dr Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji