Artykuły

Ważny, potrzebny, mądry

"Nasz teatr na fali znakomitych rozwiązań, jakie wniósł w życie kraju, w istocie rzeczy naruszył fundament dziedzictwa kulturalnego. Ośmielił do lekceważenia tego dziedzictwa (...). W świecie ideologicznych konfrontacji tradycja ma wielką rolę. Namawiałbym do tego, byśmy wszyscy razem stworzyli taką atmosferę, gdzie podstawą oceny działań będzie uważny stosunek do tradycji własnego narodu". (WŁADYSŁAW LORANC). Oczywiste i nieoczywiste zadania teatru, "Teatr" 1977 nr 8).

Białostocki Teatr im. Al. Węgierki trzema kolejnymi premierami pod nową dyrekcją Andrzeja Witkowskiego wkroczył na nowe i normalne drogi rozwoju. "Odprawa posłów greckich" Kochanowskiego sięga do tradycji kulturalnej Polski niepodległej, do sztuki, literatury, teatru po europejsku świetnej na swe czasy a po obywatelsku zajętej sprawami kraju. Inscenizacja "SAMUELA ZBOROWSKIEGO" - po "Balladynie", "Marii Stuart", "Kordianie", "Fantazym" - po raz pierwszy od lat ponad piętnastu przypomina Słowackiego a zarazem wielki dramat idei. "CZWOROKĄT" Edwarda Redlińskiego łączy tę linią repertuaru ze współczesnością i honoruje pisarza, co na Białostocczyźnie wzrastał, a jej rzeczywistość jego twórczość wykarmiła.

Premiera "Odprawy" wiązała się z przywróceniem pierwotnego kształtu małej kameralnej salce; premiera "Samuela" połączona była z uroczystością otwarcia wyremontowanego i unowocześnionego, zwłaszcza po stronie sceny, gmachu. Co w równej mierze jest zasługą pierwszych władz województwa i miasta jak ludzi dobrej roboty od inżynierów, majstrów, rzemieślników poczynając, na dyrektorze Wydziału Kultury UW - Franciszka Piątkowskim i dyrektorze Teatru - Andrzeju Witkowskim nie kończąc.

Dnia 28 kwietnia 1977 roku Białystok był świadkiem wielkiej chociaż nie w pełni zadowalająco zrealizowanej premiery. Po raz pierwszy od bardzo już dawna można było, jak w każdym innym mieście, ujrzeć salą teatralną wypełnioną w pełni publicznością stanowiącą reprezentacją całego miasta. Samo zaś przedstawienie "Samuela" w opracowaniu Andrzeja Witkowskiego i w jego reżyserii, w oprawie plastycznej Barbary Jankowskiej i muzycznej - Piotra Mossa okazało się inscenizacją wspaniałą - w zamyśle, interpretacji tekstu, sformułowaniach myślowego przesłania i w wizji teatralnej, wyrazistej i bogatej, jaka na naszych oczach została powołana do tycia.

"Samuel Zborowski" Słowackiego przypomina fakt historyczny: ścięcie na rozkaz Kanclerza Jana Zamojskiego - Samuela Zborowskiego banity, zdrajcy i wichrzyciela przeciwko prawu i władzy królewskiej. Wśród relacji zdarzenia przytacza się m. in. fakt zaprzysiężenia zemsty przez nieznanego nikomu człowieka, który we krwi zabitego umaczał chustę i przyrzekł po wiekach stawić się na sąd przed trybunałem najwyższym: Boga, Historii czy Ludzkości. Wiąże się ten fakt z zachowaniem Samuela, który przebaczając własną śmierć Zamojskiemu pozwał go na sąd boski.

Właśnie przebieg tego sądu po trzech wiekach jest treścią dramatu Słowackiego. Przed tron najwyższy: Boga, Historii, Ludzkości wnosi sprawę Samuela osoba będąca upostaciowaniem owego nieznanego mściciela (Bukary), poety (Ja) i obrońcy (Adwokat), grana we wszystkich wcieleniach przez Krzysztofa Ziembińskiego.

Na sąd stawili się, powstawszy ze swoich nagrobków, Samuel i Kanclerz, ich bliscy, współcześni i potomni. W ważnych momentach sądu i sporu Samuela otacza jego kohorta i orszak pogrzebny, Kanclerza - husaria. Ludziom towarzyszą duchy wieczne - z mitów i legend, z literatury i sztuki, symbolizujące określone cechy, postawy, filozofię. Są, po części mówiącymi, po części milczącymi, świadkami rozprawy. W inscenizacji Andrzeja Witkowskiego stanowią publiczność cały czas obecną na scenie, aktywnie reagującą na przebieg sądu, na jawne dowody winy i wagę racji: Samuela - indywidualnych, chociaż "uświęconych śmiercią, i państwowych równie, chociaż inaczej tragicznych Kanclerza. Bo Słowacki stworzył a Andrzej Witkowski wydobył z dramatu o szerokim i głębokim podkładzie filozoficznym konflikt społeczno - polityczny o ścierających się już w XVI wieku i później przez stulecia sprzecznych racjach i interesach: narodu i państwa oraz wybujałych indywidualności szlachty, które z czasem doprowadziły Rzeczypospolitą do upadku.

Niedokończonemu i rozlewnemu dramatowi nadał Słowacki formę (na długo przed czystą formą Witkacego i na długo przed Wyspiańskim!), w której logiką nie są fakty, kolejność w czasie, psychologia i mechanizm ludzkich namiętności ale logika snu,marzenia, reminiscencji, jak w poezji powracających motywów. Andrzej Witkowski dał temu dramatowi na scenie - zda się jedyną z możliwych - formę, która ożywia w jednym miejscu (niby w kościele, krypcie, wawelskiej katedrze) pejzaż zdarzeń historycznych, myśli i uczuć bohaterów, oraz obrazów, którymi zdarzenia te obrosły w ciągu wieków. W miarę postępującej relacji świadka Bukarego - Ja - Adwokata ożywają wydarzenia rzeczywiste, materializują się w obraz wspomnienia bohaterów, ich myśli za żywota i ich pozagrobowe odczucia. A wszystko przyobleczone w ciało, w ruch i gest, oglądane jest jak w procesach dochodzeniowych i poszlakowych z różnych stron i w różnych oświetleniach: współczesnych poprzez interpretacje trzech wieków i z naszej dwudziestowiecznej perspektywy. I uczą, że tylko indywidualizm podporządkowany prawom kraju, w służbę narodu oddany godzien jest kultu i czci. Zarazem jest to rozprawa nawołująca zapalne serca Polaków do namysłu i rozwagi, w czynach i w sądach - tak uwielbienia jak potępienia. Oto słowa Adwokata do nas skierowane o tej sprawie:

O, duchy,

Jak wy do buntu i do zawieruchy

Skorzy... zawsze wy, jak widzę... Polacy...

Lecz przecież... po tej długiej wieków pracy

Już nie należy lecieć jak szalonym,

Trzeba wypytać pierwszej przy kim winy,

A może na tym człowieku czerwonym [Samuelu]

Leży ojczyzny i ducha ruina,

A wieki całe przeciw niemu jęczą (...)

Więc zatrzymajcie się - w porządku, w ryzie,

Tak jak jesteście... hufcami upiorów,

Wszyscy na miejscach, gdzie teraz stoicie

Przy chorągwianych ogniach z meteorów,

Patrzcie... to trupów dwa... a gdzie jest życie,

Trzeba osądzić...

W tym Kanclerzu była

Ojczyzny naszej powaga i siła,

Wielkie rycerstwo... czyn prędki i żywy.

A jako wiecie, człowiek byt uczciwy,

Z rozmysłem opracowany scenariusz przedstawienia trafnie wydobywa aktualne dziś myśli i rzetelnie rozkłada dramatyczne akcenty przewodu. Pewne skróty, zwłaszcza w partiach Bukarego i duchów wyszłyby całości przedstawienia na korzyść. Bardziej jednak niezbędne byłoby wypracowanie czytelności wiersza mówionego przez Krzysztofa Ziembińskiego i Gwiazdą - Halinę Dobrucką. Także eliminacja czy retusze pewnych efektów w wizji plastyczne - ruchowej, pewnych - zwłaszcza powtarzających się rozwiązań dźwiękowych. Natomiast aż się prosi o wzmocnienie chóralny śpiew rycerzy Kanclerza.

Plastyka przedstawienia, wspaniała barokowość wizji, przełożenie kunsztownej i trudnej poezji Słowackiego na obraz po malarsku piękny, bogaty w odniesienia da dawnej i późniejszej tradycji literatury i sztuki polskiej - przyniosły nam wieczór pełen rzeczywistego zafascynowania teatrem, bogactwo głębokich doznań i wzruszenia, jakie może być tylko udziałem Polaka, oglądającego na scenie wydarzenia swojej historii wyniesione na wysokość antycznej tragedii.

Szkoda, że rozmachowi inscenizacji i mądrości dialektycznie, we wszystkich sprzecznościach rozpatrywanej motywacji zdarzenia historycznego nie dorównało wykonanie aktorskie. Krzysztof Ziembiński był na przemian świetny i nie do zniesienia. Kanclerz Eugeniusza Dziekońskiego wspaniały w geście i plastyce postaci, chwilami był zupełnie niesłyszalny. Nie potrafili równo powiedzieć nawet kilku zdań Juliusz Przybylski (Brat Teolog) i Marian Szul (Brat Logik). Ginął głos i zacierał się sens zdań Gwiazdy - Haliny Dobruckiej, która przecież stworzyła postać sugestywną i nie do zapomnienia.

Nieumiejętność uwydatnienia myśli i piękności wiersza Słowackiego, mała nośność głosów, braki dykcji- to główne powody pretensji do zespołu wykonawców, stosunkowo jednak łatwe do eliminacji. Bowiem to, co zespół białostockich aktorów pokazał w przedstawieniu "Samuela Zborowskiego", nie nawykły do tego typu utworów i latami całymi marnowany w miernym małym realizmie, świadczy o jego godnych ambicjach, talencie, dyscyplinie i fachowym przygotowaniu. Te cechy pozwolą w dalszych przedstawieniach przezwyciężyć skutki zmęczenia niełatwą pracą przy odgłosach remontu, pośpiechu, i najzwyklejszej tremy. Role Andrzeja Karolaka (wspaniały Samuel), Barbary Jakubowskiej (Walkirie) i Asji Łamtiuginy, widoczna ofiarność i dyscyplina zespołu nią pozostawiają nic do życzenia.

Wielka Inscenizacja, słabe wykonanie. Ale teatr do dawnego już nie. podobny - ważny, potrzebny, mądry. Po prostu rzeczywiście Teatr, a nią żałosna przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji