Kolubryny zionące symbolami
W dniach od 3 do 6 marca, na scenie berlińskiego Hebbel Theater wystąpił ze swą najnowszą premierą - "Zagładą" Klausa Rudigera Maia (wg powieści Piotra Szewca) - szczeciński Teatr Współczesny. Przedstawienie, będące plonem polsko-niemieckiej koprodukcji, zrealizowane przez twórców z Niemiec z zespołem artystycznym teatru z Wałów Chrobrego, nie miało w Szczecinie dobrego przyjęcia. Z tym większą ciekawością czekaliśmy więc wieści o wynikach zagranicznej eskapady.
Z opinii prasowych wynika, że aczkolwiek sam projekt twórczej współpracy między artystami z Niemiec i Polski wart był wysiłku (a zwracał na to szczególną uwagę "Berliner Magazin ), to spektakl nie potwierdził artystycznego sensu tej współpracy. Najostrzej, w tonie ironiczno zjadliwym, pisał o spektaklu "Die Tageszeitung". "Berliner Morgenpost", odnajdując podobieństwa stylistyczne z poetyką niemieckiego ekspresjonizmu, wypowiadał się o całości krytycznie, lecz w łagodniejszej tonacji. Ostateczną zaś konkluzją zamieszczonej tam recenzji było zdanie: "... Szewc w poetycki sposób przywołuje utracony świat, w którym okrucieństwo nie było jeszcze zorganizowane i nie odciskało piętna na żadnej ideologii, Mai dostarcza gotowego wzorca na ulotkę".
"Die Welt" tekstem pt. "Anioł zemsty między karaluchami" daje natomiast najwyraźniej do zrozumienia, że szczecińsko-berlińska "Zagłada" jest nieporozumieniem: "Całkowicie chybiony podtytuł (...) nie można tu dostrzec ani idylli ani komedii (...) Jedynie tytuł zawiera prawdę. Inscenizowana jest zagłada. Zagłada teatru". I dalej: "To, co wyprawia Mai ze swoim, wyraźnie przykro dotkniętym zespołem, jest tak niewymownie dotkliwe, że człowiekowi dreszcz przebiega po plecach. Wytoczono kolubryny zionące symbolami". Recenzję kończy złośliwa sugestia: "polecamy nominację na spotkania teatru szkolnego".
W recenzjach pisze się jednak źle przede wszystkim o samej koncepcji inscenizacyjnej, zespół Współczesnego traktując jako nie wykorzystane przez reżysera sprawne narzędzie.
O ocenę całego przedsięwzięcia w kontekście występów na berlińskiej scenie poprosiliśmy dyrektora Teatru Współczesnego, Zenona Butkiewicza, który powiedział nam, co następuje:
"Było to zarówno dla zespołu, jak i dla nas wszystkich ważne doświadczenie. Jechaliśmy do Berlina z pewną tremą, ale ta prawdziwa trema ogarnęła nas dopiero, gdy ujrzeliśmy afisze zapowiadające nasz występ; zwłaszcza te tygodniowe, zbiorcze, które uświadomiły nam w jak ekskluzywnym, a z pewnością wielce wymagającym towarzystwie się znaleźliśmy. Oferta w teatrach berlińskich jest przecież bardzo zróżnicowana, bogata - lżejszy repertuar z "My fair Lady" i "Anatewką" (pod tym tytułem grają tam "Skrzypka na dachu") sąsiaduje z propozycjami wielu świetnych scen, że wspomnę tylko o przypadającej akurat na ten sam czas premierze " Wujaszka Wani" w znakomitym Deutsches Theater. No a że tam nie znają tzw. organizacji widza musieliśmy publiczność przyciągnąć sami. I jakoś się to udało.
Na piątkowej premierze było około 400 osób, następnego dnia mniej więcej 200, i było to chyba nasze najlepsze przedstawienie w Berlinie, w niedzielę było wprawdzie już gorzej - mało widzów, brawa zdawkowe - ale w poniedziałek znów nieźle. Podkreślam: ci którzy przyszli nas obejrzeć kupowali bilety z kasy - wybrali nasze spektakle powodowani autentycznym zainteresowaniem. Zresztą berlińskie media solidnie je podsycały. Zapowiadano nas w radio, telewizji, sporo pisała o "Zagładzie" prasa.
A przyjęcie spektaklu? Przyznać muszę, że generalnie biorąc przedstawienie się nie podobało. Ale tu rzecz godna, jak sądzę, uwagi: recenzenci niemieccy byli bliscy w ocenach recenzjom, z jakimi przyjęto "Zagładę" u nas. Oczywiście, my byśmy woleli przeczytać o sobie coś milszego, ale chcę podkreślić, że krytyka odrzuciła przede wszystkim koncepcję spektaklu, reżyserski styl i zamysł. O aktorach naszego teatru pisano na ogół bez pretensji - w kuluarowych, a sądzę, że nie tylko kurtuazyjnych, opiniach też wyrażano zdanie iż, cytując tutaj jedną z recenzji, utalentowany, sprawny zespół nie został w pełni wykorzystany przez reżysera.
Co dalej? Mamy ze strony Hebbel Theater, mocno wyrażaną, deklarację, iż chętnie z nami podejmą współpracę w przyszłości. A czy do tego dojdzie? Dziś nie zajmujemy się oczywiście tego typu rozważaniami. Codzienność ma swoje prawa, a my swoje zadania w Szczecinie. Sądzę jednak, że nawiązanie przez nas kontaktów międzynarodowych, przetarcie się w konkurencji zagranicznej, i to wobec wymagającej publiczności, pozwala znaleźć w całym tym przedsięwzięciu również aspekt pozytywny".