Czego chce Spiro?
W Teatrze im. Stefana Jaracza premiera. Na scenę wchodzi zapowiadana jeszcze w ubiegłym sezonie sztuka węgierskiego pisarza Gyorgy Spiro "Szalbierz" oparta na jednym z wątków powieści "Iksowie" tego samego autora, opowiadająca o epizodzie z życia Wojciecha Bogusławskiego. O sztuce i jej realizacji rozmawiają przed premierą Krzysztof Ziembiński, reżyser przedstawienia i wykonawca głównej roli, postaci Bogusławskiego, Jerzy Wróblewski, reżyser współpracujący z naszym teatrem oraz Janusz Segiet, krytyk teatralny.
J.S. - Czego chce od nas Spiro? Dlaczego węgierski pisarz zainteresował się naszą historia i kulturą? Dlaczego z niechęcią i jawnym krytycyzmem odnosi się do naszej tradycji? Burzy nam wizerunek ojca sceny narodowej. Zaraz po ukazaniu się powieści "Iksowie", a później dramatu "Szalbierz" wybuchła wrzawa. Niektórzy Polacy poczuli się dotknięci, prawie znieważeni. Pojawiły się publikacje polemiczne. Gorąco dyskutowano nawet na Węgrzech, w środowisku badaczy kultury polskiej. Później emocje opadły. Realizacje sceniczne "Szalbierza" nie potwierdziły paszkwilanckiego charakteru dzieła. Jak będzie w Olsztynie? Czy Spiro wzburzy opinię i będzie nas obrażał?
K.Z. - Nie podzielam takich obaw. Powieść "Iksowie" miałam trochę z paszkwilu, "Szalbierz" już nie. Jest to bardzo interesujący materiał literacki. Jeśli przyjąć za prawdziwe powiedzenie, że świat jest teatrem, a teatr światem, to okaże się, że Spiro napisał w istocie sztukę współczesną opartą na realiach historycznych, zresztą niezbyt ścisłych. Bogusławski istotnie pojechał na gościnne występy do Wilna, niektórzy bohaterowie sztuki i noszą nazwiska historycznych postaci z tamtego okresu... To wszystko... Reszta jest fikcją.
J.W. - Spiro postąpił tak, jak wielu innych pisarzy. Kostium jest dla niego maską ukrywającą prawdę o współczesności
K.Z. - "Szalbierz" to powieść o ludziach, którym nic się nie chce, których przytłoczył terror, są leniwi, bez ambicji. I nagle przyjeżdża stary człowiek, wielki aktor i sprawia, że ludziom rosną skrzydła. Pojawienie się wielkiej indywidualności zmienia całe środowisko.
J.W. - Artyści mają prawo być moralnymi higienistami. Za to im trzeba płacić, żeby mówili prawdę, nawet gorzką prawdę.
J.S. - A co z epitetem tytułu? Dlaczego Bogusławski został nazwany szalbierzem?
K.Z. - Bogusławski istotnie przyjechał do Wilna, żeby zarobić sporo pieniędzy. Praca w teatrze wciągnęła go jednak i przestała być tylko zajęciem zarobkowym, stała się misją?
J.S. - A jaki będzie Bogusławski? Pomnikowy, sympatyczny, interesowny? W teatrze można zrobić wszystko.
K.Z. - Ja chcę grać postać w każdym calu pozytywną, wielką, dzięki której społeczność podnosi głowę, dźwiga się.
J.W. - Byle bez przesady. Powiedzmy, że Bogusławski jest realistą, chodzi po ziemi.
K.Z. - W każdym razie słowo szalbierz należy traktować nie dosłownie. Bogusławski jest postacią patriotyczną.
J.S. - A cale przedstawienie? O czym będzie?
J.W. - Na pewno powinno uniknąć błędu inscenizacji warszawskiej, która, jak twierdzą krytycy, była o niczym.
K.Z. - Chcemy, żeby było to przedstawienie o jakimś nowym myśleniu, o postawach ludzkich, o zrozumieniu współczesności.
J.W. - Wierzę, że będzie to takie przedstawienie. Śledzę próby, bo Krzysztof cały czas jest na scenie, i widzę, że kierunek dążeń jest właściwy.
K.Z. - Żeby tylko publiczność, głównie młodzież chciała docenić nasze starania. Sztuka nie jest standardową lekturą szkolną o Wojciechu Bogusławskim.
J.S. - Kto realizuje spektakl?
K.Z. - Ja reżyseruję, scenografia jest Andrzeja Markowicza, gra prawie cały zespół, również nowi aktorzy zaangażowani w tym sezonie.