Artykuły

Tresura (w) "Królowej Margot"

"Królowa Margot. Wojna skończy się kiedyś" w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Kinga Kościak w portalu rozswietlamykulture.pl.

22 listopada w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej odbyła się premiera "Królowej Margot" - spektaklu opartego pospołu na powieści Aleksandra Dumasa, filmie Patricea Chereau oraz pamiętnikach Małgorzaty de Valois. Spektakl wyreżyserowany przez Wojciecha Farugę mimo ciężkiego balastu dość licznych przecież adaptacji, proponuje widzowi świeże spojrzenie na wydarzenia zaistaniełe w XVI wieku na dworze królewskim Paryża.

Reżyser zaznacza, że spiritus movens spektalu to jego warstwa polityczna. Rzeczywiście, polityka, a właściwie jej kuluary, odgrywają tutaj pierwszoplanową rolę. Oglądamy sztukę nienawiści zainscenizowaną przez fanatyczną królową Katarzynę Medycejską, w której więzy rodzinne, wartość miłości czy ludzkiego życia zostają podporządkowane rządzy władzy. Walczą ze sobą miłość i egoizm, przy czym ta pierwsza okazuje się siłą bierną i słabą. Źle pojęta, zahukana, przeobraża się dość chętnie we własną złą siostrę - nierządnicę, wzmacniając przy tym, całkiem niechcący, drugą stronę konfliktu. Egoizm łamany przez nienawiść, dobrze karmiony i stale podsycany, wydaje imponujące, zbryzgane krwią plony, kolejno znoszone na scenę przez mniej lub bardziej poszkodowane postaci. Pochód bohaterów przenoszących zakrwawione elementy świadczące o poszczególnych, traumatycznych wydarzeniach z życia Margot, stają się bolesnym symbolem bólu i tragedii, których ta metafora miłości, córka fanatycznej matki i równie fanatycznych czasów, musiała doświadczyć.

Trup ściele się gęsto, nie szczędzi się nam scen przymocy czy gwałtu, niskie pragnienia podsycane lękiem przeobrażają istoty ludzkie w zwierzęta. Nie bez przyczyny wieloktornie epatuje się tutaj niewinną formatem książeczką i ustawicznie przysłuchuje jej treści. Dzieło o ważkim tytule "Tresura psów", wierny towarzysz dziatwy wielkiej Katarzyny, pośrednio i bezpośrednio staje się wielokrotnym narzędziem zbrodni, emblematem nieuświadomionej choroby toczącej ród Walezjuszów i, jednocześnie, powodującej nieuchronne jego wygasanie. Ciekawą koncepcję stanowi skojarzenie dwóch scen: przybyciem do Paryża hugenotów, pragnących uczestniczyć w hucznym weselu księżniczki Margot i Henryka Bourbona z fragmentem Odysei, kiedy to Odys przybywa na wyspę Aja i niczym nieświadomi niczego hugenoci, zaproszony zostaje na ucztę wystawioną przez uroczą Kirke. Z tą różnicą, że tutaj biesiadnicy zostają bez ogródek wyrżnięci, zaś w homerowskie zwierzęta przemieniają się oprawcy, którzy nigdy już nie powrócą do "tych siebie" sprzed czasu rzezi. Motyw ludzkiego zezwierzęcenia przeplata się nieustannie z drugim - wplątania w nieuchronne - w szprychy Koła Fortuny, losu czy przeznaczenia. Ludzkie marionetki tańczą bowiem przypięte przynajmniej do kilku dłoni.

Sztuka przemyca wartości uniwersalne, zarysowując nam, czasem może trochę zbyt grubym szlaczkiem, podobieństwa między wczorajszym a dzisiejszym. Polityka utaplana w manipulacji, intrygach i kłamstwie święci triumfy, świat skąpany jest w nierządzie i agresji, a człowiek, odpowiednio wytresowany, zrobi dokładnie to, czego się od niego oczekuje. "Królowa Margot" Wojciecha Farugi przypomina o świecie dążącym do ścisłej homogenizacji, o toksyczności ludzkiej z przymrużeniem oka traktującej własne niegodziwości, by z pełnym pietyzmu namaszczeniem piętnować cudze przewinienia. Orgia nienawiści, okrucieństwo żądzy, oto mamy przed oczami istne pobojowisko, w którym ludzie-pionki padają jak muchy, wspierani - nigdy przez bliskich - a przez pojawiającego się od czasu do czasu pod przykrywką "przypadku", mimo wszystko głównego kreatora zdarzeń: Deus ex machina.

Plusem wersji zaproponowanej nam przez bielską ekipę jest jej innowacyjność, nie trwożąca się przed sięganiem w intertekstualność czy zabawę z czasem i formą, kojarzącą się momentami ze sposobem w jaki szekspirowskiego "Tytusa Adronikusa" zaproponowała widzom Julie Taymor w 1999 roku. Mocną stronę spektaklu stanowi również choreografia opacowana przez Damiana Kwiatkowskiego. Przykrym, bo zaburzającym percepcję wydarzeń mankamentem (pojawiającym się na premierze), były cicho wypowiadane kwestie. I to by było na tyle, gdyż na agresję, nagość i brutalizm w dzisiejszych czasach narzekać już po prostu nie wypada. Szczególnie jeśli mowa o historii księżniczki Małgorzaty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji