Artykuły

Słowacki dla wytrwałych

W Teatrze Narodowym, Adam Hanuszkiewicz wystawił "Samuela Zborowskiego" Juliusza Słowackiego. Jak reagują widzowie? Wielu wymyka się dyskretnie z pierwszej, zbyt długiej części spektaklu; wielu opuszcza teatr w przerwie przedstawienia. I nie dlatego, żeby spektakl raził nieporadnością; nie dlatego też, by wzbudzał protest nieuzasadnioną ekstrawagancją. Przeciwnie, jest prosty, klarowny, bardzo poetycki, brak w nim zbędnych dziwactw, a nawet aktorstwo stoi na wyrównanym wysokim poziomie. A jednak, trudno wytrwać do końca na tym przedstawieniu. Taki jest bowiem, i był zawsze "Samuel Zborowski".

Należy ten dramat do grupy utworów Słowackiego, znanych większości z nas zaledwie z tytułów. Twórczość ostatnich lat życia poety do dziś jeszcze jest dla nas mało czytelna, trudna w percepcji, mroczna, by nie powiedzieć dziwaczna. Daleka jest od teatralnych przebojów: "Balladyny", "Kordiana", "Beniowskiego". Nosi miano "mistycznej" i ciągle jeszcze pozostaje właściwie nieodkryta dla polskiej sceny. Wypada więc wyrazić słowa podziwu dla Hanuszkiewicza, że po próbie sił ze "Snem srebrnym Salomei" sięgnął teraz do dramatu całkowicie zapomnianego przez teatr, jednego z najdziwniejszych i najtrudniejszych w historii naszej literatury.

Dlaczego jest nam tak trudno zmierzać się z "metafizyczną syntezą bytu" Słowackiego, z jego rozważaniami o wyższości ducha, dla których "Samuel Zborowski" jest przykładem charakterystycznym, wyjaśnia nam bardzo prosto Marta Piwińska: "Twórczość Słowackiego, tak naprawdę, wydaje nam się obca dlatego, że dziedziczymy światopogląd pozytywistyczny. Poeta więc nam mózg przewraca na drugą stronę. Myślimy dokładnie na odwrót - a on jest "przeciw", "wbrew" i "jak wróg". Nie bójmy się jednak mistycyzmu Słowackiego dlatego tylko, że tak trudno nam dziś wniknąć w poetycko-teatralny obraz owego mrocznego widzenia świata, będącego całkowitym zaprzeczeniem obowiązującego nas - współczesnych naukowego światopoglądu. Teatralna egzemplifikacja metafizyki, oferowana nam przez Słowackiego, ręką Hanuszkiewicza i jego aktorów, ma swoje niezaprzeczalne uroki i można się w niej rozsmakować".

"Samuelem Zborowskim" w Narodowym debiutuje bodaj, jako scenograf, znakomity nasz plakacista - Jerzy Czerniawski. Ważny to debiut, bardzo pokrewny zresztą całej dotychczasowej twórczości młodego plastyka. Uroda plastyczna tego przedstawienia jest jego wielkim walorem, ale nie jedynym.

Spektakl obfituje w szereg pięknych, poetyckich, niesamowitych wręcz scen i epizodów teatralnych, podpartych dobrym aktorstwem. W atmosferze mrocznego snu zrealizowana została pełna symboliki pierwsza część przedstawienia z Adamem Hanuszkiewiczem jako poetą-inscenizatorem, animatorem działań i przeistoczeń młodej pary bohaterów: Haliny Rowickiej (Heliany-Atessy i Dziewicy) oraz Tomasza Budyty (Heliona i Eoliona). Na uwagę zasługuje poetycki epizod Zofii Kucówny, a także rola Gustawa Krona (Bukary-Lucyfer).

Odnotować należy również dwa piękne epizody "podwodne" Ewy Krasnodębskiej jako Amfitryty i Anny Romantowskiej jako Diany-Heliany. Nieziemski, makabryczny wręcz proces: przed sądem bożym w drugiej części przedstawienia jest popisem aktorskim Henryka Machalicy (w roli kanclerza Zamoyskiego) i Jana Tesarza w roli tytułowego buntownika-męczennika, a tuż obok nich - utalentowanego Emiliana Kamińskiego.

Zarówno oni, jak i pozostali wykonawcy tego spektaklu czynią wszystko, by nadać klarowności tajemniczemu językowi Słowackiego, by rozszyfrować jego mistyczny teatr. Wraz z Hanuszkiewiczem, Czerniawskim, St. Syrewiczem (muzyka), służyli sobie oni na maksimum intelektualnego wysiłku, ze strony widza, pomimo generalnego obecnie u nas zmęczenia codziennością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji