Artykuły

Warszawskie teatry 2014. Co nam zostawił ten rok

Nowe zjawiska pojawiają się tam, gdzie niekoniecznie się ich spodziewano, a blaknie gwiazda modnych niegdyś miejsc - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

W ostatnich latach stolica kojarzyła się głównie z teatralnym konserwatyzmem lub gwiazdorską komercją. Ale coś się powoli zmienia w warszawskich teatrach.

Nowe w Nowym, w TR - cisza

Zacznijmy od zaległości. Ruszyła nareszcie budowa nowej siedziby Nowego Teatru. A Karolina Ochab i Krzysztof Warlikowski wreszcie otworzyli scenę przy Madalińskiego na nowych artystów. Rezultat przeszedł oczekiwania - każda z ich tegorocznych propozycji warta jest uwagi. Począwszy od błyskotliwej "Apokalipsy" Michała Borczucha - melancholijnego, ironicznego przedstawienia m.in. o tym, jak tanieje i banalizuje się w kulturze polityczne zaangażowanie.

Nie tylko dzieci docenią "Pinokia" [na zdjęciu] Anny Smolar. Mądry i przewrotny spektakl powstał na podstawie współczesnej adaptacji klasycznej baśni. Pinokio jest tu nie tyle krnąbrnym drewnianym brzdącem, który zostaje ukarany, ile dorastającą jednostką, uczącą się trudnej sztuki wolności. Wszystko w ascetycznie prostej formule - z postacią Pinokia rozdzieloną między aktorkę Magdalenę Popławską a tancerkę i choreografkę Dominikę Knapik. Premiery uzupełnia propozycja dla zdecydowanie najmłodszych widzów - interaktywny "Elementarz" Michała Zadary.

Ożywienie w Nowym kontrastuje z zastojem w TR Warszawa. Scena przy Marszałkowskiej dała w mijającym roku tylko jedną premierę - "Drugą kobietę" dyrektora Grzegorza Jarzyny. Można się spierać o główną rolę Danuty Stenki, ale scenariusz kultowego filmu Johna Cassavetesa z 1977 roku Jarzyna przerobi! na nieco banalne, suche przedstawienie o "kulisach sceny", lęku przed starością i wypaleniem, przed którym ucieka się w alkohol. Nie tędy droga do udanego romansu teatru z kinem.

Glińska z Masłowską i Gombrowiczem

Do najmłodszych odbiorców wróciła też Agnieszka Glińska. "Jak zostałam wiedźmą" z brawurową rolą Kingi Preis i muzyką na żywo braci Waglewskich było najbardziej udaną premierą Teatru Studio, na której dobrze bawić mogą się też dorośli. "Jak zostałam..." dyrektorka Studia kontynuuje swoją udaną przygodę z twórczością Doroty Masłowskiej - po spektaklu "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" z ubiegłego sezonu.

Glińska przypomina, że ma zmysł groteski i poczucie humoru. Jej "Iwona, księżniczka Burgunda" okazała się największym w minionym roku hitem Teatru Narodowego. To Gombrowicz bez pretensji do głębokich filozoficznych diagnoz, rozkręcona teatralna maszynka ze świetnymi rolami.

W Narodowym intrygował też "Lód" Rosjanina Konstantina Bogomoła. Szkoda tylko, że na literacką postmodernistyczną dystopię Sorokina reżyser miał tylko jeden formalny chwyt eksploatowany przez trzy godziny przedstawienia.

Kurs na niezależność

Zostawmy jednak szacowną narodową scenę. W stolicy rośnie siła niezależnych teatrów o różnorodnym charakterze - od flirtujących z awangardą po rozrywkowe. Część z nich otrzymuje wsparcie ze środków publicznych.

Emocje budziła "Klątwa" - teatralny serial Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, realizowany wspólnie przez prywatny Teatr IMKA i publiczną Łaźnię Nową z Krakowa. Powstały trzyjego odcinki.

"Pożar w burdelu", najgłośniejszy kabaret stolicy, trafił wreszcie na prawy brzeg Wisły z jednym z lepszych odcinków. Program w praskiej Fabryce Wódek "Koneser" miał poprzedzać otwarcie drugiej linii metra, łączącej wschód miasta z zachodem. Podziemnej kolei wciąż co prawda nie uruchomiono, ale "Pożar" stał się poważną instytucją - z tysiącami widzów każdego odcinka i bombastycznym inscenizacyjnym rozmachem. A także niespodziewanymi aktorskimi angażami - w praskim odcinku zjawili się m.in. Przemysław Bluszcz i Maria Maj. Napływowa i rdzenna stołeczna klasa średnia w "Pożarze" śmieje się z samej siebie, z warszawskich afer i warszawskich mitów.

Poważną instytucją stała się też Komuna Warszawa - jedno z najbardziej poszukujących miejsc na teatralnej mapie stolicy. Działająca nieopodal Dworca Wschodniego scena jest na fali wznoszącej. Wchodzi też w koprodukcje z innymi placówkami, jak Centrum Kultury "Zamek" w Poznaniu. Najmocniejszą propozycją Komuny był punkowy "Teren badań: Jeżycjada" Weroniki Szczawińskiej - młodzieżowa saga Musierowicz przepisana na ironiczny koncert. Zwracał uwagę minimalistyczny i zaskakujący "Pigmalion" Wojtka Ziemilskiego.

Nie wszystkim ciekawym miejscom szczęście sprzyja. Zagrożony jest Teatr WARSawy przy Rynku Nowego Miasta. Scena w dawnym kinie Wars ma na swoim koncie głośny monodram Agnieszki Przepiórskiej "Tato nie wraca" w reżyserii Piotra Ratajczaka czy tegoroczną dobrze przyjętą "Waszą wysokość" - sztukę Anny Wakulik o polskiej himalaistce Wandzie Rutkiewicz, wyreżyserowaną przez Katarzynę Kalwat. Jest też obecnie domem "Pożaru w burdelu".

Co grozi Teatrowi WARSawy? Skomplikowana sytuacja własnościowa nieruchomości, którą zajmuje. Foyer i wejście należą do miasta, sala do prywatnego dewelopera. Podobno rozważanyjest scenariusz włączenia teatru do struktur Staromiejskiego Domu Kultury. Nie służyłoby to jednak niezależnej scenie, która ma własny, oryginalny charakter. Szkoda byłoby, gdyby miała zniknąć.

Trudne początki Powszechnego

Największe emocje towarzyszyły Teatrowi Powszechnemu. Paweł Łysak i Paweł Sztarbowski we wrześniu objęli tam dyrekcję po wygranej w otwartym konkursie. Wcześniej kierowali teatrem w Bydgoszczy i zdobyli ogólnopolskie uznanie.

Nowi dyrektorzy ogłosili cały szereg cykli kuratorskich mających składać się na program Powszechnego. Na razie prowadzą głównie jeden: "Wojna. Pokój. Ukraina". Niestety, składające się nań premiery Wojtka Klemma i Marcina Libera były rozczarowujące - zarówno artystycznie, jak i jako polityczne wypowiedzi. Wiele wskazuje na to, że i wypracowany w ostatnich latach w Bydgoszczy pomysł na repertuar (zwłaszcza zbyt łatwo "uwspółcześnioną" klasykę), i zespół współpracowników mogą nie przyjąć się łatwo na warszawskim gruncie.

Trzy miesiące to jednak za mało, by pozwalać sobie na wyczerpujące oceny. Powszechny - kierowany przedtem przez reżysera filmowego i byłego rektora łódzkiej szkoły filmowej Roberta Glińskiego - nie miał ostatnio szczęścia. Po tym zastoju Łysak i Sztarbowski będą zapewne potrzebować więcej czasu.

Retusze w ratuszu

Konkurs w Powszechnym budził emocje - warszawski ratusz regularnie mianował dotąd dyrektorów teatrów w trybie pozakonkursowym. A były minister Bogdan Zdrojewski, partyjny podwładny wiceprzewodniczącej Platformy Hanny Gronkiewicz-Waltz, na odstąpienie od konkursu w stolicy zgadzał się za każdym razem.

Nie sposób pisać o teatrze bez pisania o stanowiskach i pieniądzach. Teatry mają największy udział w kulturalnym budżecie Warszawy, a od mądrych (lub częściej: nie) decyzji personalnych ratusza zależy ich kształt artystyczny.

W ubiegłym roku na fali przedreferendalnych retuszy w ratuszu zwolniony został Marek Kraszewski, przez lata pełniący obowiązki dyrektora Biura Kultury m.st. Warszawa. Nielubiany przez środowisko i organizacje pozarządowe, był symbolem nietransparentnej i niechętnej dialogowi społecznemu polityki kulturalnej. Przypisywano mu odpowiedzialność za kolejne fatalne posunięcia ratusza - mianowanie Glińskiego w Powszechnym czy połączenie Teatru Dramatycznego z Teatrem na Woli pod kierownictwem Tadeusza Słobodzianka, co odbyło się ze szkodą dla tej pierwszej sceny.

Po zwolnieniu Kraszewski został kierownikiem ds. administracyjnych w Teatrze Żydowskim. Biuro Kultury przejął wyłoniony w konkursie Tomasz Thun-Janowski.

Konkurs w Powszechnym miał oznaczać nowe otwarcie i przystąpienie do realizacji Programu Rozwoju Kultury - wypracowanego razem ze społecznikami, artystami i NGO-sami dokumentu programowego, który po uchwaleniu przez radę miasta został schowany do szuflady.

Jednocześnie bez echa przeszły dokonane przez ratusz bez procedury konkursowej mianowania kolejnych dyrektorów już za kadencji Thun-Janowskiego. Wojciech Gorczyca został naczelnym TR Warszawa (objął stanowisko po Grzegorzu Jarzynie, który w "swoim" teatrze pozostał szefem ds. artystycznych). Podobny manewr wykonano w Teatrze Syrena, na zasadzie zamiany. Rozrywkowa scena przy Litewskiej kierowana była pięć lat przez Wojciecha Malajkata.

1 marca został wicedyrektorem ds. artystycznych. Jego przełożonym - dyrektorem naczelnym - jest Jakub Biegaj, wcześniej zastępca Malajkata ds. administracyjnych.

Co dalej z Żydowskim?

Kolejnym sprawdzianem dla urzędników będzie sprawa Państwowego Teatru Żydowskiego. 16 lipca mijającego roku zmarł Szymon Szurmiej, najdłużej urzędujący dyrektor teatru w Polsce. Kierował Żydowskim od 1969 r. Póki co rządy przy pl. Grzybowskim przejęła aktorka i działaczka kulturalna Gołda Tencer - wdowa po Szurmieju i jego wieloletnia współpracownica. Ogłosiła nowy program dla sceny, zaskakując nazwiskami z teatralnej czołówki - w Żydowskim zagościć mają w przyszłym roku Maja Kleczewska czy Monika Strzępka z Pawłem Demirskim.

Wciąż nie wiadomo jednak, czy miasto ogłosi konkurs na nowego dyrektora Żydowskiego, czy też mianuje nim Tencer w trybie pozakonkursowym. Za odstąpieniem od konkursu przemawiać może w tym wypadku specyficzny charakter tej współprowadzonej przez miasto i Ministerstwo Kultury sceny - jednego z dwóch w Europie państwowych teatrów mających stać na straży dziedzictwa kultury jidysz.

Pytanie tylko, czy trzeba go strzec w sposób przyjęty w ostatnich dekadach - spektaklom z Żydowskiego zarzuca się skostnienie, archaiczną i kiczowatą estetykę. Czy konkurs - krajowy bądź międzynarodowy - rzeczywiście da Żydowskiemu szansę na zmianę w lepszą stronę? Albo: czy Golda Tencer faktycznie ma nowy pomysł na tę instytucję? Czas pokaże.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji