Moje Dziady Dejmkowe
Anna Tatarkiewicz jakże słusznie postuluje (POLITYKA 5) aby opinia publiczna została w pełni poinformowana "kto i z jakich powodów podjął decyzję zdjęcia tych Dziadów z repertuaru".
Nie czułem i nie czuję się kompetentny, aby to zadanie spełnić, ponieważ piszę tylko o tym, o czym wiem dokładnie. Żyją dawni działacze polityczni, którzy mogliby na pytanie A. Tatarkiewicz odpowiedzieć wyczerpująco. Ja natomiast mogę tylko przypomnieć, że 19 marca 1968 r. a więc prawie dwa miesiące po zdjęciu z repertuaru "Dziadów" w reżyserii Dejmka, Władysław Gomułka wygłosił znane powszechnie przemówienie w Sali Kongresowej i tam z całą wyrazistością określił swoje stanowisko w tej sprawie - mianowicie z pasją sobie właściwą uzasadniał (niefortunną wielce - powtarzam raz jeszcze) decyzję powziętą w styczniu. Kto wtedy odegrał rolę spiritus movens - nie wiem.
Wolno każdemu, a więc i pani A. Tatarkiewicz oceniać w mojej postawie "coś z ciasnego, redukcjonistycznego realizmu politycznego", ja bowiem w swoich wspomnieniach nie robię z siebie (jak niejeden z pamiętnikarzy) anioła i mędrca. Staram się pisać prawdziwie. Przyznam także (ale już z odrobiną ironii) rację A. Tatarkiewicz, iż "chyba nadal nie pojmuję, że dzieło sztuki... nie jątrzy emocji, ale je oczyszcza, sublimuje". Ileż ja znam dzieł sztuki - i to znakomitych - które właśnie jątrzyły w tym sensie, że wywoływały gniew, podniecały. Tak reagowaliśmy w dawnych latach na "Przedwiośnie" Żeromskiego, a później na "Modlitwę" Tuwima z "Kwiatów polskich" i opowiadania mojego oświęcimskiego kolegi Tadeusza Borowskiego i znacznie już później na film Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru". Czy te dzieła tylko "oczyszczały i sublimowały"? Przypuszczam, że wątpię - jak pisał kiedyś nieoceniony Wiech.