Artykuły

Rok 2014 w teatrze

Polski teatr przyzwyczaił nas do myślenia, że to on najszybciej i najodważniej reaguje na społeczne lęki i łamie tabu. Ale najważniejsze przedstawienia minionego roku powstawały tam, gdzie twórcy mówili także o własnych ograniczeniach - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Pierwszy raz od dekad ludzie wyszli na ulicę przeciwko cenzurze: po odwołaniu spektaklu Rodriga Garcii "Golgota Picnic". Wreszcie - drgnęło coś w Teatrze Telewizji, który zaczął zauważać nową polską dramaturgię, coraz częściej pokazuje też ważne przedstawienia z polskich teatrów. A spektakle roku?

"WYCINKA" [na zdjęciu] W TEATRZE POLSKIM WE WROCŁAWIU

Arcydzieło - powrót Krystiana Lupy do prozy Thomasa Bernharda w pełni zasługuje na to określenie. Imponuje rozmachem, bezlitosną ironią i precyzją formy. A także kreacjami Piotra Skiby jako Bernharda oraz Jana Frycza - przewrotnie obsadzonego w roli aktora Teatru Narodowego, nudziarza, megalomana i kabotyna zaskakującego finałowym wybuchem i wystrzałowym monologiem. Czarny humor "Wycinki" jest oczyszczający. Lupa perfekcyjnie panuje nad rytmem przedstawienia - nad sytuacją ciągnącej się długo w noc pretensjonalnej "kolacji wybitnie artystycznej" w mieszczańskim salonie, przeplatanej retrospekcjami z czasów naiwnej i radykalnej młodości. Jest to spektakl nie tylko o skorumpowaniu i zgłupieniu, na które narażony - a może skazany? - jest każdy artysta; mówi też o pensjonarskich fantazjach na temat sztuki, z którymi tak trudno się pożegnać. Gorzki monolog Skiby na ten temat długo dzwoni w uszach, sceny z wrocławskiego spektaklu zapadają w pamięć.

"APOKALIPSA" W WARSZAWSKIM NOWYM TEATRZE

Rozpoczęto nareszcie budowę nowej siedziby teatru Krzysztofa Warlikowskiego, a sam dyrektor otworzył swoją scenę szerzej na interesujących twórców młodszego pokolenia. Jednym z nich jest Michał Borczuch. W jego "Apokalipsie" życiorysy Fallaci i Pasoliniego służą tylko za pretekst, figurę przydatną do mówienia o europejskich lękach i obsesjach. Powstał melancholijny i ironiczny spektakl o bezradności i hipokryzji nie tylko bogatej Północy, lecz także sztuki, która lubi efekciarsko udawać społeczne zaangażowanie. O przemocy i nędzy, na których nasz świat się opiera i które potrafimy oswajać tylko przez fantazje. Na przykład tę o wampirach, które u Borczucha pojawiają się na rubieżach Twierdzy Europa - na wyspie Lampedusie. Oprócz fantazji zostają banalne kawiarniane rozmowy na ważkie tematy. "Straszne to, ta wojna, ta Rosja, ta Afryka, ta Ukraina. A jak Kaczyński wróci do władzy? Straszne".

"TEREN BADAŃ: JEŻYCJADA", KOMUNA WARSZAWA / CENTRUM KULTURY "ZAMEK" W POZNANIU

Brawurowy teatralny koncert z pogranicza punka i indie. Szczawińska śledzi kołtuństwo żelaznego kanonu polskiej literatury dziewczęcej - sagi Małgorzaty Musierowicz. Wraca do lektury z dzieciństwa i dostrzega, że w powieściowym świecie nie ma seksu, pogardza się ludźmi z awansu, a kobiety, które nie są zainteresowane macierzyństwem, to wariatki. Z tym że "Jeżycjada" z Komuny Warszawa to żadna ponura mowa oskarżycielska ani tym bardziej akademicka analiza. Wyparcie i neurozę leżące u podstaw mieszczańskiego światopoglądu Szczawińska pokazuje z błyskotliwym i nieco absurdalnym poczuciem humoru. Razem z Agnieszką Jakimiak i Krzysztofem Kaliskim książkowy cykl zamienili na piosenki, które zasługiwałyby na płytowe wydanie. Jak choćby "Opium w rosole" przerobione na psychodeliczny song z refrenem "Pijemy herbatę" jako powracającą odpowiedzią na wszystko, co mogłoby rodzinę Borejków zaskoczyć albo zmienić.

PODWÓJNE "DZIADY" - WE WROCŁAWIU I W POZNANIU

Michał Zadara wbrew wszystkiemu chciał oderwać narodowy arcydramat od narodowego mitu, wystawić go po prostu jako tekst. Wrocławskie "Dziady" (Teatr Polski) pomyślane zostały jako czysty teatr - bez mistycznych czy politycznych odniesień. A także bez skrótów - spektakl trwa pięć godzin. Umilają je typowe dla Zadary efektowne gadżety i świetne rozczytanie tekstu. Oraz wyjątkowy Bartosz Porczyk w roli Gustawa - jego godzinny monolog w finale przedstawienia przypomniał, że poezja Mickiewicza jest nie tylko historycznie ważna, lecz także wciąż piękna.

Z kolei w Poznaniu (...) Radek Rychcik odwrotnie - spróbował mit wzmocnić i rozszerzyć jego zasięg. Z radykalną naiwnością i żelazną konsekwencją. Osadził romantyczny dramat w realiach... walki o wyzwolenie czarnoskórych niewolników w USA i późniejszych zmagań z rasizmem oraz pośród obrazów z amerykańskiej popkultury. W efekcie dostajemy sceny tak sugestywne, że aż z pogranicza kiczu - "Zemsta na wroga" zaśpiewana jak negro spirituals przez chór skutych nagich więźniów czy salon warszawski przy leniwym obiedzie w posiadłości latyfundysty. Poznański spektakl to bezczelne ucieleśnienie marzeń kultury peryferii, by stanąć w samym centrum światowej wyobraźni.

"MORFINA" W TEATRZE ŚLĄSKIM W KATOWICACH

Ewelina Marciniak z głośnej, nominowanej do Nike powieści Szczepana Twardocha robi przewrotną wypowiedź o tandetnym melodramacie, w który zmienia się historia w naszych opętanych pamięciową obsesją czasach. "Morfina" nie jest obrazoburcza - pokazuje za to, że bardzo dziś potaniały i pomniki, i obrazoburcze gesty. Żongluje rupieciami z rekwizytorni historii, kliszami wojennych opowieści i męską niepewnością, z której utkana jest proza Twardocha. Jej główny bohater - zawieszony między polskością, śląskością a niemieckością, włóczący się po okupowanej przez Niemców Warszawie w poszukiwaniu narkotyku - jest tylko pretekstem do stworzenia na scenie wyjątkowego świata, w którym dominują kobiety (świetne aktorki katowickiego zespołu). Ten świat pulsuje energią dzięki choreografii Dominiki Knapik i rewelacyjnej muzyce na żywo grupy Chłopcy kontra Basia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji