Piotruś Pan
Wracamy do dobrych tradycji i wspólnie z Wojewódzkim Domem Kultury w Kielcach proponujemy państwu wspólną wyprawę do Warszawy na spektakl "Piotruś Pan". Jego premiera w Teatrze "Roma" odbyła się tydzień temu a publiczność zgotowała aktorom i realizatorom owację. My proponujemy wyjazd do teatru autokarem, a wy zdecydujcie czy warto.
Piotruś z rozmachem
Na scenie pojawiają się tancerze, aktorzy, chór, balet i orkiestra. Są wystrzały armatnie i płonące ogniska. Dzieci tańczą na wyspie wybudowanej specjalnie na potrzeby musicalu, która waży... siedem ton. By ją usytuować, trzeba było wzmocnić konstrukcję sceny, by się nie zapadła. Jest też naturalnych wymiarów piracki okręt, siedmiometrowy - sztuczny - krokodyl oraz olbrzymi - prawdziwy - pies. Indianie poruszają się wśród widowni i na balkonach.
Lata czekania
"Piotruś Pan" jest opowieścią o chłopcu, który nie chciał dorosnąć
- Piotruś jest małym odważnym chłopcem. Nie chce być dorosły, bo boi się, słyszał, że dorośli ludzie muszą się dużo uczyć. Trafia na swoją bajkową wyspę - mówi Tomek Kaczmarek, jedenastolatek z Wrocławia, jeden z odtwórców tytułowej roli. - Nie ma mamy i jest samotny - dodaje czternastoletni Maciej Sójka z Siedlec, zmiennik Tomka. - To przedstawienie dla dzieci i rodziców. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie - zapewnia Janusz Józefowicz, reżyser i choreograf musicalu, a przede wszystkim pomysłodawca przedsięwzięcia. - Ponad 5 lat temu zwróciłem się do Jeremiego Przybory z prośbą o napisanie libretta. - opowiada Józefowicz. - Przez ten czas trwało poszukiwanie teatru. Wreszcie "Piotrusia Pana" przygarnął do siebie Wojciech Kępczyński, dyrektor Romy.
- W spektaklu występuje Wiktor Zborowski, czyli kapitan Hook, który nienawidzi małego Piotrusia za jego niezależność. Na scenie zobaczyć można także Edytę Geppert, Justynę Sieńczyłło oraz Sebastiana Konrada. Przede wszystkim jednak wystąpi czternaścioro dzieci z całej Polski wybranych podczas eliminacji. - Dla nich jest to przygoda życia - mówi Józefowicz. - Dzieci mają dużo entuzjazmu. Potrafią szybko się znudzić, ale jeszcze szybciej regenerują siły. Kiedy ja wieczorem przypominam ziemię do kwiatków, one zaczynają szaleć - mówi Wiktor Zborowski.
Światła są tak mocne
Tomkowi Kaczmarkowi w musicalu towarzyszy siostra bliźniaczka. Przed niespełna rokiem wystąpili w telewizyjnym programie "Wyśpiewaj, wygraj". Dostrzegł ich Janusz Stokłosa, kompozytor muzyki w musicalu, i zaprosił na przesłuchanie. - Rodzice trochę się sprzeciwiali - mówi Tomek. - Mówili, że będziemy na nimi tęsknić
- dodaje Joasia. Od września ubiegłego roku mieszkają w Warszawie, na czwartym piętrze Teatru "Roma". Razem z szóstką innych dzieci z całej Polski. Cały czas trwały próby, próby, próby. No i szkoła. Bliźniaki uczyły się w szkole muzycznej. Tu także chodzą do piątej klasy, tyle, że ostatnio na lekcjach bywali nieczęsto. Najwyżej od ósmej do jedenastej. Potem była próba do obiadu. Po południu do późnego wieczora znów próba. Dzieci znoszą jednak tę pracę bardzo dzielnie. Większość przyznaje, że jeszcze ani raz nie miała dosyć. Nawet przed premierą, gdy temperatura rosła z minuty na minutę mali aktorzy zachowywali spokój. - Nie denerwujemy się. Światła są tak mocne, że widać tylko pierwsze rzędy - mówi Tomek, który dokładnie wyliczył, że na scenie pojawia się 68 razy. Joasia także nie czuła tremy przed premierą.
- Na próbach wszystko byto dobrze, więc czemu miałam się bać.
Bieganie z latarkami
Mali aktorzy pytani, jak pracuje im się z Januszem Józefowiczem, odpowiadają na ogół, że fajnie. - Jest wymagający, nieraz krzyczy, ale głównie na akustyków i panów od maszyn - mówią. Efektów pirotechnicznych jest w musicalu bardzo dużo. Są nawet sceny mrożące krew w żyłach. Janusz Józefowicz nie boi się jednak, że przestraszy to najmłodszą widownię. - Dzieci uwielbiają się bać - wyjaśnia. Dla twórców i aktorów etap przygotowań został zakończony. Teraz każdego dnia prezentują swe dzieło na scenie. Tomek i Joasia nie wiedzą, ile to potrwa i kiedy wrócą do Wrocławia, do swej szkoły i klasy. Wiedzą już natomiast, że chcieliby zostać... aktorami. - Na razie mi się podoba. Jeszcze ani raz nie czułem się zmęczony - mówi Tomek. Teraz przeżywają, kto wie, czy nie największą przygodę swojego życia. I zbierają zarobione pieniądze. Joasia marzy o gitarze elektronicznej. Tomek o komputerze. Póki co, przeżywają wielką przygodę. A gdy schodzą ze sceny przychodzi czas na odpoczynek lub na zabawę. W tym na tę najbardziej ulubioną - bieganie po ciemnym teatrze z latarkami.