Ze szkolnej ławy na czarodziejską wyspę
Kiedy na scenie pojawia się czarodziejska wyspa Niebywalencja, widzowie wstrzymują dech w piersiach. Skały, groty, tropikalna roślinność, stroje piratów i Indian mienią się wszystkimi kolorami tęczy. To kraina magii, w której może pojawić się zarówno piracki galeon, jak i gigantyczny krokodyl. Rytmy indiańskich tańców oszałamiają i wprawiają widzów w trans. Widowisko wciąga zarówno dzieci, jak i dorosłych - przynajmniej tych, którzy zachowali chociaż trochę dziecięcej fantazji. "Piotruś Pan" to opowieść o chłopcu, który nie chciał dorosnąć. Napisana blisko 100 lat temu przez szkockiego dramaturga Jamesa Barrie, do dziś należy do ulubionych lektur najmłodszych. Doczekała się już disnejowskiej wersji filmowej, wiele razy była przenoszona na sceny. Jednak spektakl w teatrze Roma różni się od poprzednich przedstawień. Tu role najmłodszych bohaterów grają dzieci. Janusz Stokłosa (kompozytor muzyki do "Piotrusia Pa") wspomina, że widział kilka spektakli, ale żaden go nie zachwycił. Za każdym razem odczuwał fałsz, kiedy w opowieści o wiecznych dzieciach występowali dorośli aktorzy. W Londynie widział trzydziestoletnią panią, byłą gimnastyczkę, udającą raczej, niż grającą Piotrusia Pana. Tamte odczucia przesądziły o sposobie dobierania obsady do przedstawienia, które stworzyli współautorzy sukcesu "Metra".
Na początku w gazetach pojawił się anons: Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa zapraszają uzdolnione dzieci i młodzież na eliminacje do musicalu "Piotruś Pan". Należało zaprezentować umiejętności taneczne i wokalne, śpiewając dwie piosenki - wolną i szybką z akompaniamentem. Dzieci miały także zadeklamować fragment wiersza albo prozy.
Na przesłuchania zgłosiło się ponad 500 dzieci z całej Polski. Marcina Sójkę (Piotruś z drugiej obsady) namówił do udziału w konkursie instruktor z domu kultury w Siedlcach. 12-letnią Zuzię Madejską i 14-letnią Alę Janosz (dzisiaj obie grają Wendy) Janusz Józefowicz spotkał na festiwalu piosenki dziecięcej w Radomiu, gdzie reżyserował galę finałową. Skontaktował się z rodzicami dziewczynek i zaprosił je na przesłuchania do "Piotrusia Pana". Tomka Kaczmarka (Piotruś z pierwszej obsady) zauważył w telewizji Janusz Stokłosa. Zadecydował szczęśliwy traf, bo był to jedyny występ Tomka w telewizji. Po konkursie, w którym wyłoniono sporą grupę dzieci, zaczął się okres przygotowań do spektaklu.
Zdaniem młodych aktorów, Janusz Józefowicz i Janusz Stokłosa okazali się bardzo wymagającymi nauczycielami. Dzieci nie spodziewały się zresztą niczego innego, bo słyszały o forsownych ćwiczeniach, jakim poddano młodych ludzi grających w "Metrze". Janusz Stokłosa zaczął od dokładnego wyjaśnienia dzieciom libretta, bo uznał, że muszą rozumieć śpiewany tekst. Janusz Józefowicz wyciskał z nich siódme poty w czasie zajęć choreograficznych. Dzieci musiały też opanować umiejętności dla nich zupełnie niezwykłe, jak choćby szermierkę. Tomek wspomina, że najtrudniejszy okazał się dla niego zjazd po linie, i nie ma mu się co dziwić - przecież nawet początkujący komandosi mają z tym sporo problemów. Na początku próby do musicalu odbywały się tylko
w weekendy. Na pół roku przed premierą konieczne było zwiększenie intensywności ćwiczeń. Dzieci spoza Warszawy musiały przenieść się do stolicy. Zamieszkały w w pokojach hotelowych teatru Roma. Oznaczało to dla nich zupełną zmianę trybu życia - pierwsze w życiu rozstanie z domem rodzinnym, kolegami i szkołami. Te dzieci, które chodziły uprzednio do szkół muzycznych, rozpoczęły naukę w szkole przy ul. Kawęczyńskiej, pozostałe - przy ul. Hożej. Posiłki jedzą w teatralnym bufecie. Większość widuje rodziców raz na tydzień w czasie weekendów. Niektóre mamy mogły na pewien czas zamieszkać razem ze swoimi dziećmi. Panie opiekują się nie tylko swoimi pociechami, ale także innymi młodymi aktorami - wyprawiają ich do szkoły, pomagają przy odrabianiu lekcji.
Zuzia Madejska ma więcej szczęścia od koleżanek - przez cały czas towarzyszy jej mama. Pani Maria Madejska wzięła roczny urlop bezpłatny i zamieszkała w Warszawie razem z córką. Zresztą zawsze stara się towarzyszyć Zuzi przy występach i nagraniach telewizyjnych.
- Muszę czuwać nad córką - mówi Maria Madejska - bo świat artystyczny bywa bezwzględny, a Zuzię można łatwo skrzywdzić choćby jednym złym słowem. Wiem, że ma prawdziwy talent, który trzeba rozwijać, dlatego jestem tu z nią. Kiedyś zapytano mnie, czy nie zabieram córce dzieciństwa. Gdybym zauważyła, że Zuzia traci coś ważnego, sama starałabym się ograniczyć czas, jaki poświęca swoim artystycznym pasjom. Występy w Romie sprawiają jej jednak prawdziwą przyjemność. Chcę też, żeby nie zatraciła swojej naturalności. Kiedy zauważę, że przybiera pozy gwiazdy, powiem "dość", ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Występ to wspaniałe przeżycie - mówi Tomek Kaczmarek. - Wiem, że wszyscy na sali świetnie się bawią, obserwują mnie, nagradzają brawami. Wybaczają mi też drobne potknięcia. Kiedyś zapomniałem wnieść na scenę kubek, co było niezmiernie ważne, bo miałem z niego wypić zatruty przez kapitana Haka napój. Innym razem przed walką gdzieś mi się zapodział miecz. Widzowie jednak rozumieją, że w czarodziejskim świecie może panować pewne zamieszanie.
Tomek pytany o tremę, twierdzi, że jej prawie nie czuje, w przeciwieństwie do dorosłych aktorów.
- Przecież każdą scenę powtarzaliśmy chyba po dziesięć tysięcy razy - mówi. - Łatwiej byłoby nam chyba zapomnieć jak się nazywamy, niż tekst.
Ala Janosz i Zuzia Madejska już przed występami w Romie zdobyły doświadczenie sceniczne na kilku festiwalach. Zapewniają, że nie męczą ich długie próby. Wiedzą, że nie można inaczej przygotować przedstawienia. Z uśmiechem mówią o tym, jak odnoszą się do nich dorośli aktorzy. Wiktor Zborowski traktuje dzieci, jak partnerów. Edyta Geppert, grająca Panią Darling, odnosi się do dzieci jak mama - pocieszy, kiedy ktoś ma gorszy dzień albo tęskni za domem.
Wielu znanych dziś aktorów i piosenkarzy zaczęło karierę w "Metrze". Może dzieci z "Piotrusia" pójdą w ich ślady?